...a może wypowiemy małą wojne?

Problemy z partnerami.

Postprzez cvbnm » 27 paź 2009, o 13:29

czyli rezygnujesz z prostoty?
cvbnm
 

Postprzez ewka » 27 paź 2009, o 13:34

Proste nie równa się błędne.
Miłość nigdy nie jest zła, zastosowałaś jakiś kosmiczny skrót myślowy :D
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez cvbnm » 27 paź 2009, o 13:40

tu ewidentnie jest

podaj argumenty ze nie jest zla
poki co przez 13 stron argumentujesz ze jest zla, ze jest krzywda.

Ma zatem przed sobą mężczyznę który deklaruje miłość… daje jej tychże słów dowody…
I w tychże chwilach ona ma myśleć o innej kobiecie,
To ona robi jej krzywdę???

wlasnie.
prosze bardzo

wg mnie to kwintesencja paskudztwa jakim jest wiarolomny maz.
krzywdzi nie tylko zone i dziecko ale tez kochanke.
jak mozna mowic innej kobiecie ze sie ja kocha kochajac zone?

co za plugastwo

plugawy czlowiek, ktory deklaruje milosc i daje dowody..
ot co

albo jest on oblakany, albo perfidny. (zakotwiczony szukajacy doladowania , swiezej krwi)

ale to na kochanke spadnie ciezar odpowiedzialnosci.
mimo ze ona moze szczerze pokochala....
cvbnm
 

Postprzez ewka » 27 paź 2009, o 14:22

Nie irytyj się, Cv.

Prosty w takim układzie jest fakt, że mężczyzna jest żonaty. Jej (kochanki) miłość (nawet najczystsza i najpiękniejsza) nie ma racji bytu... ale nie jest zła! Zło może powstać w jej wyniku - i o tym przez te 13 stron zdaje się mówię... o tym, że decyzją człowieka (magiczne tak lub nie) jest, co z tym majątkiem zrobi.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez cvbnm » 27 paź 2009, o 14:48

magiczne nie dla najczystszej i najpiekniejszej milosci....
?

i nie ma racji bytu

byt albo jest albo go nie ma

a tu akurat jest, i trzeba sie go pozbyc magicznym nie. ile razy w swoim zyciu mowilas milosci magiczne nie?
czy to nie jest przypadkiem powinnosc meza, mowic takie nie?
mowienie nie ma sprawic wieksza satysfakcje od mowienia tak, gdy sie zobowiazalismy pzysiega. kobieta z zewnatrz nie ma tu korzysci, w obu przypadkach podejmuje poswiecenie dla kogos. w przypadku milosci, ma jednak wiecej korzysci... bo doswiadcza czegos najczystszego i najpiekniejszego.. chocby tylko chwilke...w przypadku "nie" - nie ma nawet satysfakcji, ze "jego zona i dzieci ocalaly". bez przesady. twierdzimy ze kochanki sa "znudzone, niedoskonalosc,lenistwa,znudzenia czy braku jakichkolwiek wartosci" - i wymagamy wzniesienia na takie wyzyny altruizmu? absurd.
ja usiluje sprawe zawezyc do samej kobiety, i jej uczuc.

czy facet kocha zone, czy klamie, falszywie przedstawia, daje ograniczenia i ukrywa daje wiecej niz widok obraczki.
cvbnm
 

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 27 paź 2009, o 15:42

cvbnm napisał(a):dylematy emocjonalne lub inne wobec takiej relacji,

np, czy rzeczywiscie chce relacji w ktorej on "wraca do zony na noc".
w ktorej musze uwazac aby nas "nie zauwazono"
aby nie zostawic na jego marynarce wlosa
kiedy nie moge zaprosic go i przedstawic przyjaciolom, bliskim.

co mysle?
ze kiedys nastapi przelom....
czekam, az to 'z niego wyplynie", aby nie "wplywac" na jego decyzje... aby to bylo bez nacisku... bo niech sobie tam sam pouklada... z zona...
ja poczekam... bede tylko gdzies 'around", zeby mial we mnie wsparcie, ...

Owszem, uważam to za ograniczenie tzw. "wolności" \ realizowania się (brakuje mi adekwatnego określenia). Pójścia na przód drogą, która nie zależy już ode mnie, od nas, lecz od Jego "widzimisię" (bo żona, bo dzieci, bo to, bo tamto, bo wszyscy diabli...).
Nasuwa mi się tu kwestia miłości platonicznej, poniekąd bazującej na zbieżnych filarach - kochamy kogoś wiedząc (choć często ten fakt zagłuszamy w sobie), że raczej nie stworzymy z tym kimś rodziny z różnych przyczyn zewnętrznych. Pomimo tego potrafimy ustosunkować życie "pod" daną postać zamiast żyć kryteriami, którymi szlibyśmy bez jej obecności w naszej głowie.

Dla mnie z pewnością stanowiłoby to ogromne ograniczenie, zawężenie pola osobistego działania, a w dalszej kolejności ważkich wyborów.
Nie wnikając w uszczerbki emocjonalne przegrałabym bezpowrotnie choćby czas.
^Oczywiście w wypadku powiedzenia TAK sytuacji i nie biorąc pod uwagę przypuszczalnych niekorzyści jak rówież cudu^ :)


Jednak może niech wypowie się kobieta mająca doświadczenie w tym względzie, bo ja mogę sobie wyłącznie teoretyzować, za czym w istocie nie przepadam.
I proszę mnie nie łapać za słówka /ps: może bywam schematyczna, ale to mój światek + moje zabawki ;)\.



Pozdrówka
:marchewka:.
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez ewka » 27 paź 2009, o 16:23

Realizacja tej miłości nie powinna mieć racji bytu... łapiesz mnie za słówka;)

Tak, zgadzam się - RÓWNIEŻ powinnością męża jest powiedzieć NIE.


cvbnm napisał(a):kobieta z zewnatrz nie ma tu korzysci, w obu przypadkach podejmuje poswiecenie dla kogos. w przypadku milosci, ma jednak wiecej korzysci... bo doswiadcza czegos najczystszego i najpiekniejszego.. chocby tylko chwilke...

Jeśli ten romans się realizuje - to nie za bardzo widzę w tym to coś najpiękniejszego i najczystszego... czy można oceniać całość na podstawie "tych chwil"?

NIE może być również satysfakcjonujące - nie dołożyłam swojej cegiełki do rozpadu rodziny.

cvbnm napisał(a):twierdzimy ze kochanki sa "znudzone, niedoskonalosc,lenistwa,znudzenia czy braku jakichkolwiek wartosci"

Twierdzimy??? Nie przypominam sobie, abym tak twierdziła.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez cvbnm » 27 paź 2009, o 16:50

Tak, zgadzam się - RÓWNIEŻ powinnością męża jest powiedzieć NIE.

ja sie nie zgadzam.wg mnei PRZEDE WZSZYSTKIM powinnością męża jest powiedzieć NIE, nie poruszajac wogole kwestii,ze on mowi "kocham cie" komus innemu niz zonie.
kochanka moze mowic kocham komu chce. nie jest zobowiazana do dotrzymania obietnicy - wiernosci. ona w istocie jest wierna.


NIE może być również satysfakcjonujące - nie dołożyłam swojej cegiełki do rozpadu rodziny.

co jeszcze? czego jszzce "nie zrobilam"? co jeszcze mojego jest tak niepozadanego w swiecie?

mysle ze paradoksalnie kochanki chronia zony i dzieci. chronia, bo nie domagaja sie prawdy. nie ida do zony z prawda.
ciekawa jestem, co by bylo, gdyby wszystkie kobiety dostajace propozycje od zonatych natychmiast solidarnie informowaly zony o tym fakcie.
to chronienie zon przed plugawym wlasnym mezem wydaje mi sie czescia falszu dotyczacego podstaw rodzin.

ale to juz na inne jesienne wieczory
ja spadam

:)
cvbnm
 

Postprzez ewka » 27 paź 2009, o 18:28

Oczywiście, że PRZEDE WSZYSTKIM męża... ale my tutaj zdaje się zajmujemy się tym wszystkim od strony kobiety tej "trzeciej", o ile dobrze pamiętam.

cvbnm napisał(a):kochanka moze mowic kocham komu chce. nie jest zobowiazana do dotrzymania obietnicy - wiernosci. ona w istocie jest wierna.

A pewnie, że tak.

cvbnm napisał(a):NIE może być również satysfakcjonujące - nie dołożyłam swojej cegiełki do rozpadu rodziny.

co jeszcze? czego jszzce "nie zrobilam"? co jeszcze mojego jest tak niepozadanego w swiecie?

Nie rozumiem Twojego poirytowania, Cv.

cvbnm napisał(a):ciekawa jestem, co by bylo, gdyby wszystkie kobiety dostajace propozycje od zonatych natychmiast solidarnie informowaly zony o tym fakcie.

Całkiem dobry pomysł.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez tenia554 » 27 paź 2009, o 19:42

Też ten pomysł bardzo mi się podoba,tylko co z tymi trzecimi.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez Ta Zła » 27 paź 2009, o 23:35

czy powiedziałam „NIE” miłości?
Tego co łączyło mnie z panem X nie nazwałabym miłością dlatego też zdołałam powiedzieć „NIE”

Ale przecież nie od razu…
Jak pamiętacie Pan X z premedytacją kłamał mnie… przypadkiem zobaczyłam go z narzeczoną …

W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiem czy chciałabym zbudować relację z tym mężczyzną…

Zastanawiam się też co by było dalej gdybym przypadkiem nie spotkała go z ową narzeczoną…

Kłamał by mnie nadal… a ja lokowałabym nadal swoje uczucia i tu pojawia się pytanie…czy zdołałabym powiedzieć nie gdyby to jeszcze trwało, gdybym mogła z całą pewnością powiedzieć: „kocham go”

Nie było … nie jest mi łatwo…

Moje „NIE” wypaliło mnie trochę…
Mimo, że nie myślę o „tej relacji” jako miłości to ta relacja odebrała mi coś…

Nadzieję na miłość…

Ból… tęsknota… walka z pożądaniem…walka z samą sobą…
Bo był moment kiedy wiedziałam jak zagrać żeby mieć go więcej…wiedziałam jak nadszarpnąć jego chęć związku z nią…

Istotne dla tematu jest moje „NIE”

I nie powiedziałam tego nie ze względu na jego narzeczoną…
Na początku miałam ogromne wyrzuty sumienia… wobec tej kobiety…
Ale w miarę upływu czasu… i dzięki wpisom na psychotekscie, które ukierunkowały w pewnym sensie moje rozmyślania zaszła zmiana w moim poczuciu winy…
Ja tak naprawdę jej nie współczułam…
Ja tak naprawdę użalałam się nad sobą…
Mogę zostać wyklęta przez Was tu i nazwana hipokrytką, ale chcę to napisać…
Moje poczucie winy wobec niej było napędzone przez ogólnie przyjmowane przez społeczeństwo zasadę : ta trzecia = ta zła , która rozbiła związek…

Co więcej… ja sama byłam gorliwą wyznawczynią tej zasady/idei …
Tylko czy ja naprawdę czułam się winna wobec tej dziewczyny… ?
Nie znam jej… nie jest mi bliska… jest obcą dla mnie kobietą… z którą chciałam wgrać w pewnym sensie…

Chciałam przypomnieć, że nie potrafiłam powiedzieć nie wtedy kiedy już wiedziałam… mimo całej złości… zwyciężyła potrzeba bliskości z Panem X…

Powiedziałam „nie” bo nie była to jeszcze miłość… powiedziałam „nie” bo nie wiem jak mogłabym stworzyć z nim „zdrowy” związek… jak mogłabym mu zaufać…


I jeszcze jedna myśl… mówiąc nie… postąpiłam „OK” wobec jego narzeczonej?
Ona do tej pory nie wie, że jej niedoszły mąż tak naprawdę jej nie kocha…
On robi nadal jej krzywdę… mimo, że ja powiedziałam „NIE”
I tu jest istota tematu… to nie kochanki „NIE” decyduje o krzywdzie „tej pierwszej”

To moje zdanie… i rozumiem tych którzy się z nim nie zgadzają
Ta Zła
 
Posty: 52
Dołączył(a): 20 sie 2009, o 21:05

Postprzez ewka » 28 paź 2009, o 08:26

Ta Zła napisał(a):I jeszcze jedna myśl… mówiąc nie… postąpiłam „OK” wobec jego narzeczonej?
Ona do tej pory nie wie, że jej niedoszły mąż tak naprawdę jej nie kocha…
On robi nadal jej krzywdę… mimo, że ja powiedziałam „NIE”
I tu jest istota tematu… to nie kochanki „NIE” decyduje o krzywdzie „tej pierwszej”

Wg mnie - tak, to było OK.
Czy ją kocha czy nie - nie wiem, ale raczej trudno to ocenić z zewnątrz. Być może ją krzywdzi, ale to jest jakby jego i jej sprawa - bez Twojego udziału. Myślę, że to jest istotne. Krzywda może być na kilku poziomach, może ich (że tak powiem) być kilka... NIE kochanki nie gwarantuje, że nie będzie żadnej innej.

Ja Cię, Ta Zła, naprawdę podziwiam
:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez tenia554 » 28 paź 2009, o 09:45

Fajny sposób przedstawienia tej trzeciej.Kochanka prawie ofiarą.Wydaje mi się,że sposób widzenia zależy od sytuacji.Jak różne mogą być punkty widzenia i jak tu nie mieć swojego zdania ,aby nie dać się wkręcić.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez cvbnm » 28 paź 2009, o 10:30

sposób widzenia zależy od sytuacji.

od punktu siedzenia. zonom wygodnie jest widziec w mezusiu ukochanego i blogo nie wiedziec ze komu innemu wyznawal milosc, ufac mu.

wg mnie trzecia widziana jako ofiara jest wlasciwym i bardzo realistycznym obrazem.

jak widac, "ta zla",mimo ze tak szlachetnie postapila - nie czuje sie lepiej.
skad to cierpienie?

jesli ktos cierpi, jest ofiara.
facet tu najwyrazniej nie cierpi, ani jego "pierwsza". zas ich szzcescie okupione jest ukrywaniem faktow.

jesli ktos cierpi, musi byc tez jakis powod.

jak widac, opuszczenie sytuacji nie sprowadzilo szczescia na ta zla.
jest rozczarowana, oslabiona i zachwialo sie jej poczucie prawdy. byc moze nie zaufa, a jesli, to bedzie to trudny proces.

gdyby pozwolila na rozwoj sytuacji, byloby moze gorzej. musialaby akceptowac "posiadanie slodkiej tajemnicy" i "nie powiemy tego JEJ,prawda?".
mnie sie to bardzo kojarzy z metodami molestowania uwodzenia i wykorzystania, gdzie jest bardzo jasne KTO jest ofiara a kto nie.

musze na koniec stwierdzic, ze poziom hipokryzji i przyzwolenia nan jaki w tym watku wiele osob reprezentuje budzi moja najzwyzsza odraze.
cvbnm
 

Postprzez tenia554 » 28 paź 2009, o 11:05

We mnie nie budzą takie sytuacje odrazy,a raczej żal.Szkoda mi żony,szkoda mi kochanki,a najbardziej dzieci ,które na tym cierpią.Nie oceniam kobiet,ale szlag mnie trafia gdy mężczyznom udaje się być złym mężem i ojciem,a przed kochanką uchodzą za ideał.Jak to jest ,że kobiety wierzą im ,że to właśnie im przytrafiły się złe żony,że nie rozumieją,wykorzystują itd.Takiego faceta pędzi się jak najdalej,a najlepiej odprowadza do żony i stawia warunek że jak przyniesie wyrok rozwodowy /a najlepiej z winy żony/ to będziemy z nim rozmawiać.Nie rozumiem kobiet,które próbują ratować nieszczęsnych zajętych facetów.Zbierać okruchy związku i czekać,czekać ... ,często latami.Właśnie dlatego ,że zdaję sobie sprawę z cierpienia tylu osób,gonię i zawsze goniłam tych nieszczęśliwych żonkisi.Skoro kobiety wiedzą,że to one cierpią ,a mężczyżni wychodzą z tego cało,więc dlaczego sobie to robią.Dlaczego sobie to robią również jako matki,widząc często swoje zapłakane dzieci.Ja nie oceniam ja nie mogę zrozumieć że kobieta kobiecie.Czy naprawdę kochanka wierzy żonatemu,że jest lepsza od jego żony,jest pod każdym względem naj,a jednocześnie nie może się doczekać aby podjął decyzję i zechciał z nią być.Ja nie mogę zrozumieć ,że na własne życzenie można sobie tak komplikować życie,przysparzać cierpień i zadawalać się maleńką cząstką tego co można mieć w całości.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: iagihakaga i 265 gości

cron