...a może wypowiemy małą wojne?

Problemy z partnerami.

Postprzez z » 14 paź 2009, o 12:38

"Mam wrażenie, że czytasz bardzo powierzchownie. Może to kwestia różnego wieku i różnych doświadczeń?"

To na pewno :). Masz wrazenie i mamy roznice wieku i roznice doswiadczen.
z
 
Posty: 226
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 13:04

Postprzez Sanna » 14 paź 2009, o 12:39

No i życzę Ci , żeby twój partner, nawet po 30 latach codziennego oglądania Cię, nigdy , przenigdy nawet nie spojrzał na inne kobiety jak na kobiety, żeby nie zauważał ich atrakcyjności fizycznej i nigdy przenigdy nie miał żadnej fantazji na temat innej kobiety niż Ty.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez z » 14 paź 2009, o 13:12

:) Dzieki, mile slowa
z
 
Posty: 226
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 13:04

Postprzez moniaw-w » 14 paź 2009, o 15:19

a mnie sie troche ten pomysl, ze 'uczciwosc to przede wszystkim ta wobec siebie' - wlasnych uczuc, przekonan, idei... nie za bardzo podoba

bo po pierwsze to sie jakos kloci ze zdrowym zwiazkiem, w ktorym wiecej jest MY niz JA, w ktorym powinno tak byc

poza tym jesli mam byc tylko ja, moje uczucia, moje emocje i pragnienia (nad ktorymi, jak niektorzy sadza - nie moge zapanowac), to znaczy, ze zadnych zasad nie musze przestrzegac, oprocz moich wlasnych
moge krasc, zabijac, i mietolic sie w hotelowej poscieli... i jestem OK, bo jestem wierna sobie?

kurcze, mialam gdzies fajny link do strony, w ktorej bylo swietnie wylumaczone, jakie zaleznosci zachodza miedzy emocjami - myslami - czynami i jak poprzez modyfikacje jednego mozna wplywac na drugie i trzecie, ale gdzies mi zginal :)
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez cvbnm » 14 paź 2009, o 15:34

nie wiem jak definiujecie uczciwosc
wg mnie nie jest to synonim slepoty oraz bezkrytycznego przyjmowania uczuc jako wspaniale bo moje. ja np wyobrazam sobie ze moge uczciwie nazwac swoje paskudztwa. uczciwie moge stwierdzic ze tkwie w brudzie
to wg mnie jest uczciwosc - prawda o sobie.
uwazam ze analiza psychologiczna wlasnie na tym polega - aby uczciwie siebie obserwowac, miec odwage powiedziec prawde o sobie,

jesli zas mam jakies idealny wzor do ktorego chce sie dopasowac, to niechetnie obserwuje ze to czy tamto uczucie jakie we mnie jest, wogole istnieje. wypieram je, zaprzeczam -np ze wstydu i stad bierze sie zaczatek zaburzen psychicznych, zfalszowania wlasnego wizerunku siebie, z braku uczciwosci wobec siebie (bo jestem "uczciwy" wobec zasad)
cvbnm
 

Postprzez moniaw-w » 14 paź 2009, o 15:59

cvbnm napisał(a):nie wiem jak definiujecie uczciwosc
wg mnie nie jest to synonim slepoty oraz bezkrytycznego przyjmowania uczuc jako wspaniale bo moje. ja np wyobrazam sobie ze moge uczciwie nazwac swoje paskudztwa. uczciwie moge stwierdzic ze tkwie w brudzie
to wg mnie jest uczciwosc - prawda o sobie.


Popieram Cie w 100%.

Ale my rozmawiamy o sytuacjach, w ktorych zamieszane jest wiecej niz dwoje ludzi, a na pewno jedna wbrew swojej woli, a nie tylko ja i 'moja prawda o sobie'.

Bo jesli jest malzenstwo, zona ktora o niczym nie wie (byc moze sie dowie), to czy jest uczciwe robienie z niej 'kobiety zdradzanej'? czy jest uczciwe sprawienie jej bolu? i nie wazne, czy mowimy tu o zdradzajacym mezu, czy jego kochance. Zdradzajacy maz, albo jego kochanka stawiaja zone meza w sytuacji, ktora jej bezposrednio dotyczy, ale o ktora ona nie prosila...

Moja zasada jest: mezczyzna zonaty istnieje dla mnie jako czlowiek, ale nie jako ktos o ktorym moglabym nawet przez chwile pomyslec, ze bedzie moim partnerem.
To sa moje przekonania, moje mysli, ktore wplywaja na to, ze uczucia do takiego mezczyzny sie we mnie nie narodza, nie zrobilabym nic, zeby zwiazac sie z zonatym, a jesli zonaty mezczyzna dawalby mi do zrozumienia, ze mu sie podobam, to otwarcie powiedzialabym mu, zeby zajal sie zona. Najprawdopodobniej taki mezczyzna predzej czy pozniej znajdzie sobie kogos, ale ja sie nie doloze do czyjegos cierpienia.

Wiem, ze ktos moglby napisac, ze nie mam pewnosci, bo 'zycie jest dziwne' - ale ja te pewnosc mam. Nie zwiaze sie z zonatym tak samo, jak nie bede palic papierosow. Obydwie sprawy sa dla mnie tak samo obrzydliwe, smierdzace i mysle: jak moglabym sobie cos takiego robic.

Ale nie uwazam, ze kazdy mysli tak samo, ze kazdemu jest tak samo latwo. Wiem, ze w zyciu jest roznie i ze innym moze sie zdarzyc, ze rozbijaja malzenstwa nie dla wlasnych zachcianek, ale z milosci. Bywa, ze taka para kochankow tworzy zwiazek na cale zycie - bywa. Jestem w stanie to zrozumiec i nawet nie potepiam tak bardzo, jak hotelowe godziny dla przyjemnosci... Bo w koncu jestesmy az, ale i tylko ludzmi.

P.S.
Wywiad z profesorem Osiatynskim bardzo mi sie spodobal :).
Wiele madrosci, ale ja zapytalabym go o cos jeszcze - czy jego poglady nt. uzdrawiajacej mocy zdrady obejmuja tez zone :). Bo z jego wypowiedzi wynika jak gdyby, ze to mezczyzna jest tym, ktory ta uzdrawiajaca moc wnosi do zwiazku... :) gdyby to zona miala zdradzac bylby tak samo szczesliwy? :)
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez Sanna » 14 paź 2009, o 16:17

Moniu, przede wszystkim Osiatyński w wywiadzie powiedział: ,,Nie jestem zwolennikiem romansów, tylko próbuję zrozumieć tych, którzy nie potrafią się im oprzeć".
Proszę nie wkładać w usta Osiatyńskiego czegoś czego nie powiedział :).
Ostatnio edytowano 14 paź 2009, o 16:26 przez Sanna, łącznie edytowano 1 raz
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez biscuit » 14 paź 2009, o 16:17

moniaw-w napisał(a): nawet nie potepiam tak bardzo, jak hotelowe godziny dla przyjemnosci...
P.S.
Wywiad z profesorem Osiatynskim bardzo mi sie spodobal :).
Wiele madrosci


rozumiem, że gdyby profesor Osiatyński "dowartościowywał się" w sanatorium, zgodnie z zasadą "niewierność może być częścią wierności", byłoby w tym "wiele mądrości", a gdyby zwykły urzędnik biurowy dogadzał sobie w hotelowej pościeli, doczeka się Twojego potępienia

interesujące...
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez Sanna » 14 paź 2009, o 16:27

Odpowiedź dla B. taka sama jak dla Moni :).
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez cvbnm » 14 paź 2009, o 16:33

o sytuacjach, w ktorych zamieszane jest wiecej niz dwoje ludzi,

hm,awg mnie o sytuacjach, ktore wynikaja z "nieokreslonosci"

ow maz twierdzi ze "juz nie kocha zony", co daje pewna nieokreslonosc co do jego malzenstwa. dodatkowo skoro sie stara o inna kobiete, to kolejny punkt na to ze "nie jest tak na prawde" z zona. z tej nieokreslonosci kochanka wnioskuje, ze nie robi "az tak zle".
jesli bowiem ow "maz" mowi wyraznie "wiesz, kocham zone, ale chcialbym cie stukac na boku", i kobieta w to wchodzi, to swiadomie podejmuje sie tego (a bywa ze przeciez i kobiety lubia sex bez zobowiazan)

jak dla mnie wogole taki "maz" to juz podejrzana sprawa.

dodatkowo, nie jest to zwykle jedynie decyzja racjonalna, ale jakies porywy uczuc.

kochanka nie moze bra odpowiedzialnosci za deklaracje faceta, tylko swoje.
przychylam sie do mysli ze bedac kochanka ranie siebie. (a nie meza czy dzieci czy inna kobiete)

ciekawi mnie wiec jakie sa mechanizmy tego zranienia.

wydaje mi sie ze podlegaja zasadzie uzaleznienia, i chcialabym przeanalizowac w jaki sposob sie to zaczyna. gdzie jest ten moment w ktorym jeszcze sie mozna wycofac, a gdzie ten,w ktorym juz jest sie na glodzie i potrzebuje sie odwyku.
cvbnm
 

Postprzez Sanna » 14 paź 2009, o 16:48

Słuchajcie Laski, ja jestem całym tym wywiadem urzeczona, czytałam go wielokroć, mój narzeczony miał łzy w oczach z wrażenia, a zapamiętaliśmy z niego, że wybieramy siebie na całe życie, na długie lata. Jesteśmy dorosli i już wiemy że zakochanie mija, że mogą być gorsze momenty , że mogą pojawiać się pokusy, że mogą być momenty znudzenia, ale świadomi tego że tak może być, będziemy nasz związek pielęgnować, starać się o siebie, pracować nad związkiem itd.
A ,, sanatoria" to tylko moment głupoty, słabości , ulegnięcie pokusie, pójście na latwiznę, może ulegnięcie próżności . Nic chwalebnego.

Tak czy siak, wymieniłyśmy poglądy, każdy zostaje przy swoich. Moniu, Biscuit, Zetko- nie jestem w stanie dyskutować z Wami na temat tego co wyżej , bo , nie wiem jakby to wyrazić, kompletnie inaczej myślimy, kompletnie inaczej mówimy itd., itp.
Tak więc to że nie wypowiadam się więcej w tej sprawie nie wynika z braku uprzejmosci tylko z faktu, że nie widzę szans na wzajemne zrozumienie.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez biscuit » 14 paź 2009, o 16:55

Sanna napisał(a):Proszę nie wkładać w usta Osiatyńskiego


gdzieżbym śmiała :D
Ostatnio edytowano 14 paź 2009, o 16:56 przez biscuit, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez Sanna » 14 paź 2009, o 16:56

No właśnie- zwłaszcza że ma żonę! :lol:
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 14 paź 2009, o 17:01

:)

Offtopując - podoba mi się ten temat. Strzał w dychę, Marcia. Początkowo wzbudzał różnakie reakcje, ale chwycił. I o to chodzi.

Zawiera pełnogamowy przekrój zagadnień od... do...
Pięknie.
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez biscuit » 14 paź 2009, o 17:56

---------- 17:48 14.10.2009 ----------

cvbnm napisał(a): przychylam sie do mysli ze bedac kochanka ranie siebie. (a nie meza czy dzieci czy inna kobiete)

ciekawi mnie wiec jakie sa mechanizmy tego zranienia.



ryzykuję odrzuceniem, z prawdopodobienstwem wielokrotnie większym, niż w przypadku mężczyzny wolnego
odrzuceniem notorycznym, dziejącym się na bieżąco, kiedy cudzy mąż wraca do swojego domu

piszę o prawdopodobieństwie
bo z mojego doświadczenia wynika aktualnie wynik 1:1

jeden mój partner zostawił swoją rodzinę i związał się ze mną

drugi nie zostawił swojej rodziny, zrezygnował z relacji ze mną
obecnie wybieram wariant ochronny siebie (wycofałam się z tej relacji)
ale nie żałuję wcale, że w niej byłam, że ją podjęłam
co więcej, jestem wdzięczna, że miałam możliwość w niej być
bo w moim przekonaniu, doświadczyłam (doświadczam nadal) miłości

---------- 17:56 ----------

dodając do tego fakt, że mój mąż odszedł od swojej rodziny (mnie)
moja prywatna statystyka będzie 2:1
dwa odejścia od rodziny - jedno zostanie przy rodzinie

można do tego oczywiście dodać statystyki przyjaciół i znajomych
w moim środowisku wiele odejść od rodzin miało miejsce

prawdę o prawdopodobieństwie bycia odrzuconym, na pozycji kochanki, powie statystyka rozwodów
nie powie prawdy natomiast o statystyce zdrad i małżeństw trwających w oparciu o papier bądź zasady

prawdopodobieństwo odrzucenia jest moim zdaniem duże, ale prawdopodobieństwo szczęśliwego zakończenia romansu w postaci zawiązania nowego związku też jest
szczególnie, gdy cudzy mąż mówi, że "kocha", i że "żona jest tylko na papierze"
więc przełyka się zranienie, odrzucenie, z jakąś nadzieją na szczęśliwe zakończenie czyli stworzenie związku
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 31 gości

cron