Wciąż tak bardzo boli...

Problemy z partnerami.

Wciąż tak bardzo boli...

Postprzez Janiczka » 30 wrz 2009, o 16:38

Witam...
Może na tym Forum znajdę ukojenie moich emocji...
Jestem kobietą, która kocha za bardzo, jestem osobą, która mimo nowych mozliwości nadal błąka się w starych dziejach, rozpamiętuje i jest nieszczęśliwa...
Od zawsze kochałam mojego męża, tzn od 16 roku życia. zawsze razem, choć teraz po przeanalizowaniu swojego życia i kilku fachowych książkach wiem, że to nie była miłość tylko moja obsesja na jego punkcie.
Nie będę pisała jak było cudownie...sytuacją, która przelała czarę goryczy było przeczytanie smsów męża do koleżanki z pracy...
Tak, zdradzał mnie, zakochał się w niej, kłamał mnie, miał nasze życie gdzieś głęboko...
Po 3 miesiącach pozwoliłam mu odejść, być może pod wpływem emocji, być może uniosłam się dumą, byż może dlatego, że spotkałam innego człowieka który zaoferował mi wszystko to o co tak usilnie walczyłam z mężem - ciepło,spokój, uczucia, swoje oddanie, swoją miłość...
Z nieukrywaną przyjemnością czerpałam to wszystko co mi dawał R.
Powiedziałam sobie,że jakoś to będzie,pokocham tak jak męża, będę znowu tak szczęśliwa, tylko dajcie mi czas...
Ale czy faktycznie powinnam dążyć do TAKIEJ samej miłości??? Przecież to była choroba...
Zaręczyliśmy się, mieszkamy razem, jest normalnie...
Nadal dostaję dużo, dużo czułości, ciepła, spokoju...jest jak cichy, ciepły , słoneczny poranek na tarasie domku...jest pięknie ale nudno.
Nic się nie dzieje. Mam spokój którego tak pragnęłam, spokój w sercu, jestem pewna mojego mężczyzny, że jest mi wierny, oddany, że mnie kocha.
Czego w takim razie głupia babo jeszcze chcesz, pytam siebie?
Pewnie w skrytości serca marzę o tej ciszy przed burzą, tej emocji jaką wywołuje niepewność uczuć! Jedna moja część marzy,że kiedyś jeszcze mąż do mnie wróci i bedziemy żyć długo i szczęśliwie w naszym domku ze słonecznym tarasem.

Ale to już było...i nie wróci więcej...te słowa piosenki jak echo odbijają się w mojej głowie przyprawiając mnie o szaleństwo...DLACZEGO??? to już nie wróci?
Ano dlatego, że było to złe i nie powinnam w ogóle tego rozpamiętywać a tym bardziej tęskić za tym czlowiekiem.
Nie powinnam śledzić jego poczynań, nie powinnam do niego dzwonić, wymyślać sposobności kontaktu, ale to takie silne.
Wiem, że nie mogę tego robić, wiem, że potrzebuję pomocy, rozmowy z osobami, które mnie zrozumią. Może dobrze tu trafiłam, może źle - zobaczymy.
W chwilach słabości, takich jak ta dzisiejsza potrzebuję czyjejś pomocy aby nie ulec tej sile, która każe mi coś zrobić, czego potem bedę żałowała
Dodam jeszcze, że bardzo chcę dalej budować szczęście z R. ale przeszkodą są moje uporczywe myśli o przeszłości, moja chęć zemsty, moja uraza, rozżalenie, pretensje i zagubienie...
Janiczka
 
Posty: 2
Dołączył(a): 30 wrz 2009, o 15:43

Postprzez moniaw-w » 30 wrz 2009, o 17:55

Witaj,

prawie na wszystkie pytania odpowiedzialas sobie sama...

Gratuluje nowego zwiazku :)

I jesli wiesz, ze to byla chora milosc, uzaleznienie, to pewnie wiesz tez, ze zycie z normalnym mezczyzna, w normalnym, spokojnym zwiazku nie jest dla Ciebie latwe (no wlasnie, bo brakuje tego haju), ale to jest do nauczenia sie...

a zemsta? o jej, po co Ci to? jego to nie zaboli nic a zemsta tak naprawde godzisz tylko w siebie, jestes warta o wiele wiecej

pozdrawiam serdecznie :)
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez joanka34 » 30 wrz 2009, o 18:38

Hmm...ten pierwszy dostarczał Ci mocnych wrażeń, z nim niczego nie mogłas byc pewna,zyłaś niepokojem...i to Cię kręciło, prawda?być może związek z mężem był powtórzeniem jakiegoś schematu z dzieciństwa, jakiejś relacji,w której czułas się bezpiecznie, bo było to dla Ciebie znane...
A obecny partner daje Ci zupełnie coś innego...możesz czuć się dziwnie, bo to dla Ciebie zupełna nowość...dla Ciebie normą było to czego doświadczyłas wcześniej....Nie wiem co będzie dalej....albo odnajdziesz się w tej normalności i spokoju, który daje Ci nowy związek....myślisz,że to możliwe ? może potrzebujesz tylko więcej czasu.....?albo też zaczniesz świadomie, czy mniej świadomie prowokowac partnera do takich zachowań, które spowodują u Ciebie wcześniej opisane reakcje.....
Po przeczytaniu tego co napisałas na końcu...widać,że nadal tkwisz w tamtej relacji, może warto pozwolić przeszłości odejśc, pożegnać się z nią raz na zawsze...jeśli tego nie zrobisz, to ona będzie raz po raz do Ciebie wracać....
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 30 wrz 2009, o 18:50

Janiczko,
Twój wpis przywiódł mi na myśl cytat z wiersza, jaki przeczytałam z tysiąc lat temu; "Taka dusza jak Twoja zawsze będzie tęsknic za wiatrem..."
[...]

Ja osiągnąwszy bezpieczeństwo, statycznośc odcięłabym się od wspomnień ostrym cięciem. Dlaczego ? Bo to jeden z tych stanów, które przytrafiają się niezwykle rzadko. Na uzależnienia dobrze zastosowac radykalny środek. Dopóki nie roztopisz jego dłoni na swoim sumieniu (bo chyba już nie na sercu..?..), dopóty nie będziesz w stanie budowac zw. z R. Chyba, że nie darzysz go tym samym uczuciem (?).
Jeśli sądzisz, że nie jesteś zdolna tego osiągnąc, najprawdopodobniej tak się stanie. Jeżeli natomiast wierzysz w siebie - przypuszczalnie osiągniesz obrany cel.

Zdrowa relacja pomaga wyleczyc osłabiony umysł i daje siłę, by czuc się pogodnie od tak sobie. Reszta sama się układa.

Zdecyduj zatem sama czy warto.
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez kajunia » 30 wrz 2009, o 19:35

Znajomo to brzmi, w sumie swoim postem uświadomiłaś mi, że mam to samo, chociaż nie wiem czy w takim samym stopniu. Z moim byłym było toksycznie, z moim obecnym jest idealnie. A jednak wciąż szukam kontaktu z byłym, nie chcę wrócić, nie czuję nic do niego, a jednak nie umiem być wobec niego asertywna ani po prostu wykreślić go do końca ze swojego życia. Sytuacji nie ułatwia fakt, że jemu wciąż zależy bardzo. O żadnej miłości nie ma mowy, nie ciągnie mnie do niego, ale lubię go jak kolegę, jest jakąś częścią mojego życia. Z jednej strony czuję poczucie winy wobec obecnego partnera- mimo, że on deklaruje że nie ma nic przeciwko itd, a z drugiej strony to że coś się "dzieje" jest jak narkotyk, który mnie niszczy ale daje też kopa. Oprócz tych myśli nie dezorganizuje mi to póki co życia i staram się stawiać jasne granice, a wobec obecnego partnera jestem szczera i mówię mu o wszystkim. Też chętnie usłyszę odpowiedź na Twoje pytania Janiczko i witaj na forum :)
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez Janiczka » 30 wrz 2009, o 20:00

---------- 19:44 30.09.2009 ----------

Bardzo dziękuję za madre słowa. O tym co mówicie doskonale wiem, bo czytałam w "Kobiety, które kochają za bardzo", "Toksyczna miłość", "Toksyczne związki". Teorie znam,aloe bardzo trudno przenieść to w życie i zastosować. W życiu nie przypuszczałam, że tak trudno panować nad jakimś nałogiem. Myślałam, że powiem sobie "dość" i tak już będzie, ale ja myslę jedno a robię drugie....jakie to trudne...

PodniebnaSpecerowiczko nie wiem już co to znaczy kochać, co to miłość. Zawsze myślałam, że to to uczucie, którym darzyłam męża, ale okazało się po prostu uzależnieniem od silnych emocji. To co czuję do R. to...sama nie wiem. Chce z nim być, dobrze mi, realizuję przy nim swoje marzenia, podziela moje zainteresowania co czyni mnie szczęśliwą. Nie mogę tylko z nim rozmawiać o tym co czuję w odniesieniu do przeszłości, kim dla mnie teraz jest mój były mąż. Nie mogę z nim rozmawiać o tym, bo go to na pewno zrani, będzie mu przykro, a jest to niepotrzebne...On doskonale wie, że jestem z rodziny dysfunkcyjnej, długo na ten temat rozmawialiśmy, opowiadałam mu wszystko i on wie, że trudno mi się pogodzić z przeszłością, ale nie chcę go nękać historiami z mojego małżeństwa.

Bardzo zależy mi na wyleczeniu się z tego syndromu, bo chcę z R. spokojnie żyć, mieć dzieci, zbudować dom...takie zwykłe marzenia.
Wiem, że motylko w brzuchu to złudne obietnice dalszego szczęśliwego, zdrowego związku, przynajmniej w moim przypadku...
Wiem juz ,że związek zdrowych ludzi jest właśnie taki "nudny" jakbym to określiła, ale właśnie do tego muszę sie przyzwyczaić, a nie karmić się chaosem i silna emocją...

Tak joanko34 zwiazek z mężem byl dokładnym powtórzeniem relacji z dzieciństwa...już to analizowałam przez kilka dni, a konkretnie relacji z mamą.
Moniaw-w wiem, że zemsta tylko pogorszy sytuacje, wyzwoli ze mnie złą energię, popsuje wiele i nic się nie osiągnie....ale cos bym zniszczyła chętnie, np. związek męża z jego dziewczyną, ale wiem, że to bedzie satysfakcja chwilowa.

Jest jeszcze jedna sprawa, z nią jest mi chyba najtrudniej....
Zawsze marzyłam o własnym domku...w czasie trwania małżeństwa kupilśmy działkę pod lasem, ale blisko miasta, cena ziemi potem poszła bardzo wysoko w górę, mogliśmy wziąć kredyt i zacząć budowę...
Nawet nie wiecie jak ja się cieszyłaz z tego kawałka ziemi, jak tam pięknie...obrzeża puszczy, 200m do jeziora cudna okolica. Nareszcie miałam swój raj na ziemi.
W czerwcu 2007 dostaliśmy kredyt na budowę 400 tys, budowa ruszyła, ja aż kipiałam ze szczęścia. Postawili fundament a ja jak głupia siedziałam na tej ciepłej płycie nagrzanej słońcem i myslałam, że tu bedzie kuchnia, tu bedzie okno, taras. A on był przygaszony i nieobecny...
No tak, mówiłam sobie, martwi się jak my spłacimy kredyt...ale przecież oby dwoje pracowaliśmy. On dobrze zarabia, ja dobrze zarabiałam aż tu nagle........ups...niespełna 2 miesiące po ruszeniu z budową i wzięciu kredytu okazało się, że mam małżeństwow gruzach...
Wszystko się rozpadło łącznie ze mną.
Pisze todlatego, żeby wam naocznić sprawę z domem, moją niespełnioną miłością do tego domu.
Dom już stoi, ale zamiast mnie okna w nim myje jego kochanka, i tylko ciągle go pyta kiedy się wprowadzą do niego?
Serce mi peka ponownie...nie moge się z tym pogodzić, jak on może mieszkać w moim domu z inną kobietą. Jak może z nią kończyć budowę domu moich marzeń.
Wiem, że tak mysląc szybko nie wyleczę się. Wiem, że należy wybaczyć, ale ja po prostu nie mogę darować mu tego domu.
To na mnie ciąży 400 tys kredytu, ja jestem właścicielką ziemi i tego domu a ona w nim chce mieszkać.
Przepraszam ponoszą mnie nerwy ale podział w sądzie tez nie jest prosty, bo obecnie do spłacenia jest 560 tys kredytu a nie 400(braliśmy we frankach jak był frank bardzo nisko). Nawet jakby to wszystko sprzedać i oddać bankowi kredyt to i tak bedę mężowi dłuzna pieniądze te, które zainwestował ponad kredyt w dom.

Jestem w kropce, straciłam wszystko co było dla mnie cenne -męża, dom i pracę bo musiałam wyprowadzić sie do innego miasta, żeby o nim zapomnieć.
Ale staram się myśleć pozytywnie i patrzeć w przyszłość z uśmiechem...czy mi się mimo trudności uda?

---------- 20:00 ----------

kajunia napisał(a):Znajomo to brzmi, w sumie swoim postem uświadomiłaś mi, że mam to samo, chociaż nie wiem czy w takim samym stopniu. Z moim byłym było toksycznie, z moim obecnym jest idealnie. A jednak wciąż szukam kontaktu z byłym, nie chcę wrócić, nie czuję nic do niego, a jednak nie umiem być wobec niego asertywna ani po prostu wykreślić go do końca ze swojego życia. Sytuacji nie ułatwia fakt, że jemu wciąż zależy bardzo. O żadnej miłości nie ma mowy, nie ciągnie mnie do niego, ale lubię go jak kolegę, jest jakąś częścią mojego życia. Z jednej strony czuję poczucie winy wobec obecnego partnera- mimo, że on deklaruje że nie ma nic przeciwko itd, a z drugiej strony to że coś się "dzieje" jest jak narkotyk, który mnie niszczy ale daje też kopa. Oprócz tych myśli nie dezorganizuje mi to póki co życia i staram się stawiać jasne granice, a wobec obecnego partnera jestem szczera i mówię mu o wszystkim. Też chętnie usłyszę odpowiedź na Twoje pytania Janiczko i witaj na forum :)


O Matko boska :shock: przecież to samo się u mnie się dzieje. Nie wiem czy mam się cieszyć, czy smucić w każdym razie dobrze, że tu jestem.
Zazdroszę Ci tego, że potrafisz tak żyć, żeby Ci to nie dezorganizuje życia.
Na mnie mocno to wpływa, na moją psychikę.

wiesz czytałam, że trzeba uważać na ponowne związki, żeby nie okazało się, że znowu jesteśmy w takim samym układzie. Podobno osoby, które kochają za bardzo przyciągają osoby unikające bliskości...które tez są w pewnym stopniu uzaleznione od czegoś, też z jakas dysfunkcją z dzieciństwa...
Do mojego obecnego związku i partnera podchodzę niebywale ostrażnie, badając czy przypadkiem nie jest on także osoba taką jak mój mąz, którą będę mogła omotać uczuciem jak bluszcz, a potem wyssać z niego całą energię i radość życia aż bedzie chciał ode mnie ucieć :wink:
Oczywiście dobrze, że wiem co mi dolega i staram się jak moge walczyć ze sobą. chociaż jak na razie to R. jest zupełnie inny od mojego exmęża...i całe szczęście :lol:
Janiczka
 
Posty: 2
Dołączył(a): 30 wrz 2009, o 15:43


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: aaidimag i 213 gości

cron