przez Kolla » 27 paź 2009, o 19:55
dziewczyny, co się ze mna dzieje?
Nie chciałam się angażować, obiecałam sobie, że będę ostrozna, z dystansem. Tym bardziej, że mam za soba nieudane małżeństwo, potem związek silny emocjonalnie, ale bardzo toksyczny, ktory skończył się na początku roku. Ale widząc jego zachowanie, naszą bliskoś, czułość, jego starania i zaangażowanie stało się-czułam jak zaczyna mi zależeć. A jemu przestawało..
Czy to było za szybkie tempo? Przeciez nie zmuszałam go do niczego, chciałam by wszystko szło swoim tempem, tak jak chciał. Chciałam tylko uczciwości, nic więcej..
Może to faktycznie jest tak, że im bardziej się chce tym mniej wychodzi? A może po prostu trafiłam na dupka, któremu tylko jedno w głowie i po prostu tak świetnie grał na początku. Może to samospełniająca się przepowiednia, że jak czegos bardzo się boi to to się spełnia? Mam niskie poczucie wartości, niską samoocenę, która tym bardziej podupadła po ostatnim, toksycznym związku. To dzięku niemu teraz byłam w stanie smiać się, on wyrwał mnie z marazmu, przez niego chciałam ładnie wyglądać, być atrakcyjną. Bo od ostatniego rozstania średnio mi na tym zależało. To dzieki niemu uwierzyłam, że można być jeszcze szczęsliwym.Zatliła sie iskierka nadziei.
Dlaczego jest tak, że zawsze coś się psuje? Może to moja wina? Może za bardzo chcę, wywołuję za wielką presję. Kurcze nie wiem, choć nie wydawało mi się by tak było. Fakt, mam ogromną potrzebe bliskości, czułości. Ale on powiedział, że tez tego pragnie. Mam swoje pasje, zainteresowania, znajomych ale może mimo to za bardzo chcę zlać się w jedno z moim partnerem?
Przeczytałam mnóstwo książek, teoretycznie wiem dużo, ale z praktyka na bakier. Niestety nie stać mnie na psychologa czy terapeutę, choć pewnie by mi się przydał. Może teraz tez za dużo sobie wkręcam, może nie jest tak źle i faktycznie za jakiś czas będziemy razem. Ale gdzieś intuicja mówi mi, że nic z tego nie będzie, że to takie odizolowanie się, by mniej później polało.
Wiem, że najważniejszy teraz spokój, zajęcie się sobą, ale nie potrafię. Jestem emocjonalną kobietą, musze mieć jasną sytuację, wiedziec przynajmniej trochę na czym stoję. Raz kusi mnie by do niego napisać maila, że to koniec, że nie ma sensu dłużej czekać, ale z drugiej może znów wszystko posuję, może on potrzebuje tego czasu? Ale na co czekać? Skoro nawet nie mamy kontaktu, to co niby od razu zatęskni czy cos zrozumie? Pewnie „realizuje” się w tej kwestii z inną, choćby wirtualnie, to dlaczego ma tęsnić za mną?
I ironia losu. Zamierzam przenieść się do jego miasta. Takie plany miałam już zanim się poznaliśmy i teraz wszystko jest już w fazie prawie nieodwracalnej. Może wtedy uda się być na stopie przyjacielskiej, zbliżyć się do siebie, może wtedy coś zatrybi…
Kurcze kogo ja chcę oszukać..
A ja dostaję do głowy. Siedze i ryczę. W pracy nie mogę się zmotywować, w domu najlepiej bym nie wychodził z łóżka. Kurczę co się ze mną dzieje? A obiecałam sobie, że już będę silna, że już nie pozwolę by znów przez kogoś płakać. Mialam szczęsliwe dzieciństwo, choc pewnie nadopiekuńczych rodziców, bo jestem jedynaczką. Nie jestem DDA, a czasem wydaje mi się, że mam dużo takich objawów. Dlaczego zawsze tak bardzo boję się, że partner odejdzie?Tak bardzo boję się samotności?
Co ze mną jest nie tak? Dlaczego nie mogę zbudować fajnego, satysfakcjonującego związku, opartego na miłości, zaufaniu? Tak bardzo pragne rodziny, domu, dzieci.. Dlaczego dopiero przy partnerze u boku odzywam, życie nabiera barw i sensu? Dlaczego tylko z kims przy boku czuję, że mogę być szczęsliwa? A może już nigdy takiego nie zbuduję, bo po prostu nie potrafię, bo każdy będzie uciekał w pewnym momencie?