a ja troszke nabralam dystansu po przeczytaniu pewnego felietonu napisanego przez jakiegos tam naukowca (chyba neurogenetyka nie istotne).Pisal na dosc kontrowersyjny temat mianowicie legalizacja niektorych uzywek.
Jego argumentem bylo miedzy innymi to ,ze spychanie ich do podziemia ,tworzy czarny rynek i wiadomo co za tym idzie(podono narkotyki sa drugim najbardziej dochodowy interesem na swiecie)
to,ze towar kupowany jest w wiekszosci bardzo silnie zanieczyszczony itd.
...to takie niby nie na temat wprowadzenie ale
pisal on dalej,ze zepchniecie niektorych uzywek na "margines" powoduje ,ze ludzie demonizuja ich sporadycznych,potencjalnych kosumentow oraz wszystko co sie z nim wiaze a znaukowego punktu widzenia (tak pisal!) nie ma w zasadzie wiekszej roznicy jaka substancje psychoaktywna wprowadzamy do organizu ,bo nasz mozg interpretuje to jednoznacznie(bardzo uproszczone ale tak mniej wiecej to brzmialo)
jednym slowem: nic zlego jesli z kazdej imprezy wracamy chwiejnym krokiem natomiast zapalenie trawki..to juz margines.
a jaka roznica??
po glebszym zastanowieniu przyznaje ,ze jest to faktycznie wplyw spolecznego przekonania.
moim zdaniem problem w tym,ze musi Cie klamac .
p.s. salome ja bym nieakceptowala gdyby moj facet spalal codziennie jednego blanta ani gdyby wypijal jedno piwko dla mnie zadna roznica.
pozdrawiam!