---------- 13:36 08.11.2009 ----------
aganthe napisał(a):Jejku.. Witam Was. Sama nie wiedzialam gdzie sie odezwac.. Tyle tych problemow.. Ale uznalam, ze pewnie wiekszosc musi wynikac z depresji.. Chyba wlasnie ja mam :/ Choc z drugiej strony sie zastanawiam, jak na to wpadlam? Ale hyh.. Wystarczylo przeczytac jeden artykul.. ale przeciez depresje moze stwerdzic tylko lekarz.. Musze sie przejsc.. Wiecie co? Ja sie tylko tak zastanawiam.. Przeciez ta depresje chyba widac? Czemu nikt z mojego otoczenia nigdy mi tego nie zasugerowal? Moj chlopak nic nie zauwazyl.. On chyba mysli, ze zawsze taka bylam.. ze w nocy nie moge spac.. ze chodze przez caly dzien smutna.. ze jak dostane napadu placzu to niemalze odwadniam organizm.. Po prostu zdalam sobbie spraw niedawno.. ze jestem zupelnie sama.. Z problemem.. Bo gdybym byla zupelnie sama.. to moze i problemu by nie bylo.. Ale mam mame, ktorej na mnie zalezy.. Martwi sie.. a ja ja caly czas zawodze.. Po raz kolejny chyba nie zalicze semestru.. nie chodze na wyklady od dawna.. Z ludzmi nie rozmawiam, boje sie.. Zauwazylam, ze jak juz dojdzie do jakiejs konwersacji w wiekszej grupie, to nie potrafie powiedziec nic madrego.. nie potrafie powiedziec glosno swojego zdania.. nie jestem pewna, czy nie zostane wysmiana.. albo moze jestem pewna, ze moje zdanie jest malo wazne.. Najgorsze jest to, ze w chlopaku nie mam wsparcia.. on mnie nie rozumie, mowi tylko, ze bedzie dobrze, i zyje sobie wlasnym zyciem :/ Nie martwi sie.. :/ A moze ja za bardzo tego chce:/ Szukam dowartosciowania.. Szukam nieustannych potwierdzen tego, ze zrobilam cos na prawde swietnie, ze ktos mnie podziwia.. Ale przez to chyba nikt mi czegos takiego nie mowi :( Ciagle tylko presja i presja.. :( Nie wiem jak dam rade :( Wlasciwie to mi sie wydaje, ze jestem juz u kranca wytrzymalosci.. nie jestem w stanie praktycznie juz nic robic.. Ani sie uczyc, ani pracowac - kontakt z ludzmi, odpowiedzialnosc - to dla mnie za duzo:( Powiedzcie - czy leki pomagaja?
Aganthe... wiem z mojego, bardzo podobnego doświadczenia {zawalanie rok po roku co roku.. w nieskończoność studiów, uzależnienie od amfy,thc,cukru,emocjonalnych przeżyć..., życie dla kogoś, a nie dla siebie - żeby nie zawieść i żeby być kochaną, żeby po prostu ktoś był..., strach przed samotnością i odrzuceniem...., bycie pod ciągłą presją zadowalania całego świata..., kompletny brak motywacji...etc} ...wiem jedno. Bez terapii z tego nie wyjdę z jednego prostego powodu.. Bo choć widzę, o co ze mną biega, to tak naprawdę nie wiem kim jestem... nie wiem czego się chwycić, a może właśnie odwrotnie - wszystko puścić?
Wiem, że terapia sama w sobie nie rozwiąże problemu i nie zastąpi mojej pracy.... jednak daje coś bardzo ważnego - jest jak lustro i jak drogowskaz....dzięki terapii zaczynam dostrzegać moją twarz, która to jest wśród niezliczonych masek no i terapia wskazuje metody - co mogę zrobić, żeby iść dalej przez życie swobodnie, taką jaka jestem, a nie taka jaką chcą mnie widzieć czy też ukrywająca się i uciekająca przed samą sobą...
To wszystko.
---------- 13:45 ----------
p.s. też mam tendencje do użalania się nad sobą i wypłakiwania morza łez.... wiem, że to z tęsknoty za akceptacją, za tym, czego w dzieciństwie nie dostałam - za miłością, bezwarunkową, po prostu miłością do x-yam takiej jaka jest, bez chęci urabiania jej na własną modłę... wiem też, jak temu zaradzić - nauczyć się kochać siebie taką jaką jestem, bez oczekiwania cudu z zewnątrz, bo tego cudu po prostu nie będzie.... jeśli sama siebie nie poukładam, nikt tego za mnie nie zrobi.... a wszystkie relacje będą tak samo chore, jak ja.... bo choroba zwana uzależnieniem - {bez znaczenia od czego się jest uzależnionym,po mojemu, z mojego doświadczenia depresja to też zakamuflowane uzależnienie - choćby od tej potrzeby akceptacji czy miłości} - jest jak rak z przerzutami - przerzuca się na innych, z którymi jestem w bliskiej relacji.... i albo bliscy uciekają czym prędzej albo wszystko ulega powolnemu rozkładowi.... jakkolwiek - jeśli sama nie będę zdrowa, mój świat tym bardziej zdrowym nie będzie.
pzdr.