Milla, nie odniosę sie do książki o jakiej wspominasz, ponieważ nie miałam jej w rękach...odniosę sie do Twojego ostatniego wpisu. Nie wiem jaka jesteś, bo nie znamy się, ale ja (po krótce
) widzę to tak:
milla napisał(a):Czułam się inna. Więc raczej mnie ignorowali, a ja niestety bylam też przewrażliwiona i obchodziło mnie to bardzo że nie umiem sie odnaleźć (bardzo, bardzo bolało). Potem zawsze miałam dwie-trzy koleżanki i sie jakoś trzymałyśmy, ale ja pragnęłam czuć się jak "pełnoprawny uczestnik" klasy... no nie wiem,
Pewnie czułaś , ze odstajesz...a i kiedy ktoś okazywał Ci zainteresowanie to wydawało Ci się, ze to udawanie, no bo kto normalny chciałby zadawać sie z taką (...) Tobą. Z kolei w masce też trochę lipa. Bo jesli chowasz prawdziwą Siebie, odbierasz ludziom szansę na to by poznali Ciebie
naprawdę i
naprawdę polubili. Dlatego możesz mieć wrażenie, że nawet jesli w ogóle lubią i przymiesz, ze nie udają -to lubią tylko maskę, bo nie dajesz im możliwości na zobaczenie Twojej twarzy...
A co się stanie gdy pokarzesz im tą nudną, marudną, zniecierpliwioną millę? Co się stanie jak jtoś Ci powie-
ale ty jesteś niecierpliwaNo i co? Przyznaj sie do tego śmiało:faktycznie bywam (nie jestem!) niecierpliwa (w sensie zachowuję się w taki sposób)...ale też często zachowuje się tak i tak i tak ...jak każdy
Człowiek to cała paleta barw, mill-a nie jedna.
Nie jest też tak, ze wszyscy muszą Cię lubić-coż warta jest sympatia kogoś, kto Cię nie zna, hmm?
nawet jak byłam starsza i wkręcałam sobie, że jestem zupełnie jak inni, to wewnątrz czułam bunt typu: "przed kim udajesz?"
ech...bo tutaj sami na siebie zastawiamy pułapkę, milla. Chodzi przede wszystkim o to, żeby wiedzieć jak najwięcej o sobie. Wiedzieć kiedy i po co nakładasz maskę...i czy jest to konieczne . Czuć się nieustannie nie tak jak trzeba, nie właściwa masz dwa wyjścia:olać to, co mówią inni(odpada: bo za bardzo Cię interesuje ocena-przynajmniej na razie) i pogodzić się z tym, że nie wszyscy będą Cię lubić, założyć kipsmajling na twarz.
I myślę sobie, ze wtłoczyłaś sobie do głowy, ze tylko wtedy będziesz dla innych atrakcyjnym towarzystwem, gdy będziesz w masce, będziesz "miła, czuła uśmiechnięta". Być może jesteśmy wychowywani w takim poczuciu, ze mamy być "idealni" i doskakiwanie do pewnego wizerunku a to sprawia, ze wszelkie nasze niepowodzenia czy potknięcia traktujemy jako porażkę i nie czujemy się z sobą dobrze.
Ale jeżeli sobie z założenia damy prawo do tego, ze, możemy popełnić błędy, ze może nam być smutno, ze możemy się potykac w życiu to dużo łatwiej nam będzie uznać, że jesteśmy całkiem fajnymi ludźmi.(Od czasu do czasu coś mi nie wychodzi, ale generalnie taki fajny człowiek ze mnie).
Dlatego też, dobrze jest mieć ugruntowane takie poczucie w czym jestem dobra a w czym niekoniecznie. To jest tak, ze jeżeli sobie nie stawiamy jakiegoś bardzo wysokiego pułapu do osiągnięcia,, łatwiej nam jest sie ze sobą dobrze czuć. I w sytuacji w której nie musisz udowadniać ciągle czegoś, bo masz to ugruntowane, to tak naprawdę niewiele osób może sprawić, ze się źle poczujesz. Bo Ty wiesz, ze coś robisz dobrze.
Ale trzeba się trochę poznawać milla, Siebie słuchać-nie innych, nie czytać w ich myślach, nie przewidywać przyszłości, ale słuchać siebie z wieeeelką uwagą
Co to znaczy? O tym niżej
więc w liceum odsunęłam się zupełnie od reszty stosując metodę "totalnej zlewki" czyli że mi nie zależy
Tumiwisizm wśród młodych ludzi nie jest zbyt pociągający, jak inni widzę, że wszystko olewasz...omijają Cię, bo nie chcą być olani. Normalne
I pewnie jednak trochę tego "obserwatora" w Tobie było: im bardziej widziałaś, ze oni Cię olewają, tym większym mrukiem się stawałaś...i tak nakręcało się to perpetum mobile.
To wszystko wynika z lęku przed odrzuceniem, ale wszystkie mechanizmy obronne z jakich korzystamy-jakie mają ns chronić przed zranieniem, parazliżują nas, odgradzają od świata.
Czasami mówię/piszę, że można nas porównać do samochodu, który ma założonych setki zabezpieczeń i blokad, które mają go ustrzec przed złodziejem.
I owszem: samo auto jest bezpieczne... tyle, że my nim nie ruszymy. A przecież ono nie służy do tego, żeby stać pod domem. I w miarę upływu czasu zanim gdziekolwiek ruszymy (przy "spotkaniu" z drugim człowiekiem), konieczne jest zdjęcie wszystkich tych blokad...Z czasem jest to coraz trudniejsze ;/
wolę oceniać człowieka, bo sama zawsze byłam oceniana jako osoba, a nie moje zachowania - sorry, ale rzadko kto ocenia rzeczywiście tylko zachowania. a na pewno nie jak ktoś jest zbyt młody
jestem przekonana, że większość tych "ocen Ciebie", milla, rozgrywało się w Twojej głowie. Coś na zasadzie:"spojrzał na mnie zblazowanym wzrokiem, bo uważa, że jestem nudna". Nie masz w oczach noktowizora ani urządzenia do czytania w myślach ale "wiesz" co myslą o Tobie innych. Bo oceniamy innych swoją miarą->jeśli my kłamiemy, sadzimy że inni kłamią i tego sie spodziewamy, jeśli obgadujemy ich-tego samego spodziewamy się po innych, jeśli oceniamy-jesteśmy w swoim odczuciu nieustannie oceniani...ale też jeśli źle o sobie myślimy, sądzimy, że oni też o nas źle myślą.O tym wspominasz tutaj:
no i nienawidziłam tego oceniania, bo zawsze mnie ktoś oceniał, a ja to czułam.
Ty to czułaś, ale nie jest prawdą, ze tak
zawsze było.
Wszyscy w szkole obserwowali się nawzajem, by móc wychwycić jakieś potknięcie i wykorzystać przeciw sobie. Nienawidziłam tego.
Wiesz jak wiele osób tak to odczuwa? Uuuuu, moja droga zdziwiłabyś się
Najśmieszniejsze jest to, że tak naprawdę ludzie najbardziej zajęci są sobą :lansowaniem siebie, demonstrowaniem światu, jacy to nie są zabawni, mądrzy, wspaniali, wyluzowani...
jeszcze długo trudno mi było swobodnie się przy kimś czuć, odbierać go, skupić się na zrozumieniu go, na poczynieniu spostrzeżeń itp... nie potrafiłam się zapomnieć, czerpać z chwili! nie potrafiłam przestać czuć nieznośnej fizycznej obecności mojej osoby i skupić się do końca na jakimś miłym odczuciu! nawet jak całowałam się, mój umysł ciągle kontrolował to, jak reaguje ten chłopak, czy robię coś nie tak itp.Jak rozmawiałam z kimś, zamiast skupić się na drugiej osobie, bez końca analizowałam siebie, jak wyglądam, jak stoję, jak on mnie odbiera, nawet literalnie czułam owal mojej twarzy i zastanawiałam się czy nie robię jakiejś głupiej miny..
Jakbym czytała swój pamiętnik...mowy nie było, żebym przestać kontrolować i znacząc do licha odczuwać- doświadczać, delektować się zapachami, smakami, odczuciami-cały czas obserwowałam siebie w kontekście jakiejś sytuacji a mój wewnętrzny krytyk stał nade mną z lustrem i batem. Nieustannie byłam niewłaściwa, nie dość dobra, nie wystarczająca, nie tak się zachowałam, nie tak powiedziałam...nie byłam taka, jak POWINNAM być...
Tyle, ze ja nawet nie wiedziałam jaka być powinnam, nie umiałam wiec nada c sobie jakiś kierunek, zarys. Nie miałam pomysłu na "jakąś svan".
no dobra - przechodząc do konkretów, właśnie ostatnio mam faze na rozprawienie sie z przeszłością, bo chcę się nareszcie poczuć wolna od tych nalecialości. a to wciaz we mnie drzemie i czasem sie uaktywnia, przeplatane okresami względnego spokoju i dobrego o sobie mniemania.
niestety coś jest we mnie takiego, że widzę we wszystkich chłopakach wady i strasznie mnie one irytują. nie potrafię miec wyrozumiałości, zaczynam czuć irytację, niechęć i znużenie. i albo czuję do nich głęboką niechęć, albo denerwuję się że to ja nie będę interesująca i koleś się ze mna zanudzi i poyśli że jestem "głupia" (to słowo to schemat, od przedszkola dzieci żeby okazać komuś pogardę mówią że ktoś jest "głupi" - i już)
więc albo ja, albo koleś jest głupi.
Patrzysz na nich tak jak na siebie, Jesteś surowa dla nich bo sama dla siebie jesteś wymagająca. Surowy system ocenny stosujesz wobec wszystkich...i jak myślę, tak naprawdę lubisz oceniać, jesteś skłonna do krytyki, do wyrażania dezaprobaty...
Pewnie, ze można to "naprawiać" na terapii, uciszając w sobie Krytyka, Surowego, Karcącego Rodzica. Możesz jednak popracować też troszkę nad sobą sama. Podejrzewam, ze traktujesz zycie zadaniowo-coś tam musisz zrobić, coś tam powinnaś..rzadziej robisz bo masz ochotę. Wykorzystaj to i postaw sobie pewne zadania do wykonania: niech zadaniem dla Ciebie będzie codziennie znaleźć w drugim człowieku, z jakim rozmawiasz i np. irytuje Cię, 5 takich cech i powodów dla jakich można go lubić. Coś dobrego, pozytywnego. Niech będzie to znudzona ekspedientka, która się pomyliła, gruba, spocona kobieta z siatami która wtarabania się na ciebie w metrze czy autobusie, sąsiad, który od rana do nocy wierci w suficie (mam takiego-nie pamiętam kiedy u niego nie było remontu...nieustannie od ponad 20 lat-musi mieć pałac nie mieszkanie
)
Szukaj tego w swoich bliskich, w sytuacjach jakie Ci się zdarzają a jakie oceniasz jako niekorzystne,nieprzyjemne...ale (tu najtrudniejsze) przede wszystkim w sobie.
Żeby
ćwiczenia były sumiennie odrobione-zapisuj je na kartce. Nie musisz tego robić tuż po zdarzeniu, po prostu kiedy masz chwilę. Ustal sobie, ze wykonasz takie zadanie np. na 10 osobach/sytuacjach. I koniecznie na sobie(!).
To wydaje się sztuczne, ale z czasem samo włączy Ci się takie życzliwsze spojrzenie na świat, ludzi i siebie samą. Zaręczam, że będzie Ci coraz przyjemniej z ludźmi, ze sobą. Ale nie oszukuj
i dobrze przyłóż się do zadań.
Pewnie masz trudność w sprawianiu sobie przyjemności-no bo nie zasłużyłaś, a tak w ogóle to nie do końca wiesz co lubisz-a jak już lubisz to nie wolno (znajdziesz najbardziej absurdalne uzasadnienie by tylko sobie "zakazać"). Tu też zrób sobie zadania-co najmniej jedna przyjemność dziennie, ale taka porządna (no wiesz, zadania musza być dobrze wykonane)-jak długa kąpiel, to z wielką pianą, z maseczkami, z olejkiem-przygotuj sobie to wszystko nawet jeśli zajmie Ci to sporo czasu. Zrób z siebie księżniczkę, miękki ręcznik na podłodze, aromatyczny płyn do kąpieli...i zarezerwuj sobie na to określoną ilość czasu-nie pozwól by ktokolwiek to zakłócił.
Jestem PEWNA, że uda Ci się wygospodarować 1-45 min tylko dla siebie
I kolejna sprawa: jak już pisałam bądź na siebie bardzo, bardzo uważna. Przyglądaj się nie światu i innym, ale przede wsz. sobie... wyłapuj takie drobiazgi, które -choć pozornie wydają sie bez znaczenia- podkopują Twoje poczucie wartości...a raczej utwierdzają Cie w tym, że jesteś nic/niewiele nie warta. Np.:
jak siebie znam, wszystko zepsuję
No wiesz, jeśli założysz że zepsujesz...to zaręczam Ci, że zepsujesz
Pytanie : czy chcesz zepsuć, zeby mieć dowód na swoje racje->jestem do niczego, czy siebie nie znasz...
strasznie to głupie ale tak miałam
zatrzymałam sie nad tym zdaniem i zastanawiałam sie, z jakiego powodu piszesz/uważasz, że jest to głupie? Ja nic
głupiego w Twoim zachowaniu nie widziałam...serio...
Najgorsze jest to, że poniważ jesteśmy takie wymagające wobec siebie-zakazujemy sobie przeżywac jakieś uczucia, popełniać błedy. A w takim napięciu ciągle je popełniamy, ranimy innych a potem wymierzamy karę sobie, bo nie potrafimy zaakceptować tej ciemnej czasteczki siebie, tego diabełka, którego korci żeby nadepnac komuś na palce.
A złość, zniecierliwienie, smutek...to są natk normalane i tak potrzeben uczucia. Można się nauczyć z nich korzystać, ale przede wszytkim pozwolić sobie na nie.
Wqrza Cie kolega-jesli wqrza Cie w nim coś konkretnego, przyjżyj się temu-co to jest. Ze marudzi? Napisz mu"no i czego znowu marudzisz?
"
Co się stanie?
Zgaśnie słońce?
ufff-to tak w wieeeelkim skrócie
Piszę rozwlekłe posty i co gorsza sadzę w nich byki jak się patrzy-zjadam literki, robię błędy stylistyczne, ortograficzne...ale wiesz co? tak juz mam. I lubię gadać z ludzmi, wierzac, ze "życzliwa ręka oddzieli ziarno od plew". Staram się ...ale już wiem życie to nie wyścigi, konkurs, olimpiada ani kurs dla świetych.
Spokojnej nocy
svan