Powrót

Problemy związane z depresją.

Postprzez Płącząca Perła » 27 wrz 2009, o 17:23

---------- 13:19 27.09.2009 ----------

Witajcie, długi czas mnie tu nie było, wydawało mi się, że jakoś daje sobie radę i rzeczywiście przez jakis czas tak było. Przerwałam nawet terapię u psychoterapeuty i było wszystko ok. Do czasu kiedy znowu moje życie zaczęło zmieniać sie w sama nie wiem co. Nie myślę tylko wtedy kiedy pracuje albo jestem na uczelni, reszta czasu to dla mnie koszmar:( Analizuję całe moje życie i dochodzę do wniosku, ze ja nigdy nie będę szczęśliwa, zastanawiam się dlaczego własnie ja mam takiego pecha i nigdy nic mi nie wychodzi. A najgorsze jest to, że muszę udawać że jest ok, śmiać się, a w głębi duszy jestem roztrzaskana na milion drobnych kawałków.. Mój związek się sypie, ja zaczęłam oszukiwać bo tylko w ten sposób jestem w stanie jeszcze to wszytstko jakoś ciągnąć. Kocham faceta, z którym nigdy nie będę, którego zawsze kochałam, a od początku było to skazane na niepowodzenie.. Wiem, ze to zabrzmi śmiesznie, ale tylko te krótkie chwile razem spędzane od czasu do czasu przynoszą odrobinę szczęścia, ale co bedzie kiedy to wszytsko się skończy, a skończy napewno jak wszystko, jak wtedy dalej żyć?

---------- 17:23 ----------

Cóż.. wiem, że moje wypowiedzi są równie benadziejne jak ja sama, dlatego nie dziwi mnie, że nikogo nie zainteresowały.. przepraszam i pozdrawiam
Płącząca Perła
 
Posty: 84
Dołączył(a): 18 wrz 2009, o 20:40
Lokalizacja: Kraków

Postprzez mahika » 27 wrz 2009, o 17:35

Witaj, nie pamiętam Cię Plącząca Perło a piszesz ze długo Cię nie było. pisałaś pod innym nickiem?
Ja bym Ci proponowała w problemach w związkach założyć swój wątek i skopiować to co napisałaś w wątku dobranocki. ja niestety nie mam za wiele do powiedzenia w związku z Twoim problemem, nie byłam w takiej sytuacji, ale może ktoś będzie wiedział. nie martw sie, w weekendy jest mało ludzi na forum, wpadają jak po ogień ;) na pewno ktoś będzie mógł Ci pomóc.
Ściskam mocniutko :pocieszacz:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez flinka » 27 wrz 2009, o 17:52

Witaj Kochana :)

Chciałam się upewnić czy dobrze zrozumiałam. Jesteś w związku, a kochasz innego mężczyznę, tak? Co Cię w takim razie trzyma w tym związku, skoro nie kochasz swojego partnera? Czy to pewne, że z tym mężczyzną nigdy nie będziesz, z czego wynika to przekonanie?

Pozdrawiam!
flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Płącząca Perła » 27 wrz 2009, o 19:19

Czuje się dziś fatalnie, mam wrażenie, że wszytsko i wszyscy są przeciwko mnie.. Pisałam pod nickiem Vella, wiele osób mi wtedy pomagało bo było napradę żle, doszło nawet do próby samobójczej, a potem było mi wstyd i jakoś przestałam pisać. Nie chce zakładać tematu na forum o związkach, jest tam wiele kobiet, które stoją po przeciwnej stronie barykady, jesli tak można to okreslić, a dokładanie mi, że jestem beznadziejna i zła i że powinnam się postawić na miejscu kobiet zdradzanych w tym momencie byłoby gwoździem do trumy. Nie chcę sie usprawiedliwać, wiem, ze źle postępuję, ale płacę za to wysoką cenę. Nie mogę odejść, praktycznie razem mieszkamy, mamy plany, on bardzo mnie kocha, a ja poprostu nie wyobrażam sobie życia samej. Choć przestałam z nim sypiać i wszytsko czego dotknę zamienia się w totalną klapę on czeka i udaje, ze wszytsko jest ok. A nie jest. Co do byłego z którym czasem się spotkam sytuacja jest trudna, on kiedyś przestał żyć ze swoja żoną, naszczęście długo po tym jak odeszłam za pierwszysm razem, co nie umniejsza mojej winy, ale mimo to jest mi lżej kiedy wiem, że nie dla mnie. A teraz żyje dla dziecka któremu jest dozgonnie oddany, a żona szantażuje go ciągle, że zabierze dzicecko, że nie pozwoli mu się spotykać i tak kółeczko się kręci. Zresztą jakie to ma znaczenie skoro ja też z kims jestem? Nigdy z nim nie będę, a jednak czasem daje sie namówić na takie krótkie chwile szczęścia, kiedy mogę choć przy nim pobyc przez chwilę. Wiem, ze to głupie, ale przynajmniej narazie nie potrafię inaczej żyć, codziennie tak na przemian euforia złość płacz przybicie, bezsenne noce.. i udawanie, że wszytsko jest ok.. Boje się, ze znowu będę musiała iść do psychiatry i znowu przechodzic cały ten koszmar z lekarstwami i że kiedyś żle się to dla mnie skończy..
Płącząca Perła
 
Posty: 84
Dołączył(a): 18 wrz 2009, o 20:40
Lokalizacja: Kraków

Postprzez flinka » 27 wrz 2009, o 19:31

Perełko czy masz kogoś bliskiego obok siebie (nie mam tu na myśli żadnego z mężczyzn, o których piszesz)?

Dla mnie to co piszesz brzmi tak: trwam w tym związku, bo bardzo boję się samotności, trwam w tym związku, bo nie chcę skrzywdzić mężczyzny, którego kocham. Czy dobrze odczytuję to co przeżywasz?

Tak myślę, że źle się czujesz (właśnie co czujesz - smutek, lęk, poczucie winy, złość?), bo widzisz, że się w tym wszystkim zapętliłaś i nie bardzo wiesz co dalej.

Nie kochasz swojego partnera, tak? Myślisz, że bez miłości możesz realizować Wasze plany?

Rozumiem, że obawiasz się, że znów będziesz musiała brać leki, a myślałaś o powrocie na terapię? Masz taką możliwość?
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Płącząca Perła » 27 wrz 2009, o 19:55

Dobrze zrozumiałaś. Przez ostatni rok zajmowałam się urządzaniem mieszkania które kupiliśmy, wpadłam w ten wir i nie widziałam niczego innego. Wszytsko przerabiałam żeby tylko się czymś zająć, żeby było pięknie bo myślałam, ze jak będe miała super mieszkanie, będę choć troszkę bardziej szczęśliwa. I co sie stało, kiedys remont się kończy, juz teraz zostało niewiele do zrobienia, a ja wcale sie nie cieszę tylko wymyslam coraz to nowe zajęcia zeby odciąć sie od normalnego życia, żeby miec kolejna wymówkę na złe dni na nerwy, zebym mogła krzyczeć, ze kafelek w łazience jest krzywy, ze chce to zmienic bo tak mieszkać się nie da i rózne tego typu głupoty. Boję się samotności, bo ona jest jeszcze gorsza niż tkwienie w zwiazku bez miłosci przynajmniej dla mnie, bo daje mi poczucie bezpieczeństwa, że jest ktoś kto kocha, jest kiedy jest źle i nie pozwoli mnie skrzywdzić, głupie podejście, jednak osoba chora chwyta się wszytskiego. Na terapie mogę wrócic, ale jest to rozgrzebywanie starych ran, czegos bardzo bolesnego, bo sięgajacego po moje okropnie przykre dzieciństwo.. Boje sie, ze wtedy bedzie jeszcze gorzej. Co do bliskich niestety, wszyscy uważaja, że jestem silna szczęsliwa, mam co chce i tak dalej. A do tego musze pomagac mojej siostrze, która jest swieżo po rozwodzie i cięzko to znosi, szczególnie, ze ma małe dziecko. Musze byc silna bo jeśli nie ja to kto? Nikt kto mnie zna nie przypuszczałby nawet przez co przechodzę, sprawiam wrażenie silnej pewnej siebie osoby, w zwiazku z moją praca zawsze dobrze ubranej i bez żadnych problemów, a ja poprostu nauczyłam sie grać.. codziennie rano nienaganny makijarz, odpowiednie ubranie sztuczny uśmiech i brne przez to moje nędzne życie..
Płącząca Perła
 
Posty: 84
Dołączył(a): 18 wrz 2009, o 20:40
Lokalizacja: Kraków

Postprzez flinka » 27 wrz 2009, o 20:15

Perełko znam to nakładanie maski na twarz, ukrywałam swoją depresję, swój ból, rany wewnętrzne i zewnętrzne. I to udawanie pochłaniało resztki moich sił i pogrążało mnie w rozpaczliwej samotności. Dopiero jak zaczęłam pokazywać swoją słabszą stronę (że się smucę, złoszczę, bywam bezradna, itd.) zaczęło być mi łatwiej uporać się z emocjami, odkryłam w sobie więcej sił i przestałam czuć się taka samotna. Pomogła mi w tej zmianie terapia.
Rozumiem, że siostrę chcesz wspierać, chociaż nie jest wcale tak, że jak komuś jest ciężko to nie można z nim już podzielić się swoimi problemami, ale nawet jeśli nie ona, to jakbyś spróbowała porozmawiać z kimś innym, co ryzykujesz?

A wyobrażasz sobie Wasz związek za rok czy 5 lat?

Czyli kończąc terapię nie domknęłaś jeszcze pewnych spraw, czy tak? Jak długo chodziłaś na terapię? Zauważałaś zmiany? Wiem, że powrót do pewnych wspomnień jest bolesny, ale czasami to jedyna droga, by móc coś zmienić w swoim życiu. A może masz inny pomysł?
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Płącząca Perła » 27 wrz 2009, o 20:54

---------- 20:49 27.09.2009 ----------

Na moją rodzinę nie mogę liczyć we wcześniejszych postach dokładnie o tym pisałam, ale tak po krótce nigdy nie byłam chcianym i kochanym dzieciekm, wychowałam się można powiedzieć w "patologicznej" rodzinie, bez miłosci z przemocą fizyczna i psychiczną i wielkimi aspiracjami nienawidzacych się rodziców, które musiałam spełniac.Takze przez całe życie wpajano mi, ze jestem nikim. Środowisko znajomych mam dość specyficzne, wątpie żeby ktokolwiek zrozumiał moją sytuacje, zawsze kiedy mówiłam, ze nie czuję się najlepiej słyszałam: nie łam się, będzie lepiej, co mają inni powiedzieć itp.

Na terapię chodziłam prawie 2 lata. Czy cos mi dała? Nauczyłam się żyć z bólem, nauczyłam się oszukiwać samą siebie, ze nie boli choć bolało, zajmowałam się wszytskim żeby nie mysleć, czytałam smutne ksiazki, a potem było mi wstyd, ze inni mają większe tragedie, po lekach było mi wszytsko obojętne, spałam całymi dniami na noc miałam środki na sen, kiedys nosiałam rozmiar 38/40 dziś czasem 34 jest za duze, przestałam jesć albo jadłam bez opamiętania, dzis zresztą też mój wikt to mocna kawa kilka razy dziennie i jakies okropne jedzenie na miescie. Powoduje to ciągle to bóle brzucha to wymioty, bóle głowy więc często tez aplikuje sobie ketanol bo nic innego juz na mnie nie działa.. Jeśli nie bede miała wyboru bedę musiała wrócic na terapię, ale chciałabym coś zrobic żeby tego uniknąć. Cały czas, choć to głupie, mam nadzieję, ze to wszytsko samo się rozwiąże, ze kiedyś obudze sie i ten koszmar zniknie.. ale tak nie bedzie..

---------- 20:54 ----------

Co do związku za rok czy 5 lat to nawet o tym nie myślę, to dla mnie taki ogrom czasu.. przeżyc nastepny dzień to wielki wyiłek, bo co bedzie kiedy nie bede miała juz co robic, co czytac, gdzie pójść, co wtedy? Jesli przezyje, to pewnie będę w podobnym albo gorszym stanie niz teraz, napewno sama bo wszycy mnie opuszczą i kto wie jak to się dla mnie skończy..
Płącząca Perła
 
Posty: 84
Dołączył(a): 18 wrz 2009, o 20:40
Lokalizacja: Kraków

Postprzez flinka » 28 wrz 2009, o 13:16

Perełko uciekasz od samej siebie, widzisz to? Boisz się małej chwili spotkania z sobą. Zagłuszasz swoje emocje, będąc wciąż zajęta. I ja rozumiem, że robisz tak, by uciec przed bólem. Jednak to jest rozwiązanie tymczasowe. Nie chcę Cię straszyć, ale co będzie jak nie znajdziesz w pewnym momencie żadnego zajęcia? A nawet jeśli będziesz cały czas zajęta emocje mogą zacząć się "przelewać", tak dużo ich "upchniesz" w sobie, bo przecież one nie znikają, gdzieś w Tobie żyją. Poza tym zobacz ile energii poświęcasz na to, by nie czuć, ile energii, która tkwi w emocjach tracisz nie doświadczając ich.

Wiesz wracając pamięcią do czasu, gdy byłam w depresji, wcale nie najgorsze były okresy ogromnego smutku czy lęku, to był owszem koszmar, ale kiedy byłam "zmrożona", pusta w środku (nie czułam żadnych emocji) to czułam się jakbym była martwa i to było jeszcze gorsze. Łudziłam się, że taki stan może być odpoczynkiem, ale nie był. Dopiero decydując się odczuwać i zadziałać tak, by to czucie nie było tylko bólem, można uporać się z depresją.

Nie czytałam Twoich wcześniejszych postów (nawet sprawdziłam pod nickiem, który podałaś, ale nic mi się nie wyświetliło w wyszukiwarce), bo rzadko bywam na związkach, jestem w tej dziedzinie antyspecjalistką, dlatego tam nie pisuję. :wink: Rozumiem, że czujesz/wiesz, że w rodzinie szukać wsparcia nie ma sensu, a poza rodziną?

Przeczytałam to co napisałaś o swojej terapii i takie mam wrażenie, że albo mało pozytywnych rzeczy Ci ona dała albo ich nie dostrzegasz. Czy gdybyś wracała na terapię to chciałabyś wrócić do swojego terapeuty czy poszukać kogoś nowego? Dlaczego zakończyłaś terapię?


Pozdrawiam! :kwiatek2:
flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Płącząca Perła » 28 wrz 2009, o 22:51

Wtaj, ja po bardzo napiętym dniu wreszcie mam chwilkę żeby napisać, tak jak wcześniej zaznaczyłam robię wszytsko żeby tylko nie myśleć. Skończyłam z terapia bo miałam wrażenie, ze ona nic więcej mi nie da. Moja terapeutka stwierdziła, ze ja wszytsko wiem tylko musze to wprowadzić w czyn. Ale co z tego skoro nigdy nie potrafiłam? Może wybrałabym innego lekarza, ale opowiadanie o sobie komuś obcemu od początku w tym momencie przerasta moje możliwości. Jest 22 a ja juz odczuwam okropny lęk przed tym jak jutro wstanę, jak w ogóle wyjdę z domu i jak ten dzień i następny uda mi się przetrwać. Wiesz, ja juz z tym bólem nie potrafię żyć, jest go tyle, ze czasem boje sie, ze nie wytrzymam i zrobię coś głupiego. Dziś znowu wezmę tabletkę na sen.. choć po dzisiejszej dawce kawy i red bula nie wiem czy to mi cos pomoze, do tego zaczęło mnie boleć serce.
Co do zanjomych naprawdę cięzko jest zrozumieć drugą osobę jesli nie przeżyło się czegos co przeżyła ona.. Zreszta ja tyle razy zostałam zraniona, że boję się juz zaufać.
Płącząca Perła
 
Posty: 84
Dołączył(a): 18 wrz 2009, o 20:40
Lokalizacja: Kraków


Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 488 gości

cron