Hej Samotna!
Też się tego boję. Ale tłumaczę sobie, że strach przed samotnością to jeszcze nie powód żeby się wpie...ać w byle jaki związek, a to, że jestem sama nie oznacza, że moje życie ma być katastrofą.
Ostatnio czytałam biograficzną książkę "Wiosłowaoć bez wioseł". Są to zapiski z ostatniego roku życia szwedzkiej dziennikarki i prezenterki telewizyjnej, która niespodziewanie dowiaduje się, że jest chora na stwardnienie boczne zanikowe i z dnia na dzień traci siły i sprawność. Jest to dla niej bardzo trudne, bo jest kobietą pełną energii, kochającą ruch, życie, a na dodatek ma 2 małych dzieci. Wie, że umrze w ciągu kilkunastu miesięcy i nie ma dla niej ratunku. Ale pewnego dnia mówi sobie: wiem, że mam umrzeć, ale mogę dojść do tego celu 2 drogami, albo poddać się i biernie czekać na koniec narzekając na los, albo wykorzystać to co mi zostało najlepiej jak umiem. Wybieram to drugie.
Nam też się może zdarzyć, że zostaniemy same (choć, mi się wydaje, że jest to mało prawdopodobne
) ale to nie powód, żeby się poddać i zniszczyć to co mamy. Może i życie w pojedynkę nie jest tak pełne i wartościowe jak w parze (choć o tym można dyskutować), ale, do cholery, nadal jest życiem, którym się można cieszyć. Ja, na razie, w miarę możliwości unikam miejsc gdzie jest dużo szczęśliwych par, nie wiem czy to dobrze, ale po co się w sumie dodatkowo katować? Pozdrawiam i przytulam.
PS. Aha i nie powtarzaj sobie w kółko, że jesteś żałosna, bo jeszcze w to uwierzysz