przez mi » 2 wrz 2007, o 09:56
Dziewczyny, nie ma co się spierać która grupa zawodowa jest bardziej lub mniej uczciwa, pokrzywdzona, lepiej/gorzej postrzegana. Każdy ma swoje doświadczenia, a co za tym idzie, swój punkt widzenia. Trzeba też uwzględnić, że wszędzie pracują tylko ludzie... różni ludzie... Zatem trafiają się kompeentni i nie kompetentni, poważnie podchodzący do tego co robią i odwrotnie, uczciwi i kombinatorzy, etc. Tylko na swoim przykładzie mogłabym wymienić kilkanaście historii przemawiających "za" i "przeciw" danej grupie zawodowej (prawnicy, lekarze, bankowcy, duchowni... itd.). Możnaby tak przerzucac się przykładami w nieskończoność.
Bianko - przykro mi, że twoja rodzina i ty doświadczyliście tyle niezrozumienia, niedocenienia, może nawet upokorzenia. Wierzę, że Twój ojciec jest dobrym człowiekiem i wartościowym lekarzem.
Rozumiem też punkt widzenia Goszki - jej doświadczenia w odniesieniu do tej grupy zawodowej były zapewne w większości złe, a zatem i uogólnienie nie mogło być pozytywne. Na pewno nikt nie twierdzi, że 100 % osób pracujących w danym zawodzie to ... (każdy sobie może tu wstawić swoją opinię).
Powiem Ci Bianko, że doskonale rozumien Twoje doświadczenia z dzieciństwa - byłam w podobnej sytuacji do Twojej, choć mój ojciec był maszynistą na PKP. Też wiecznie brakło pieniędzy, też nie było go w domu (wychodził do pracy o wszystkich porach dnia i nocy - przychodził goniec np o 2-3 rano i trzeba było iść), też dorabiał by związać koniec z końcem, a powinien wtedy np. odespać noc. W latach '80 działał w "Solidarności", więc ja i moja siostra po "rozgonieniu" tego "buntu" miałyśmy przekichane! Ojciec był do bólu uczciwy, zawsze wstawiał się za każdym pokrzywdzonym - nie podobało się to osobom u "władzy". Kiedy wychodziło, że jestem córka tego a tego.... ech, nie było różowo. Po '89r. nie zmieniło się nic... za uczciwy był... Umarł, miał 63 lata. Brakuje mi go... choć to już 6 rok... choć też swoje lata mam. Mimo swojego trudnego, twardego charakteru - ojciec dawał mi swoiste poczucie bezpieczeństwa, pewności, stabilności. On nie był "relatywny", nie zmieniał zasad w zależności od wygody, okoliczniości, koniunktury. No dobra wystarczy! A i jeszcze jedno - Bianka szkoda, że mój ojciec nie trafił na tachich lekarzy jak Twój tata, szkoda....
Barbie*... hmm. Szanuję Twój punkt widzenia.
Na razie utknęłam w miejscu w kwestii poszukiwania innego psychologa/terapeuty. Wpadłam w "odrętwienie". No i boję się że znów zostanę żle zrozumiana... Tylko, że to potworne zmęczenie jest z każdym dniem większe. Wczorajszy dzień praktycznie przeleżałam (tylko niezbędne czynności). Zasnąć nie mogę bo mam lęki - wybudzam się w panice, w momencie gdy stan czuwania przechodzi w fazę snu. Kto tego doświadczył, to wie na czym polega...
Pójdę do mojej psychiatryczki... Pójdę. Tak.
Nawet to pisanie mnie przerasta...
Pozdrawiam wszystkich. Dobrze że jesteście.