na początek witam forumowiczów
nie wiem czy to dobre miejsce ale musze sie wyżalić
jakiś czas temu uświadomiłam sobie że mój związek to wielka porażka. poznaliśmy sie ponad 10lat temu, niewinna znajomość chęć spróbowania czegoś nowego... było miło sporo czasu spędzaliśmy ze sobą. byłam w 1LO wiadomo mamusia nie była pocieszona tym że sie z kimś spotykam zaczeły sie sprzeczki w domu i w końcu przekonała mnie abym z nim zerwała. gdy powiedziałam mu że to koniec że już nie możemy sie spotykać zaczął mnie straszyć tym że sobie coś zrobi że sie zabije... zostałam z nim spotykaliśmy się tak aby rodzice o tym nie wiedzieli... niestety długo to nie trwało, zaszłam w ciąże i zaczęły sie problemy. on straszył mnie abym nikomu nie mówiła bo będzie miał przez to problemy a ja głupia siedziałam cicho... sama samiusieńka bez żadnego wsparcia. normalnym było to że długo tego nie ukryje, mama dowiedziała sie dopiero jak byłam w 7miesiącu to było coś strasznego ale jak już ochłoneła to spokojnie ze mną rozmawiała. próbowała namówić mnie abym sama wychowała dziecko chciała mi w tym pomóc, tłumaczyła mi że zostawił mnie samą w ciąży nokomu o tym nie mówiąc że źle postąpił ale ja nie chcialam tego słuchać bo przecież był ze mną jak już sie "wydało". urodziłam ślicznego synka w ciągu miesiąca zaliczyłam szkołe i w wakacje zamieszkałam nim u jego rodziców. to był koszmar ciagle słyszałam że wszystko źle robie on zawsze stawał po stronie rodziców było mi strasznie ciężko musiałam znosić ich uwagi pogodzić szkołe z problemami w domu. nie udało mi sie nerwy stres wyczerpanie... cały czas myślałam że mąż jest taki przez to że mieszkamy z jego rodzicami. i tak krążyliśmy z jego domu do moich rodziców i znów do niego... i nastąpiło coś dziwnego, nagle stał sie miły pomagał mi i było prawie jak w bajce chciał dziecka, uważał że to wzmocni nasz związek. zaszłam w ciążę i znów sie zaczeło źle dziać, znów późne powroty praktycznie nie rozmawialiśmy ze sobą. nawet gdy był w domu leżał z telefonem i pisał. pytałam go nie raz z kim tak pisze zawsze mówił że z bratem, aż w końcu zobaczyłam kim był brat. na drugi dzień wylądowałam w szpitalu na podtrzymaniu ciąży a mąż wyparł sie wszystkiego. po porodzie nic sie nie zmieniło nadal pisał no może bardziej sie krył. jego rodzina znów zaczeła mnie "atakować" aż w końcu spakowałam dzieci i uciekłam, i znów przepraszał a ja znów mu uwierzyłam bo chciałam aby dzieci miały ojca... pewnego dnia namówił mnie abym i ja poznała kogoś z kim mogła bym porozmawiać gdy go nie ma w domu pokazał mi gdzie szukać i stało sie poznałam kilka osób, zwykłe rozmowy czesto mąż odpowiadał za mnie na wiadomości bo nie miałam zbytnio na to ochoty... nie myślałam wtedy o tym że to obróci się przeciw mnie. moje znajomości kończyły sie na pisaniu czego nie mogę powiedzieć o znajomościach męża. i znów piekiełko kłótnie i kłamstwa. zmiana numerów i niby zerwanie jego znajomości, piszę niby bo mąż tak sie zaangażował w jedną że wysłał jej starterek i nadal sie komunikowali mało tego przypadkiem wpadł mi w ręce list od tej kobiety. ciągle mu wybaczałam wierzyłam w jego bajeczki. zamieszkaliśmy na swoim tak jak chciał, to miało wszystko zmienić. i zmieniło ale na gorsze... całe dnie siedziałam sama nie mogłam z nikim rozmawiać, wszedzie widział zdrade. ciągle mnie o to obwinia, wmawia kochanków... rok temu wpadł do domu i zrobił mi ogromną awanture wmawiając mi że spotykam sie z jakimś facetem, nawet podał jakieś nazwisko. byłam w szoku pierwszy raz nazwał mnie K. od tamtej pory nie ma praktycznie dnia bez awantury. bo on zarabia a ja siedze, bo powinnam zarobić na siebie na ulicy bo tylko do tego sie nadaje to wszystko co mówił to jak sie zachowywał i nadal zachowuje sprawiło że nie potrafię się do niego zbliżyć. nie potrafie zapomnieć. ktoś napisał na forum że awantura raz w tygodniu to za często, a jeśli raz w tygodniu jest cisza?? jeśli raz lub dwa razy w tygodniu mam spokój? przeważnie wtedy gdy jest w pracy nie wiem co mam robić starałam się aby było dobrze... ale od roku nie potrafie. chciałam odejść i znów groźby bo sobie coś zrobi bo odbierze mi dzieci zrobi ze mnie wariatke nie patrzy już na to czy dzieci słuchają tych awantur o wszystko obwinia mnie. co dzień słyszę że pewnie mam kochanka, gdy wyjde na zakupy pyta czy sie z nim spotkałam... nie wytrzymuje juz tego nie mam już siły jego chora zazdrość zniszczyła wszystko i niszczy mnie każdego dnia... wcześniej myślałam że coś do niego czuje, teraz czuje tylko strach przed tym co będzie, przed tym co jeszcze sie wydarzy...
wybaczcie że tak dużo literek zostawiam... to i tak tylko niewielka część mojego "życia"