wspolne mieszkanie - czy to minie?

Problemy z partnerami.

Postprzez moniaw-w » 11 wrz 2009, o 17:11

Szafirowa napisał(a):Moniś - jeśli jeszcze do końca się nie rozpakował, to poproś może, żeby wrócił do swojego poprzedniego lokum i zacznijcie tą część od początku ?



hej Szafirku :)

nio, wlasnie sobie wynajelismy razem mieszkanie, umowa na 6 miesiecy bez mozliwosci zerwania kontraktu z obu stron :D

hahaha :) no to sie urzadzilam ;) jak sie wkurze, to sie zabiore z powrotem do mojego kochanego Wroclawia :D

eh, dzieki Wam, kurcze, zmeczyl mnie dzisiaj psychicznie ten gosc, czuje sie, jakby mi ktos pluca obil..

buziaki :buziaki: dla Wszystkich
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez Szafirowa » 11 wrz 2009, o 17:52

daj mi tylko znać :)
Mam duża chatę i bardzo lubię gości.
Meta dla Ciebie jest.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez KATKA » 11 wrz 2009, o 18:04

to moze mnie tez ktos przygarnie...ja ostatnio co chwila mam awantury wiec z chęcią bym stąd uciekła :twisted:
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez ewka » 11 wrz 2009, o 18:24

Uuuuu... Moniś, uff, ups, rany julek. O co chodzi? No bo może ma naturę upierdliwą, ale żeby już? Hmm... może mu o coś chodzi, a nie umie tego powiedzieć, to się czepia?

Trzym się i nie daj się!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez moniaw-w » 16 wrz 2009, o 16:44

no i zalatwilismy to jak dorosli...

rachunek strat:

moj iPhone (lacznosc ze swiatem) wyladowal przez okno, niestety zle mu sie wydawalo,

skrzydel nie ma, daleko nie polecial

mam jedno przedramie w siniakach, bo moj facet chcial rozmawiac, a ja chcialam sie wydostac z pokoju, bo mnie w nim zabarykadolwal (on ma 94 kg, ja - 47 - nie mialam szans :D)
nie, nie uderzyl mnie - wtedy nie :(, tylko scisnal za mocno

on ma podrapane przedramie, bo jak chcialam go odsunac od tych drzwi, to niezupelnie trafilam w koszulke, za ktora chcialam pociagnac

w miedzyczasie dostalo mi sie bitch i kazal mi sie wynosic, na co mu powiedzialam, ze na kontrakcie jestesmy obydwoje i nigdzie sie nie ruszam

policja (pan policjant) przyjechala w sobote rano
poniewaz w piatek po tym, jak mnie kopnal zagrozilam, ze zadzwonie. Powiedzial, ze nie mam jaj na to, wiec wykrecilam numer z jego telefonu. Zapytalam tylko co moge zrobic, jesli chlopak sie nade mna zneca ale rozlaczylam sie, nie chcialam robic mu problemow. Bylo za pozno, namierzyli moj numer. W sobote wiec wytlumaczylam panu policjantowi, ze to bylo pierwszy raz, alkohol nie bral udzialu w tej imprezie i ze jestem w jednym kawalku i ze jestem pewna, ze takie cos sie nie powtorzy.

W sobote rano chlopak mnie poprosil o rozmowe, bo gdzies mu tam w afekcie rzucilam, ze nie chce z nim byc wiecej. I ze musimy cos ustalic w zwiazku ze wspolnym mieszkaniem, bo on rozumie, ze po wczorajszym go nie chce widziec. I poprosil mnie o to, zebym mu nie okazywala zlosci, chociaz rozumie, ze moge byc zla.
Wiec ustalilismy, ze mieszkamy razem, bo i tak kontrakt jest na pol roku bez mozliwosci zerwania umowy wczesniej.

Cala sobote sprzatalismy zgodnie, jak zobaczyl moje siniaki na rece to poszedl sie rozplakac. I taki byl caly dzien (tzn. zaplakany).

Wieczorem poszlam z jego najlepszym znajomym, dziewczyna znajomego i ich znajomymi do pubu a potem z ta dziewczyna do klubu na troche, on zostal w domu.
Napisal mi smsa, ze nie wie, jak ma zyc i mieszkac ze mna, bo bardzo mnie kocha i wszystko, co widzi w tym mieszkaniu to ja...

W niedziele przespalismy prawie caly dzien, poniedzialek byl fajny wieczorem, zrobilismy razem kolacje, posiedzielismy przy swieczkach.

Wczoraj porozmawialismy tylko troche, mialam wrazenie, ze moj chlopak nic sobie z tego nie robi, co sie stalo, wiec zapytalam sie go w mailu, jak on teraz widzi to wszystko.

Napisal mi, ze sie czuje bardzo zle, ze nigdy by siebie o cos takiego nie posadzil (bo jak wyrzucil mi telefon przez okno, to zlapalam jego laptopa i powiedzialam mu, zeby dal mi spokoj, bo jak nie to mu to tez wywale, on mi tego laptopa wyrwal i wtedy mnie kopnal (!!!) ). Ze spedzil sobote rano szukajac informacji nt. jakiegos lokalnego osrodka z pomoca/terapia, bo on wie, ze nie ma na to usprawiedliwienia, ze nienawidzi siebie za to, ze jest mezczyzna, ktory pozwolil sobie na wykorzystanie swojej sily, ze nie powinien uzyc przemocy, ze chce mnie chronic. Ze jest odpowiedzialny za wszystko co zrobil i co powedzial. Ale ze to, co on mysli na swoj temat jest mniej istotne, najgorsze jest, ze skrzywdzil kogos, kogo kocha, ze to ja jestem skrzywdzona a on chcialby sie troszczyc o mnie w jak najlepszy sposob.
Ze mam racje, ze on jest bardzo wrazliwy i jego wrazliwosc zostala zraniona (bo on uwaza, ze jesli ja nie chce rozmawiac, tylko najpierw 'przetrawic' to on mnie straci).

Napisal mi, ze jesli tylko jest cos, co chcialabym mu powiedziec, to zebym dala mu znac, takze jesli tylko bede go potrzebowac, to on jest dla mnie. Ze on sobie zdaje sprawe, ze moge go teraz kochac i nienawidziec, ale chce byc ze mna i jesli jest cos, co moglby dla mnie, dla nas zrobic, to zebym mu dala znac. Ze przeprasza za wszystko, chociaz wie, ze to za malo, tak samo, jak za malo sa slowa, wiec on sie bedzie staral robic cos, zamiast
tylko mowic.

Wczoraj juz nie rozmawialismy na ten temat, on byl najpierw zajety z jego systemem, potem silownia/basen, potem znowu system, poszlismy spac.


Nie wiem, co sie z nami stalo. Do tej pory, chociaz zdawalam sobie sprawe z tego, jaki on jest, tzn. nie idealizowalam go, ale bylam przekonana, ze spotkalam tego wlasciwego mezczyzne. A teraz czuje sie, jak z obcym...

O nim (OK, co mi sie wydawalo ;) ):

jest bardzo wrazliwym czlowiekiem. Ma genialne podejscie do zwiazku (wyslucha, nie zapamietuje sie w zlosci, zalu, itd., chce, zeby wszystkie zle sprawy byly wyjasnione od razu, o ile cos jest). Do tego ma fajne podejscie do zycia generalnie - interesuje sie medycyna niekonwencjonalna, reiki... tak, jak ja kocha przyrode, muzyke.
Jest bardzo skrytym czlowiekiem i nielatwo nawiazuje znajomosci, a szczegolnie z kobietami. Dziewczyna jego najlepszego przyjaciela, z ktora sie zaprzyjaznilam, powiedziala mi, ze zna go 6 lat a tak naprawde nie zna wcale (przez dluzszy czas mieszkali razem, do teraz).
Zostal kiedys skrzywdzony przez dziewczyne, ktora go zdradzala, bylo to 5 lat temu, ale ta zadra tak dlugo w nim siedziala, ze poza jakims krotkim zwiazkiem nie mial nikogo przez ten czas, az spotkal mnie. Chce ze mna spedzic cale zycie, miec dom z ogrodkiem i dzieci.

Mam wrazenie, ze w pewnych sprawach jest bardzo niecierpliwy, ze chcialby wszystko juz.

Ja:

mam silny charakter. Kiedys (jakis czas temu, zanim go poznalam) to ja bylam ta strona, ktora chciala, zeby wszystko bylo dobrze, chcialam rozmawiac o zwiazku, itd. Mialam wrazenie, ze faceci sie tym mecza, wiec zmienilam to w sobie na zasadzie, ze zamiast powiedziec cos za duzo, albo cos przykrego, wole zostac sama, przetrawic, przemyslec i powiedziec pozniej 'przepraszam'. Teraz poznalam jego i widze, ze znowu musze to zmienic, bo on nie moze przezyc, ze nie rozmawiam z nim. Jemu sie wydaje, ze mnie 'traci', albo boi sie, ze mnie straci, chociaz powiedzialam mu dawno, zeby to zaakceptowal i szanowal moja przestrzen. Bo potrafie sie klocic, albo nie - potrafie z usmiechem powiedziec dwa slowa, ktore pojda gleboko w piety, ale zdaje sobie z tego sprawe i 'trawienie problemu' w sobie jest dla mnie sposobem na to, zeby nikogo nie ranic.
W tym zwiazku czesto czulam sie, jak w klatce, bo moj chlopak chcial spedzac ze mna caly czas... Bylismy ze soba 24 h na dobe, a jak chcialam np. miec 'wolny wieczor', zeby poprasowac (!) to sie skonczylo wymowkami, wlasciwie klotnia, ze go odrzucam, ze go wykopalam z domu (po po 20-tej, kiedy mialam go wcale nie widziec, on caly czas byl u mnie, wiec powiedzialam: slonko... mam cos do zrobienia...). wiec zylam tak, ze nie chcialam sie spotykac ciagle, ale z drugiej strony jakby obawialam sie powidziec nie.

NO a teraz mam wrazenie, ze odklad mieszkamy razem energia uczuc sie zmienila ;). Mam wrazenie, ze on chcial miec pod kontrola, albo inaczej - czul sie dobrze wiedzac, co robie, gdzie jestem, i teraz juz mnie 'ma', wiec jakby traktuje mnie, jak element wyposazenia domu :D (troche przesadzam, ale czuje ta roznice).
Do tego sam mi powiedzial chyba przedwczoraj czy wczoraj, ze zdal sobie sprawe, ze ten 'czas dla siebie' on bardziej narzucal dla swojego hobby bez myslenia, ze moze akurat ja go potrzebuje w tym momencie, a kiedy ja chcialam cos zrobic w innym czasie dla siebie samej, to on byl zaskoczony (raczej niezbyt przyjemnie).

A jakies trzy tygodnie temu uslyszalam jakby skarge, ze przez 7 miesiecy naszego zwiazku on nic dla siebie nie robil, ze tylko 'lezelismy razem' (na co ja, ze przeciez czasem poszlismy na spacer :D), ze przytyl, ze sie malo ruszal, ze czuje sie zle sam z soba i chce teraz o siebie zadbac, ze bedzie chodzil czesciej na basen/silownie, zeby byc lepszy dla mnie ;) i ze potrzebuje mojego wsparcia w tym. Zrozumialam, ale powiedzialam, ze caly czas mowilam, zebysmy spedzali wiecej czasu osobno i niech mi teraz nie robi o to wyrzutow, bo go nie przywiazalam przeciez do nogi.

Wiem, co bylo zle w tym zwiazku, co nie jest jak gdyby nasza wina, ale powiedzmy okolicznosci: wspolna praca i wspolne mieszkanie. Jestem kobieta, ktora miala swoje zainteresowania, robilam zdjecia, chodzilam na kursy, spotykalam sie z przyjaciolmi, spedzialam szczesliwie czas na rozne sposoby. A znazlam sie przez prace w miescie, ktore umarlo chyba 100 lat temu, gdzie wszystko zamykaja, zanim wyjde z pracy, gdzie nie ma zadnej rozrywki na zasadzie tworczej aktywnosci. Wszystko w kolko juz ofotografowalam kilka razy :). Wiem, ze jak gdyby godze sie na to, bo mam prace, ktora kosztowala mnie rok wyrzeczen, nauki, oszczedzania kazdego grosza (pensa :D haha :)), i w ktorej chcialabym spedzic jeszcze co najmniej kilka miesiecy. To wszystko wiem. Nie wiem, co zrobic, zeby to, co bylo miedzy nami sie calkiem nie rozsypalo, chociaz uczciwie mowie, ze w tej chwili dla mnie nie ma co zbierac.

A jesli ktos z Was przetrwa chociaz przez jeden procen tego, co napisalam, to naprawde jestescie Aniolami :).

Chociaz i tak ciesze sie, ze moglam tutaj sie wygadac :)
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez sikorkaa » 16 wrz 2009, o 18:43

:shock: to sie dowiedzialas - minelo.
sikorkaa
 

Postprzez KATKA » 16 wrz 2009, o 21:48

:shock: ja musze przeanalizować....potem pewnie jak już do zcegos dojde to napisze....
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez ewka » 17 wrz 2009, o 09:45

Monia... wiesz co? Jak dla mnie, to trochę to wszystko koszmarowate. Ludzie mają różne jazdy i w tym miejscu potrafię wiele zrozumieć, może czasami aż za dużo. Ale jakieś kopniaki, siniaki... to ponad moje wyobrażenia. Mam też wrażenie, że on się kwalifikuje na jakąś terapię.

No kurczę! Chciałabym napisać coś pozytywnego, ale opadły mi ręce. Do wód gruntowych, jak nasza Agik mówi.

Co myślisz dalej?


:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez moniaw-w » 17 wrz 2009, o 10:01

ewka napisał(a):
Co myślisz dalej?[/color]

:buziaki:



Ewus, ja mysle, ze on powinien przeczytac ksiazke o tych kobietach, ktore kochaja za bardzo...
On mi kiedys powiedzial, ze nie wyobrazal sobie, ze moglabym sie nim zainteresowac. Jak wrocil z domu w lutym, to powiedzial mi, ze wrocil do MNIE, bo przy mnie jest jego dom, ze pozegnal sie z tymi beztroskimi latami, ze teraz czuje sie jak prawdziwy mezczyzna i takim chce byc dla mnie.
Nie wiem, moze on do tego podszedl ambicjonalnie, zadaniowo, zeby mi i sobie udowodnic, ze on taki wlasnie jest (no to mu sie udalo...).
Nie wiem nawet po co szukam usprawiedliwienia. Nie mam nawet za co czuc sie winna, czasem przemknie mi przez glowe, ze moglam porozmawiac, no ale kurcze!

Zobaczymy, jak to bedzie dalej. Ze mna niby jest ok, ale czasem mi sie po prostu chce plakac, ten tydzien to byl koszmar dla mnie...
Poza tym on jest znowu taki, jak wczesniej, to znaczy kochany, delikatny, troskliwy. Gdyby nie ten koszmarny piatek, to bym skakala ze szczescia.
No nic, zobaczymy, jak bedzie dalej.

Dziekuje, Ewus i wszystkim Wam :kwiatek2:


P.S.

poza tym szczescie sie jednak usmiechnelo :):) bede miec zajecia z polskimi dzieciaczkami w 'Polskiej Szkole' :) nie jest to taka prawdziwa szkola, tylko utworzona przez stowarzyszenie Polakow, chodzi o to, zeby dzieci mowily, bawily sie, spiewaly, malowaly - po polsku :):). Alez sie ciesze :):)
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez caterpillar » 17 wrz 2009, o 10:30

Monia wiesz mam podobnie jak Ewka przeczytalam to z lekkim wybauszem oczu,duzo tu sprzecznosci widzie(w wolnym czasie napisze co mi nie gra)
Ja rozumiem,ze czasem ludzie sie pokloca ale tak...hmm

i jeszcze jedno czesto gdy czytam Twoje posty to nie wiem czy Twoj problem to cos dla ciebie powaznego..bo po kazdym zdaniu ktore mnie wydaje sie jakos tam wazne, niepokojace Ty stawiasz jakis usmieszek i przyznam ,ze nie rozumiem czy probujesz "obsmiac" problem na sile czy faktycznie masz do tego taki dystans :bezradny: nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi.

pozdrawiam :kwiatek2:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez moniaw-w » 17 wrz 2009, o 11:06

caterpillar napisał(a):Monia wiesz mam podobnie jak Ewka przeczytalam to z lekkim wybauszem oczu,duzo tu sprzecznosci widzie(w wolnym czasie napisze co mi nie gra)
Ja rozumiem,ze czasem ludzie sie pokloca ale tak...hmm

i jeszcze jedno czesto gdy czytam Twoje posty to nie wiem czy Twoj problem to cos dla ciebie powaznego..bo po kazdym zdaniu ktore mnie wydaje sie jakos tam wazne, niepokojace Ty stawiasz jakis usmieszek i przyznam ,ze nie rozumiem czy probujesz "obsmiac" problem na sile czy faktycznie masz do tego taki dystans :bezradny: nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi.

pozdrawiam :kwiatek2:


wiem, rozumiem, o co pytasz

mam problem, bo chcialabym miec szczesliwy zwiazek, ale mam tez dystans do tego
wiem, ze moze to tak wygladac, ze mnie to bawi, ale tak nie jest

po prostu zycie mnie nauczylo, ze poki zyje, to wszystko sie da wyprostowac

kiedy trafilam na Psychotekst w 2005 rozwalal mi sie zwiazek, na ktorym bardzo mi zalezalo, wazylam wtedy 40kg i wiesz co - przezylam
wiec wiem, ze mozna przezyc

mojej Siostry chlopak zmarl w 2006 i ona tez dala rade, chociaz mowila nam, ze sie zabije
jest teraz w ciazy - planowana, w pazdzierniku bierze slub, tez planowany, wybudowali dom, bo dach juz jest, wiec to caly dom :)
nie masz pojecia, jak sie ciesze z jej szczescia :):)

Wiec to wszystko, co mi sie do tej pory przytrafilo sprawia, ze mam duzo dystansu do siebie i swiata... Moglabym byc rownie dobrze singlem, bylabym tez szczesliwa.

Ale nie chce. Poznalam tego chlopaka po dwoch latach bycia samej, kiedy nie szukalam milosci. To, jaki on jest... Gdybym mogla, wycielabym ten piatek z mojego zycia. On tez, bo mi to powiedzial. Ze nienawidzi siebie za to.

Wiesz, ja tez widze te sprzecznosci i staram sie zrozumiec. Gdyby sprawa byla jasna, ze facet ma mnie totalnie gdzies - odeszlabym od razu.

Przepraszam za te mylne sygnaly. Przez caly piatek naprawde czulam sie maltretowana psychicznie, a po weekendzie jakby mnie ktos wypral, jakbym nie miala uczuc wcale. Ale one wracaja, i smutek z powodu tego, co sie stalo i milosc to tego faceta, ehhh...


/EDIT

widzisz, ja wlasnie taka jestem... gdybym pisala to w sobote, to bylby placz i zgrzytanie zebow, ale nie mialam czasu na to, a teraz nabralam dystansu i analizuje

dlatego potrzebuje czasu, kiedy jestem zla, bo wole przetrawic, niz sie klocic... co prawda wtedy trawienie nie trwa dniami
i cala ta afera byla wlasnie o to, ze ja nie chcialam rozmawiac :oops:

eehh... przynajmniej widze, jak ktos moze to odbierac, serdeczne dzieki :) :serce:
Ostatnio edytowano 17 wrz 2009, o 11:11 przez moniaw-w, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez sikorkaa » 17 wrz 2009, o 11:10

czy po tej piatkowej akcji mozna mowic, ze Twoj chlopak zastosowa wocec Ciebie przemoc? tak to rozumiesz? czy tylko ja mam takie wrazenie?
sikorkaa
 

Postprzez moniaw-w » 17 wrz 2009, o 11:15

sikorkaa napisał(a):czy po tej piatkowej akcji mozna mowic, ze Twoj chlopak zastosowa wocec Ciebie przemoc? tak to rozumiesz? czy tylko ja mam takie wrazenie?


dla mnie to bylo, sorry, znecanie sie psychiczne, przez 8 godzin w pracy przychodzil do mnie i byl zlosliwy
pracujemy w ponad 20-to osobowym biurze, praca to nie jest miejsce na zalatwianie takich spraw!

poza tym trzymal mnie zamknieta w pokoju i mnie kopnal - to malo?
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez cvbnm » 17 wrz 2009, o 11:18

a ja nie odebralam tego jako przemocy

raczej duzo w was obojgu pasji....

po latach wspomina sie to ze smiechem... nie jako traume,ale idiotyzm do ktorego sie jest zdolnym....

tak to odczulam...

fajny by byl film komedia romantyczna z takim "piatkiem",a potem by byla smutna muzyczka, oboje by cierpieli, przemysliwali, i w koncu odnalezli sie na nowo...
cvbnm
 

Postprzez sikorkaa » 17 wrz 2009, o 11:19

---------- 11:18 17.09.2009 ----------

rozumiem, czyli obie mamy takie zdanie. tak sobie mysle czy nic Ci to nie mowi jesli chodzi o Wasza przyszlosc?
wybacz, ale martwi mnie cala ta sytuacja - kompletnie go nie usprawiedliwiam i uwazam, ze zachowal sie po chamsku wobec Ciebie, swojej kobiety. jaka masz pewnosc (bo tak napisalas) ze faktycznie to byl tylko jednorazowy wyskok?

---------- 11:19 ----------

cvbnm napisał(a):a ja nie odebralam tego jako przemocy


siniaki, slady na rekach, wyzywanie to dla Ciebie nie przemoc?! :shock: hmm.... :roll:
sikorkaa
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 64 gości