przez Zawiedziona02 » 9 paź 2009, o 23:29
Nigdy nikogo nie kochałam tak jak jego.Mojego męża.Poświeciłam dla niego wszystko!Szkołę,rodzine,skrawek mojego życia.A w zamian dostałam brak szacunku, upokorzenie i rozczarowanie.Pokazywałam mu jak bardzo go kocham tak jakby to miał być nasz ostatni dzień razem.Żyłam miłością!Ale dla niego to było chyba zbyt wiele.Mówił,że kocha a robił coś zupełnie innego.Wyzywał,ignorował,popychał,upokarzał przy innych.Przez niego straciłam przyjaciółkę i rodzinę,którzy próbowali wytłumaczyć mi jak on mnie traktuje.Ale nie słuchałam bo szłam za głosem serca!Żałuje bo to teraz strasznie boli.Jak mogłabym zmarnować wówczas nasze prawie dwa lata bycia i trwające pół roku małżeństwo-takie było moje myślenie!Wybaczyłam mu,że po naszej kłótni spotkał się z byłą dziewczyną,bo obiecał,że będąc w małżeństwie nigdy by tego nie zrobił.I przyszedł czas próby.Kolejna kłótnia i kolejna rozłąka.Siedziałam w domu i płakałam a mój mąż się bawił,używał życia,znalazł sobie koleżankę,z którą tańczył,pisał po nocach sms-y,spotykał się na spacerki i ponoć wylanie łez.Tak przynajmniej tłumaczył.Dopiero niedawno dowiedziałam się,że już dwa tygodnie po naszym rozstaniu doszedł do wniosku,że tego małżeństwa już nie ma.Zabolało mnie to!Trafił prosto w serce!Po co więc wycofał pozew o rozwód,który zresztą sam złożył skoro nie byliśmy według niego już małżeństwem?!Ciągłe kłótnie,wyprowadzki,rozłąka,zgoda,pare dni lub tygodni spokoju i tak od nowa.Zaczęłam zastanawiać się na moim życiem..Doszłam do wniosku,że nie czuję się przez niego kochana.Nie mogę ciągle przecież dawać a nic nie dostawać.Próbowałam wytłumaczyć mężowi,że potrzebuje więcej czułości,szacunku i zainteresowania moją osobą.Zawsze byłam zła,wszyscy to wiedzieli,jego rodzice,koledzy!Teście oczywiście widzieli kto tu zawinił,tłumaczyli,żeby najlepiej się nic do niego nie odzywać kiedy znów będzie się darł i wsztrzynał kłótnie.Ale ile tak można?! Próbowałam podejść do niego spokojnie ale to tylko pogorszyło sprawe,wiedział,że może ze mną robić wszystko.Kłócenie się znim doprowadzało do tego,że zaczął mnie wyzywać i popychać.Milczałam i płakałam.Nie miałam nawet komu się wyżalić.Wiedziałam,że jeśli powiem coś rodzicom będą tłumaczyli mi,żeby to skończyć a ja tego nie chciałam.Próbowałam ratować to małżeństwo ale sama nic nie zdziałam.Odeszłam.Oczywiście po kolejnej kłótni,w której to mąż oświadczył,że będzie robił to co mu się podoba.A gdzie miejsce dla mnie?Od tak długiego czasu potrzebowałam jego czułości ale on tłumaczył się zmęczeniem po pracy.Czy tak wiele wysiłku kosztuje przytulenie żony i powiedzenie jej jak bardzo ją kocha?Nie rozumiem tego.To trzeci dzien jak jestem sama.On myśli,że będzie tak jak zawsze czyli napisze żebym wróciła a ja jak piorun polece do niego.Nie!Tym razem to koniec!Złożyłam dziś pozew o rozwód!Zaczne nowe życie!Ale jak?Skoro nie ma perspektyw i ochoty do życia!Kocham go ale wiem,że to toksyczna miłość!Nie mam nikogo.Jestem sama a on jak zwykle się bawi!Wiem,że muszę być silna i wziąść się w garść ale czuje,że zaczynam za nim tęsknić.Tłumacze sobie,że to nie ma sensu ale serce tęskni.Nie wiem co będzie bo najgorsze dopiero przede mną.Już się boje..Nie wiem co robić..od czego zacząć..Pustka