zastanawia mnie jak być zołzą

Problemy z partnerami.

Postprzez Bibi » 10 wrz 2009, o 22:48

Również przeczytałam tą książkę i w moim odczuciu nie ma ona na celu nauczenia nas sztuczek - co autorka kilkakrotnie podkreśla. Książka jest raczej zachętą do zatroszczenia się o siebia, docenienia siebie, zadbania o własne dobro. Są w niej zabawne przykłady, może nawet przerysowane - ale ja odebrałam je jako potraktowanie pewnych spraw z humorem.
Bibi
 
Posty: 61
Dołączył(a): 5 lip 2007, o 19:04

Postprzez Svan » 11 wrz 2009, o 00:14

Milla, nie odniosę sie do książki o jakiej wspominasz, ponieważ nie miałam jej w rękach...odniosę sie do Twojego ostatniego wpisu. Nie wiem jaka jesteś, bo nie znamy się, ale ja (po krótce 8) ) widzę to tak:

milla napisał(a):Czułam się inna. Więc raczej mnie ignorowali, a ja niestety bylam też przewrażliwiona i obchodziło mnie to bardzo że nie umiem sie odnaleźć (bardzo, bardzo bolało). Potem zawsze miałam dwie-trzy koleżanki i sie jakoś trzymałyśmy, ale ja pragnęłam czuć się jak "pełnoprawny uczestnik" klasy... no nie wiem,

Pewnie czułaś , ze odstajesz...a i kiedy ktoś okazywał Ci zainteresowanie to wydawało Ci się, ze to udawanie, no bo kto normalny chciałby zadawać sie z taką (...) Tobą. Z kolei w masce też trochę lipa. Bo jesli chowasz prawdziwą Siebie, odbierasz ludziom szansę na to by poznali Ciebie naprawdę i naprawdę polubili. Dlatego możesz mieć wrażenie, że nawet jesli w ogóle lubią i przymiesz, ze nie udają -to lubią tylko maskę, bo nie dajesz im możliwości na zobaczenie Twojej twarzy...
A co się stanie gdy pokarzesz im tą nudną, marudną, zniecierpliwioną millę? Co się stanie jak jtoś Ci powie-ale ty jesteś niecierpliwa
No i co? Przyznaj sie do tego śmiało:faktycznie bywam (nie jestem!) niecierpliwa (w sensie zachowuję się w taki sposób)...ale też często zachowuje się tak i tak i tak ...jak każdy :D Człowiek to cała paleta barw, mill-a nie jedna.
Nie jest też tak, ze wszyscy muszą Cię lubić-coż warta jest sympatia kogoś, kto Cię nie zna, hmm?


nawet jak byłam starsza i wkręcałam sobie, że jestem zupełnie jak inni, to wewnątrz czułam bunt typu: "przed kim udajesz?"

ech...bo tutaj sami na siebie zastawiamy pułapkę, milla. Chodzi przede wszystkim o to, żeby wiedzieć jak najwięcej o sobie. Wiedzieć kiedy i po co nakładasz maskę...i czy jest to konieczne . Czuć się nieustannie nie tak jak trzeba, nie właściwa masz dwa wyjścia:olać to, co mówią inni(odpada: bo za bardzo Cię interesuje ocena-przynajmniej na razie) i pogodzić się z tym, że nie wszyscy będą Cię lubić, założyć kipsmajling na twarz.
I myślę sobie, ze wtłoczyłaś sobie do głowy, ze tylko wtedy będziesz dla innych atrakcyjnym towarzystwem, gdy będziesz w masce, będziesz "miła, czuła uśmiechnięta". Być może jesteśmy wychowywani w takim poczuciu, ze mamy być "idealni" i doskakiwanie do pewnego wizerunku a to sprawia, ze wszelkie nasze niepowodzenia czy potknięcia traktujemy jako porażkę i nie czujemy się z sobą dobrze.
Ale jeżeli sobie z założenia damy prawo do tego, ze, możemy popełnić błędy, ze może nam być smutno, ze możemy się potykac w życiu to dużo łatwiej nam będzie uznać, że jesteśmy całkiem fajnymi ludźmi.(Od czasu do czasu coś mi nie wychodzi, ale generalnie taki fajny człowiek ze mnie).
Dlatego też, dobrze jest mieć ugruntowane takie poczucie w czym jestem dobra a w czym niekoniecznie. To jest tak, ze jeżeli sobie nie stawiamy jakiegoś bardzo wysokiego pułapu do osiągnięcia,, łatwiej nam jest sie ze sobą dobrze czuć. I w sytuacji w której nie musisz udowadniać ciągle czegoś, bo masz to ugruntowane, to tak naprawdę niewiele osób może sprawić, ze się źle poczujesz. Bo Ty wiesz, ze coś robisz dobrze.
Ale trzeba się trochę poznawać milla, Siebie słuchać-nie innych, nie czytać w ich myślach, nie przewidywać przyszłości, ale słuchać siebie z wieeeelką uwagą :)
Co to znaczy? O tym niżej

więc w liceum odsunęłam się zupełnie od reszty stosując metodę "totalnej zlewki" czyli że mi nie zależy

Tumiwisizm wśród młodych ludzi nie jest zbyt pociągający, jak inni widzę, że wszystko olewasz...omijają Cię, bo nie chcą być olani. Normalne :)
I pewnie jednak trochę tego "obserwatora" w Tobie było: im bardziej widziałaś, ze oni Cię olewają, tym większym mrukiem się stawałaś...i tak nakręcało się to perpetum mobile.
To wszystko wynika z lęku przed odrzuceniem, ale wszystkie mechanizmy obronne z jakich korzystamy-jakie mają ns chronić przed zranieniem, parazliżują nas, odgradzają od świata.
Czasami mówię/piszę, że można nas porównać do samochodu, który ma założonych setki zabezpieczeń i blokad, które mają go ustrzec przed złodziejem.
I owszem: samo auto jest bezpieczne... tyle, że my nim nie ruszymy. A przecież ono nie służy do tego, żeby stać pod domem. I w miarę upływu czasu zanim gdziekolwiek ruszymy (przy "spotkaniu" z drugim człowiekiem), konieczne jest zdjęcie wszystkich tych blokad...Z czasem jest to coraz trudniejsze ;/


wolę oceniać człowieka, bo sama zawsze byłam oceniana jako osoba, a nie moje zachowania - sorry, ale rzadko kto ocenia rzeczywiście tylko zachowania. a na pewno nie jak ktoś jest zbyt młody
jestem przekonana, że większość tych "ocen Ciebie", milla, rozgrywało się w Twojej głowie. Coś na zasadzie:"spojrzał na mnie zblazowanym wzrokiem, bo uważa, że jestem nudna". Nie masz w oczach noktowizora ani urządzenia do czytania w myślach ale "wiesz" co myslą o Tobie innych. Bo oceniamy innych swoją miarą->jeśli my kłamiemy, sadzimy że inni kłamią i tego sie spodziewamy, jeśli obgadujemy ich-tego samego spodziewamy się po innych, jeśli oceniamy-jesteśmy w swoim odczuciu nieustannie oceniani...ale też jeśli źle o sobie myślimy, sądzimy, że oni też o nas źle myślą.O tym wspominasz tutaj:
no i nienawidziłam tego oceniania, bo zawsze mnie ktoś oceniał, a ja to czułam.

Ty to czułaś, ale nie jest prawdą, ze tak zawsze było.
Wszyscy w szkole obserwowali się nawzajem, by móc wychwycić jakieś potknięcie i wykorzystać przeciw sobie. Nienawidziłam tego.

Wiesz jak wiele osób tak to odczuwa? Uuuuu, moja droga zdziwiłabyś się :D Najśmieszniejsze jest to, że tak naprawdę ludzie najbardziej zajęci są sobą :lansowaniem siebie, demonstrowaniem światu, jacy to nie są zabawni, mądrzy, wspaniali, wyluzowani...
jeszcze długo trudno mi było swobodnie się przy kimś czuć, odbierać go, skupić się na zrozumieniu go, na poczynieniu spostrzeżeń itp... nie potrafiłam się zapomnieć, czerpać z chwili! nie potrafiłam przestać czuć nieznośnej fizycznej obecności mojej osoby i skupić się do końca na jakimś miłym odczuciu! nawet jak całowałam się, mój umysł ciągle kontrolował to, jak reaguje ten chłopak, czy robię coś nie tak itp.Jak rozmawiałam z kimś, zamiast skupić się na drugiej osobie, bez końca analizowałam siebie, jak wyglądam, jak stoję, jak on mnie odbiera, nawet literalnie czułam owal mojej twarzy i zastanawiałam się czy nie robię jakiejś głupiej miny..

Jakbym czytała swój pamiętnik...mowy nie było, żebym przestać kontrolować i znacząc do licha odczuwać- doświadczać, delektować się zapachami, smakami, odczuciami-cały czas obserwowałam siebie w kontekście jakiejś sytuacji a mój wewnętrzny krytyk stał nade mną z lustrem i batem. Nieustannie byłam niewłaściwa, nie dość dobra, nie wystarczająca, nie tak się zachowałam, nie tak powiedziałam...nie byłam taka, jak POWINNAM być...
Tyle, ze ja nawet nie wiedziałam jaka być powinnam, nie umiałam wiec nada c sobie jakiś kierunek, zarys. Nie miałam pomysłu na "jakąś svan".

no dobra - przechodząc do konkretów, właśnie ostatnio mam faze na rozprawienie sie z przeszłością, bo chcę się nareszcie poczuć wolna od tych nalecialości. a to wciaz we mnie drzemie i czasem sie uaktywnia, przeplatane okresami względnego spokoju i dobrego o sobie mniemania.

niestety coś jest we mnie takiego, że widzę we wszystkich chłopakach wady i strasznie mnie one irytują. nie potrafię miec wyrozumiałości, zaczynam czuć irytację, niechęć i znużenie. i albo czuję do nich głęboką niechęć, albo denerwuję się że to ja nie będę interesująca i koleś się ze mna zanudzi i poyśli że jestem "głupia" (to słowo to schemat, od przedszkola dzieci żeby okazać komuś pogardę mówią że ktoś jest "głupi" - i już)
więc albo ja, albo koleś jest głupi.

Patrzysz na nich tak jak na siebie, Jesteś surowa dla nich bo sama dla siebie jesteś wymagająca. Surowy system ocenny stosujesz wobec wszystkich...i jak myślę, tak naprawdę lubisz oceniać, jesteś skłonna do krytyki, do wyrażania dezaprobaty...
Pewnie, ze można to "naprawiać" na terapii, uciszając w sobie Krytyka, Surowego, Karcącego Rodzica. Możesz jednak popracować też troszkę nad sobą sama. Podejrzewam, ze traktujesz zycie zadaniowo-coś tam musisz zrobić, coś tam powinnaś..rzadziej robisz bo masz ochotę. Wykorzystaj to i postaw sobie pewne zadania do wykonania: niech zadaniem dla Ciebie będzie codziennie znaleźć w drugim człowieku, z jakim rozmawiasz i np. irytuje Cię, 5 takich cech i powodów dla jakich można go lubić. Coś dobrego, pozytywnego. Niech będzie to znudzona ekspedientka, która się pomyliła, gruba, spocona kobieta z siatami która wtarabania się na ciebie w metrze czy autobusie, sąsiad, który od rana do nocy wierci w suficie (mam takiego-nie pamiętam kiedy u niego nie było remontu...nieustannie od ponad 20 lat-musi mieć pałac nie mieszkanie :lol: )
Szukaj tego w swoich bliskich, w sytuacjach jakie Ci się zdarzają a jakie oceniasz jako niekorzystne,nieprzyjemne...ale (tu najtrudniejsze) przede wszystkim w sobie.
Żeby ćwiczenia były sumiennie odrobione-zapisuj je na kartce. Nie musisz tego robić tuż po zdarzeniu, po prostu kiedy masz chwilę. Ustal sobie, ze wykonasz takie zadanie np. na 10 osobach/sytuacjach. I koniecznie na sobie(!).

To wydaje się sztuczne, ale z czasem samo włączy Ci się takie życzliwsze spojrzenie na świat, ludzi i siebie samą. Zaręczam, że będzie Ci coraz przyjemniej z ludźmi, ze sobą. Ale nie oszukuj 8) i dobrze przyłóż się do zadań.

Pewnie masz trudność w sprawianiu sobie przyjemności-no bo nie zasłużyłaś, a tak w ogóle to nie do końca wiesz co lubisz-a jak już lubisz to nie wolno (znajdziesz najbardziej absurdalne uzasadnienie by tylko sobie "zakazać"). Tu też zrób sobie zadania-co najmniej jedna przyjemność dziennie, ale taka porządna (no wiesz, zadania musza być dobrze wykonane)-jak długa kąpiel, to z wielką pianą, z maseczkami, z olejkiem-przygotuj sobie to wszystko nawet jeśli zajmie Ci to sporo czasu. Zrób z siebie księżniczkę, miękki ręcznik na podłodze, aromatyczny płyn do kąpieli...i zarezerwuj sobie na to określoną ilość czasu-nie pozwól by ktokolwiek to zakłócił.
Jestem PEWNA, że uda Ci się wygospodarować 1-45 min tylko dla siebie :)

I kolejna sprawa: jak już pisałam bądź na siebie bardzo, bardzo uważna. Przyglądaj się nie światu i innym, ale przede wsz. sobie... wyłapuj takie drobiazgi, które -choć pozornie wydają sie bez znaczenia- podkopują Twoje poczucie wartości...a raczej utwierdzają Cie w tym, że jesteś nic/niewiele nie warta. Np.:
jak siebie znam, wszystko zepsuję

No wiesz, jeśli założysz że zepsujesz...to zaręczam Ci, że zepsujesz 8)
Pytanie : czy chcesz zepsuć, zeby mieć dowód na swoje racje->jestem do niczego, czy siebie nie znasz...

strasznie to głupie ale tak miałam

zatrzymałam sie nad tym zdaniem i zastanawiałam sie, z jakiego powodu piszesz/uważasz, że jest to głupie? Ja nic głupiego w Twoim zachowaniu nie widziałam...serio...
Najgorsze jest to, że poniważ jesteśmy takie wymagające wobec siebie-zakazujemy sobie przeżywac jakieś uczucia, popełniać błedy. A w takim napięciu ciągle je popełniamy, ranimy innych a potem wymierzamy karę sobie, bo nie potrafimy zaakceptować tej ciemnej czasteczki siebie, tego diabełka, którego korci żeby nadepnac komuś na palce.
A złość, zniecierliwienie, smutek...to są natk normalane i tak potrzeben uczucia. Można się nauczyć z nich korzystać, ale przede wszytkim pozwolić sobie na nie.
Wqrza Cie kolega-jesli wqrza Cie w nim coś konkretnego, przyjżyj się temu-co to jest. Ze marudzi? Napisz mu"no i czego znowu marudzisz? ;)"
Co się stanie?
Zgaśnie słońce? 8)

ufff-to tak w wieeeelkim skrócie :lol:
Piszę rozwlekłe posty i co gorsza sadzę w nich byki jak się patrzy-zjadam literki, robię błędy stylistyczne, ortograficzne...ale wiesz co? tak juz mam. I lubię gadać z ludzmi, wierzac, ze "życzliwa ręka oddzieli ziarno od plew". Staram się ...ale już wiem życie to nie wyścigi, konkurs, olimpiada ani kurs dla świetych.

Spokojnej nocy
svan
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez milla » 12 wrz 2009, o 20:34

---------- 20:26 12.09.2009 ----------

dzięki za długą odpowiedz Svan. odniosę się do Twojego postu

najpierw, co czułam, gdy ktoś okazywał mi zainteresowanie... może raczej nieświadomość tego człowieka niż udawanie. Bo czułam, ze dlaczego miałby udawać przed taką mną... raczej to, że nie byl świadomy, jaką osobą jestem - taką nieporadną życiowo, bez życia towarzyskiego i bez wiary w siebie. A inni lubią ludzi z wiarą w siebie, silnych, przebojowych, takich którzy mogliby ich inspirować i podnosić na duchu, a nie takich których trzeba podnosić na duchu i wcale w siebie nie wierza, bo gdzie z taką osobą zajdziesz, co ciekawego przeżyjesz? to moja obserwacja którą poczyniłam dawno temu (także w pamiętniku :) ) tak, ludzie wolą silnych, by iść z nimi do góry.

miałam maskę przez pewien czas mojego życia, a to właśnie kilka lat temu, udawałam przebojową i jedynie unikałam sytuacji które mogłyby mnie zdemaskować... myślałam bardzo strategicznie. od pewnego czasu tego nie robię, staram się nie nakładać maski choć szczerze mówiąc naprawdę nie wiem jaka w końcu jestem bo raz mi się zdaje że tak a raz że tak.
W pamiętniku pamiętam jak wpisywałam że nie wiem co jest maską a co nie, bo nieraz zdaje mi się, że wkładam maskę przed SAMĄ SOBĄ, a jak to w ogóle możliwe??

przez to naprawdę byłam zniecierpliwiona... nerwowa, płaczliwa, zirytowana. najbardziej w domu. wszystko łatwo wyprowadzało mnie z równowagi, często po prostu aż się we mnie gotowało i nie wiedziałam kiedy wybuchnę. Rodzice w każdym razie dziś nie wyglądają jakby chowali urazę :zawstydzony:

I Svan, ale według mnie trzeba Keep smiling, bo inaczej ludzie się od Ciebie odsuwają, żeby nie zarazić się zlym nastrojem... nie zarazić się problemami. dlatego wolę spotykać się z przyjaciółmi kiedy mam dobry nastrój, bo jak mam zły to obecność innych mnie irytuje i wiem że niestety nie będę umiała tego dobrze ukryć. to znaczy przed niektórymi tak, bo zawsze na mnie dobrze działają, ale są takie osoby które nie irytują mnie tylko wtedy gdy jestem zrelaksowana. np moja wspollokatorka, która nieustannie do mnie gada...

co do pułapu. Mam poczucie, że nie dałam z siebie wszystkiego i chciałabym osiągnąć coś fajnego. nie chciałabym poprzestać na niskim pułapie na jakim na razie jestem. Nie wiem. Ale jeszcze nie wpadłąm na to co powinnam zrobić, bo na razie to mam wrażenie że życie przecieka mi między palcami.

co do LO, to ja wiem że to był głupi okres, już się skonczył... wiem dlaczego ludzie mnie omijali. Wiecznie byłam smutna, nie gadałam z nimi, nawet tak jak kiedyś pisałam, nie potrafiłam przychodząc powiedzieć wszystkim :cześć: bo mówiłam bardzo cicho, więc jakby ciągle mnie nie było. przychodziłam i chyłkiem wychodziłam ze szkoły. to wszystko. byłam i nie byłam. miałam koleżankę z ławki do której miałam pretensje że woli towarzystwo innych dziewczyn a mnie zostawiała samą. a ja mogłam po prostu także do nich wyjść zamiast barykadować się w ławce i tylko obserwować klasę ze swojego bezpiecznego miejsca. to mnie jednak na ten czas przerastało. Doprawdy ja już jestem zupełnie inną osobą! to co wtedy ze mnie było a co jest teraz... tak a długą drogę przeszłam i tak się zmieniłam. Jestem z siebie bardzo zadowolona pod tym względem.
bo ja czułam przez te lata ze to nie ja, że gdzieś po drodze coś mnie zahamowało i przytłoczyło i że zgubiłam swoją radość życia i ciekawość nowych doświadczeń. wiedziałam że tak życia nie chcę spędzić, więc walczyłam każdego dnia żeby się doskonalić, zeby się zmienić

teraz to tylko odpryski z tej przeszłości, jej dawne echa, pozostałości które mnie dręczą a objawiają się w moim stosunku do ludzi i stosunkowo małym poziomie tolerancji. Ciągle mam ochotę karać innych za coś... chyba za to, że kiedy byłam słaba, wszyscy żyli własnym życiem dobrze się bawili i nikt nie wyciagnął do mnie ręki. no ja wiem że wcale nie musieli bo wiem jak to wszystko działa ale myślę z perspektywy czasu i już z pozycji czlowieka silniejszego a wtedy... to ja naprawdę cierpiałam ze samą sobą

przestalam tak bardzo kontrolować co robię. kazałam sobie. Niestety czasami odbywało się to takimi środkami, że aby przestać skupiać się na sobie i nad tym co myśli druga osoba, zaczęłam skupiać się na osobie i jej wadach, w stylu: dlaczego przejmujez sie że coś zle robisz, popatrz na niego! on też by sie mógł przejąć. jest taki sam jak ty. też ma wady, nie jest idealny, nie ma prawa czuć się lepszy od ciebie...
no i poszło to nie w tym kierunku. zaczęlam traktować partnera jak przeciwnika, który też ma wady i dlatego nie ma prawa oceniać mnie zle... taki wrog. teraz nie mogę się tego pozbyć. naprawdę, choć próbuję. dobre by to było z tym myśleniem w kategoriach życzliwych może większy relax

hm. dzięki

Jakbym czytała swój pamiętnik...mowy nie było, żebym przestać kontrolować i znacząc do licha odczuwać- doświadczać, delektować się zapachami, smakami, odczuciami-cały czas obserwowałam siebie w kontekście jakiejś sytuacji a mój wewnętrzny krytyk stał nade mną z lustrem i batem. Nieustannie byłam niewłaściwa, nie dość dobra, nie wystarczająca, nie tak się zachowałam, nie tak powiedziałam...nie byłam taka, jak POWINNAM być...
Tyle, ze ja nawet nie wiedziałam jaka być powinnam, nie umiałam wiec nada c sobie jakiś kierunek, zarys. Nie miałam pomysłu na "jakąś svan"


no to myślę, że jesteśmy do siebie podobne. I idziemy w tym samym kierunku, ale Ty już chyba dalej na drodze jesteś?
hm nie myślałam, że ktokolwiek jeszcze mógłby mieć takie uczucie że czuje swoją twarz jak mówi i że jakby stoi obok i siebie obserwuje i ocenia swoje reakcje... :wink:

---------- 20:34 ----------

ufff-to tak w wieeeelkim skrócie Laughing
Piszę rozwlekłe posty i co gorsza sadzę w nich byki jak się patrzy-zjadam literki, robię błędy stylistyczne, ortograficzne...ale wiesz co? tak juz mam.


nieprawda! byków nie zauważyłam, a posty są ku pomocy (plus pięknie wplecione posty innych forumowiczów rozłożone na czynniki pierwsze) :wink:
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Postprzez Svan » 13 wrz 2009, o 19:51

Milla, dziekuję, ze odpowiedziałś na moje słowa.
Jestem już dziś zmęczona a chciałabym kilka słow jeszcze napisać, odnosząc się do tego co napisałaś wyżej. Zrobię to więc jutro.
A dziś piszę dlatego, że chciałabym abyś wiedziała, że przeczytałam Twoje słowa i bardzo się cieszę, że o tym wszystkim piszesz.


..........

ech nie mogę, tylko kilka słow :o
wkładam maskę przed SAMĄ SOBĄ, a jak to w ogóle możliwe??

milla, ja czasami ma wrażenie, że często siebie samych oszukujemy dużo częsciej niż innych.
Maska, hmm...już zapominamy jak wyglada nasza twarz i paniczni boimy się co bedzie jsli zdejmiemy maskę-co pod nią jest?
Takie lęki, o to co zobaczymy, pojawiają się w jakimś kryzysowym momencie, kiedy musimy podjąć decyzję i chcemy mieć pewność, że nie była ona dokonana pod wpływem presji-ale że jest to coś czego MY chcemy(nie rodzice, nie otoczenie, nie pratner) a ponieważ nie mamy o sobie zbyt dobrego mniemania-spodziewamy się zobaczyć potwora, albo...pustke.
Poza tym jak tu funkcjonować bez maski?
I kołacze się w głowie takie przerażające pytanie KIM JA u licha JESTEM?

To są obawy jakie skutecznie paraliżują i nie pozwalają nam zajrzeć pod maskę.

Nie chcę pisać chaotycznie wiec do zobaczenia "w literkach jutro :)

Pozdrawiam cieplutko
svan
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez milla » 14 wrz 2009, o 18:29

"kim ja u licha jestem" trapi mnie bardzo często. Właściwie nawet nie wiem, czy mam jakąkolwiek maskę. Być może życie ludzkie i ludzkie charaktery składają się z samych masek, a bez nich niemożliwe by było funkcjonowanie? jeśli w określonej sytuacji instynktownie wkładamy jakąś maskę, to może tak ma być?
Najdziwniejsze jest to w moich poszukiwaniach, że raz zdaje mi się, że mam taki charakter, a potem, że jednak cos innego. Na końcu swierdzam, że mój charakter JESZCZE się nie rozwinał i wciąż się kształtuje, pytanie tylko czy w dobrym kierunku? być może przegapiłam szanse stania się tym kim powinnam, na jakimś etapie życia, i nie rozwinęłam pewnych naturalnych umiejętności, część z naturalnych predyspozycji też gdzieś umknęła, za to rozwinęły się inne, ale czy da sie wpaść na trop tamtych zapomnianych? czy należy ich szukać? i... no zapomniałam najważniejszego pytania, wisienki na torcie mych rozważań 8)

czy macie tak, ludzie?
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Postprzez ewka » 14 wrz 2009, o 20:06

Wydaje mi się, że nie mam maski. Nie wierzę, że my wszyscy to jakieś ponakładane maski. Po co tak? Dlaczego?

milla napisał(a):być może przegapiłam szanse stania się tym kim powinnam, na jakimś etapie życia, i nie rozwinęłam pewnych naturalnych umiejętności, część z naturalnych predyspozycji też gdzieś umknęła, za to rozwinęły się inne, ale czy da sie wpaść na trop tamtych zapomnianych? czy należy ich szukać?

A nie sądzisz, Milla, że nawet jeśli coś przegapiłaś, czegoś nie rozwinęłaś i coś Ci umknęło... że nie warto tracić energii na to, na co już nie masz wpływu? To minęło i nie cofniesz... może więc lepiej oczy szeroko otworzyć, aby nie uronić niczego z bieżących chwil? A może to przegapione wróci? A może będzie coś innego? Lepszego? Może wystarczy bardzo mocno otworzyć się na "dzisiaj"?

A co do charakteru, to ja myślę, że trzeba żyć wg jakiś tam własnych zasad i być im po prostu wiernym (w miarę możliwości, haha). I tyle. Wyznawane zasady mogą się zmieniać, bo żyjemy przecież, myślimy, samo życie jakoś nas doświadcza... więc to nie jest coś raz wykute, jak ze stali. Ja to tak czytam, że masz potrzebę samookreślenia się. Precyzyjnego. I nie bardzo rozumiem, do czego jest Ci to potrzebne.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez milla » 14 wrz 2009, o 21:34

hm ewa nie wiem do końca. cały czas rozgryzam temat masek. A co, jeśli rzeczywiście nasze życie to same maski ubierane zaleznie od okoliczności? przecież w różnych sytuacjach różnie się zachowujemy.
podobno jakby ludzi ubrać w jednakowe worki, straciliby własną tożsamość. Tak robią sekty.
nie wiem dlaczego to dla mnie ważne. Chciałabym wiedzieć kim dokładnie jestem, kim mogę być jeśli chcę, z czym mogę sobie poradzić a z czym nie i w czym mogę się ulepszać, co mogę zmienić
i czy zasady jakimi się kieruje są dobre, a może nalezy je zmienić?
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Postprzez ewka » 15 wrz 2009, o 00:40

Jeśli przybieralibyśmy maski stosownie do okoliczności... to znaczyłoby, że nie ma ludzi autentycznych? Szczerych? A Millo Droga... ci wszyscy, co oddali życie (lub je sobie mocno skomplikowali) "w imię" czegoś, w co wierzyli? Co było (ich zdaniem) słuszne? Bardzo krzywdzące jest Twoje zdanie... nie twierdzę, że nie ma ludzi z maskami... ale dlaczego miałabym akurat skupiać się na nich? Skoro jest tylu innych? Prawdziwych? Autentycznych? Z których możemy czerpać? Też tacy możemy być, bo to przecież zależy tylko i wyłącznie od nas.

Sekty... sekty robią przede wszystkim pranie mózgów - jak już wypiorą i włożą w worki, to masz wszystkich jednakowych. Wyobrażasz sobie w takim worku np. Wałęsę? Albo prof. Bartoszewskiego? No mnie wyobraźni na to nie wystarcza, szczerze przyznam. I nawet, gdyby ich w te worki włożyć... z zewnątrz byliby jak inni... ale wystarczy przecież kilka zdań, by wiedzieć.

Kim jesteś... hmm, ja myślę, że aby odnaleźć swoją tożsamość trzeba przede wszystkim wiedzieć, czego się chce. Twardo i wyraźnie - czego JA W SWOIM ŻYCIU CHCĘ. Co jest dla mnie ważne. I czegóż chcieć więcej, jak siły na tego realizację?

No;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez tenia554 » 15 wrz 2009, o 08:44

Nie czytałam książki ,ale stawiam na zdrowy egoizm.Nie lubię zakładać masek,ale napewno wyznaczam inne granice różnym ludziom.Inna będę dla przyjaciela,a inna dla listonosza.Czy są to maski,moim zdaniem nie.Dla jednych ludzi będzię rzeczową realistką,a dla innych szczerą,spontaniczną kumpelą.I to ja decyduję o tym jak dalece się zbliżę do kogoś,czy komuś przyzwolę do siebie.Uważam że jestem autentyczna,ale selekcjonuję ludzi według swoich kryteriów.Przecież nie wszyscy nadają się na moich przyjaciół,powierników czy wrogów.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez bunia » 15 wrz 2009, o 09:38

Zycie samo weryfikuje odnosnie masek.....czasami jest to nawet konieczne jesli musimy sie bronic aby przetrwac....sa sytuacje,typy ludzi na ktorych szczerosc nie robi wrazenia a wrecz jest odbierana jako slabosc.....jesli ktos potrafi "stac nago i przygladac sie sobie w lustrze" to zapewnil sobie komfort.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez milla » 16 wrz 2009, o 17:59

dla mnie to wszystko nie jest dla mnie jasne. Potrafię sobie wyobrazić Wałęsę w worku. Nie chodzi o wolę, ale o mechanizmy psychologiczne, działanie na podświadomość. świadomie można z tym walczyć, ale na ile starczy sił? i nie zawsze wiemy, że coś jest manipulacją. A ludzie dają łatwo sobą manipulować, np. wielkie tłumy zmanipulowane przez Hitlera. Wszyscy mu wierzyli.
Dla mnie przez to, ze różie zachowuję się w różnych sytuacjach, nie jest jasne, kim naprawdę jestem. Czasem jakaś "maska" się do mnie przyczepi tak, że nie mogę sę jej pozbyć. Myślę inaczej, ale na zawnątrz nie umiem tego wyrazić i wychodzę na inną osobę. Na przykłąd na uczelni czy na praktykach zachowuję sie w bardzo niesmiały sposób, do tego bardzo sympatyczny. Mówię cicho, powoli, starannie ważę każde słowo. Wychodzi to bardzo naturalnie. Widzę to wyraźnie już w momencie gdy tam jestem, nie potrzebuję post refleksji. Widzę, na jaką osobę wychodzę. Ale wiem, ze to nie ja. Mimo to nie potrafię się zmusić, by inaczej się zachowywać. A więc to ja?
no i własnie tego nie rozumiem.
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Postprzez bunia » 16 wrz 2009, o 21:57

Twoje "ja" przystosowuje sie do sytuacji......wlacza sie mechanizm kontroli....wiesz,ze pokazanie np. krzyczacego na praktykach "ja" nie bedzie mile widziane.....sa pewne normy i dlatego moim zdaniem nie mozna uniknac pewnych masek....wcale tez nie znaczy,ze kazda maska jest szpetna.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez ewka » 17 wrz 2009, o 09:21

Milla, mnie się wydaje, że Ty się tutaj trochę zamotałaś. Przecież inaczej zachowujesz się w Kościele, a inaczej na dyskotece. Inaczej rozmawiasz z rodzicami, a inaczej ze znajomymi. To naturalne, bo tego wymagają od nas sytuacje i staramy się w nich jakoś odpowiednio odnaleźć - ale to ciągle jesteśmy my.

Gdyby w tym naszym zachowaniu była jakaś nieszczerość, interesowność, fałsz... to wtedy bym się z Tobą zgodziła. A tak to nie, nie zgadzam się.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez moniaw-w » 17 wrz 2009, o 09:51

a ja czytam i chociaz tego nie doswiadczylam, to wyobrazam sobie, ze tak moze czuc sie osoba, ktora nie wie kim tak naprawde jest

nie zna siebie, swojego serca/duszy, a tak bardziej na ziemi - np. nie ma konkretnych zainteresowan, planow na zycie... lapie sie to tego, to tamtego, bedac z ludzmi, z ktorymi tak naprawde laczy ja tylko to, ze chcialaby gdzies byc... maluje, bo inni maluja, albo spiewa, bo ma krag przyjaciol, ktorzy spiewaja

ale czy to naprawde jest TA osoba?

i wtedy nie dziwie sie, ze ktos sie czuje, jak w masce, ze pyta sie sam siebie: czy to naprawde JA? ze czuje, ze oszukuje, bo przeciez nie czuje tego w sercu i 'oni pewnie tez sie dowiedza'

nie wiem, moze za bardzo improwizuje...

Moim zdaniem wazne jest, zeby wiedziec tak NAPRAWDE kim sie jest - co lubie, co kocham, co chce robic, gdzie chce byc. Wtedy i okolicznosci i ludzie sa tymi, wsrod ktorych chcielismy byc, czujemy sie na odpowiednim miejscu, wszystko sie uklada.

Milo, moze Ty jeszcze nie znalazlas swojej Drogi w zyciu, ale na to kazdy czas jest dobry. Najwazniejsze jest, zeby w koncu poczuc, ze nie dryfuje, ze jestem na odpowiedniej drodze, nie wazne, czy to przyjdzie teraz, czy za dwa lata.

Warto sie ze soba zaprzyjaznic :)
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez milla » 17 wrz 2009, o 21:51

monia w , bardzo pięknie piszesz. Może to to, ze nie znalazłam mojej drogi. Właściwie nie wiem, co chciałabym robić. Dręczy mnie w dodatku to, że zdaje mi się że skonczę robiąc nie to czego pragnę. Mam podstawy by tak sądzić (moje studia i mój wiek)... za pozno by zaczynać coś nowego - to, co do mnie dociera, że chciałabym robić... naprawdę.

chodzi mi o te różne zachowania, że ja tego np na praktyce doświadczam wyraźniej niżby na to wskazywała odpowiedniość danego miejsca czy sytuacji. ogólnie jakbym miała inną osobowość... przecież mogłabym zachować powagę i rzeczowość po prostu... ale zmienia mi się wszystko. ruchy, styl mówienia, styl bycia. Koniec. Nie mam tej aury, wielkiej bijącej energii osobowości, która promieniuje od niektórych tak że ich osobowość jest wyrazista i zauważalna.
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 135 gości