Witam!
Mam problem z uczuciami, całkiem poważny. Będzie nieco przynudzania.
Byłam w wielu związkach, jak się kończyły to było mi przykro, ale żyłam. Blisko dwa lata temu poznałam genialnego chłopaka -przystojny, zabawny, identyczne zachowania, zainteresowania, sposób spędzania wolnego czasu. To co nas dzieliło to fakt, że mieszkam sama, jestem o wiele bardziej odpowiedzialna - on jest ode mnie dwa lata starszy dodam- i bardzo samodzielna. Nie rozmawialiśmy na poważne tematy, ale nie czułam takiej potrzeby. Ale byliśmy ze sobą półtora roku.
Dwa miesiące temu rzucił mnie - płakałam, było mi źle, bo myslałam że po tylu próbach to jest ten właściwy [nie był to mój najdłuższy związek] a co więcej nic rozstania nie zapowiadało.
Miesiąc temu zaczełam być z kimś innym. Nigdy nie narzekalam na brak powodzenia, ale ten nowy ktoś mnie zainteresował, mimo że się różnimy. Nie jest typem "imprezowicza" [tj. ja tez nie upijam się pod stołem, ale lubię koncerty, raz na jakiś czas do klubu - on nie znosi], ubieramy się skrajnie inaczej [on lubi garnitury, a ja wolę pseudo-punkowe ubrania], on jest poważny, odpowiedzialny o wiele bardziej niż ja, rozważny i spokojny. Dba o mnie, pyta czy wszystko w porządku, nie robimy kłótni o byle co jak źle postawiony kubek. Tak naprawdę - ideał faceta.
Problem pojawił się tydzień temu jak mój były zadzwonił że bardzo chce wrócić. Ale on nie jest mi w stanie dać gwarancji że się nie rozstaniemy. Czy za miesiąc, rok czy pięć.
I nie wiem co zrobić - o wiele lepiej się czułam w towarzystwie byłego, ale "nowy" jest super miły i nie ucieka od problemów... I nawet ciężko byłoby mi powiedzieć że nie chcę z nim być po tym jak się zachowywał wobec mnie.
Nie mogę wiecznie nie wiedzieć z kim chcę być. Powinnam kontynuować nowy związek czy zaryzykować wszystko i wrócić do byłego?
Dziękuję za pomoc.