nie potrafię znieść odmowy

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

nie potrafię znieść odmowy

Postprzez ropucha » 6 wrz 2009, o 15:37

Witajcie. Niedawno odkryłam kolejny problem, z którym nie umiem sobie poradzić. Chociaż może to nie jest taka nowośc bo juz wcześniej pisalam, że mam problemy z zazdrością, a to jest trochę podobne. Hmm..nie wiem czy umiem to zrozumiale napisac, ale chodzi mniej więcej o to, że nie potrafię znieść odmowy- jesli np. umówię się z kims na spotkanie to chocby nie wiem co się stało, chcę, żeby ta osoba dotrzymała obietnicy, jesli odwoła spotkanie to czuję się jakby mnie odrzuciła, jakby zrobiła mi wielką krzywdę. Tak jest właśnie teraz. Umówiłam się dwa razy pod rząd z koleżanką. Raz odwołała spotkanie ponieważ chciała porozmawiać ze swoim chłopakiem, drugi raz chciała pojechać z bratem do sklepu. Jak to usłyszałam to poczułam się jak ktoś zupełnie bezwartościowy- najpierw umawia się ze mną, a później nic sobie z tego nie robi tylko tak po prostu zmienia zdanie. Ale to przecież tylko dwa razy. Poza tym dwa dni temu widziałyśmy się. Niedawno też proponowała mi wspólny wyjazd. Ale i tak nie umiem powstrzymać tych nieprzyjemnych emocji związanych z tym.Czuję sie jakby wyrządziła mi krzywdę.. I tak jest za każdym razem kiedy ktoś powie, że nie przyjdzie, nie spotka się itp. Czy to może być związane z wcześniejszym odrzuceniem przez rodziców?
Avatar użytkownika
ropucha
 
Posty: 48
Dołączył(a): 11 cze 2007, o 22:00

Postprzez Svan » 6 wrz 2009, o 15:58

Jesli odwoła spotkanie to czuję się jakby mnie odrzuciła, jakby zrobiła mi wielką krzywdę

przyjżyj się temu co czujesz w takim momencie: ktoś, w Twoim rozumieniu, daje Ci do zrozumienia, ze nie jesteś dla niego ważna. Deficytem jaki w sobie masz jest potrzeba uwagi, poczucia wartości(w życiu innych), potrzeba akceptacji i przynależności.
To jest głód jaki powoduje w Tobie rozpacz gdy jesteś "odrzucana"( w swoim odcz.). Gaśnie słońce, wali się świat, znikasz Ty-bo ktoś ignorując Ciebie i Twoje oczekiwania "zaprzeczył Twojemu istnieniu"...
i tak nie umiem powstrzymać tych nieprzyjemnych emocji związanych z tym

i dobrze-nie powstrzymuj, ale wyrażaj je, wtedy będzie Ci łatwiej poradzić sobie z nimi. Nie będą Cię od środka spalać.
Możesz powiedzieć co czujesz osobie, która Cię zawiodła, ale pewnie miałabyś z tym jeszcze kłopot. Spróbuj więc pisać na kartce co się w Tobie dzieje. Nie na zasadzie wyrzutów:"ty zrobiłeś", ale o tym co w Tobie:"jest mi przykro kiedy robisz tak i tak, bo czuję się zignorowana, olana...". Większy efekt osiągniesz jeśli ograniczysz się tylko do tego co w Tobie-nie rób wyrzutów. Mów/pisz o tym co zadziało się w Tobie.
Jesli będziesz czuła się na siłach możesz spróbować o tym mówić. Z czasem będzie Ci coraz łatwiej...
ale to nie zastąpi terapii...wiesz już o tym, prawda? :)
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez ropucha » 6 wrz 2009, o 16:11

Pewnie, że wiem, terapia jest dla mnie teraz na pierwszym miejscu;)

A co do wyrażania emocji- nie wiem czy mogę mówic o tym osobom do których czuję złość, żal itp. bo przeciez one nic złego nie zrobiiły, każdy ma czasem prawo odwołać spotkanie, a czy ja mogę od razu być zła o to na druga osobę? No nie wiem...Wiem tylko, że te uczucia związane są z wcześniejszymi przeżyciami i nie chcę wyładowywać ich na nieodpowiednich osobach. Dlatego nie za bardzo wiem co z nimi zrobić:/ Na razie jednym sposobem jest zamknięcie się w łazience i szlochanie do oporu, aż poczuje ulgę.Chciałabym nauczyć się budować odpowiednie relacje z ludźmi :roll:
Avatar użytkownika
ropucha
 
Posty: 48
Dołączył(a): 11 cze 2007, o 22:00

Postprzez Svan » 6 wrz 2009, o 18:59

A co do wyrażania emocji- nie wiem czy mogę mówic o tym osobom do których czuję złość, żal itp. bo przeciez one nic złego nie zrobiiły, każdy ma czasem prawo odwołać spotkanie, a czy ja mogę od razu być zła o to na druga osobę?


Ropuszko droga! Ależ oczywiście, ze masz prawo być zła czy smutna :D Możesz nawet wytupać to, wykrzyczeć ...w poduszkę :D
Nie potrzebne Ci uzasadnienie dla emocji, bo one same w sobie nie są ani złe ani dobre. One po prostu.
Zlość nie jest zła-złe jest to jak się jej używa by kogoś zranić.
Ale złość czasem bardzo motywuje, dodaje sił i pomaga pokonywać przeszkody-nie krzywdząc nikogo.

Czasem zdarza sie tak, ze ktoś powie albo zrobi coś takiego, co sprawi nam przykrość. Nawet jesli tego nie chciał, prawda? Przecież skąd ten człowiek ma wiedzieć co się w Tobie dzieje? Nie zgadnie tego, nie ma noktowizora ani rentgena przez jaki może podejrzeć co kotłuje się w Twojej głowie czy sercu.
Zobacz: wyjaśniłam wyżej jak to działa, ponieważ znam te uczucia i znam mechanizm jaki je uruchamia. Ale tak naprawdę nie ma to nic wspólnego z logiką.Gdybym kiedyś nie przeżywała tego co Ty, pewnie też nie rozumiałabym o czym piszesz. :)
No bo jak ktoś może połączyć to, ze nie przyszedł z tym, ze rozpaczasz-no kompletnie nie zrozumie. Pomysli, ze zareagowałaś nieadekwatnie, ze przesadzasz. Nawet jesli powiesz mu, ze masz tak dlatego, ze w domu nie dostałaś uwagi, akceptacji itd. ...on tego tak szybko nie skojarzy z lękiem przed odrzuceniem i z tym co w tobie uruchamia taka sytuacja.
Nie możemy oczekiwać od ludzi, ze zgadną co nam w głowach i sercach grzechocze i absolutnie nie powinniśmy też sami tego zgadywać-bo tylko się pogubimy i będziemy cierpieć. I oni i Ty, ropuszko.

Mówienie o tym co się czuje nikogo nie krzywdzi. No bo jak może kogoś skrzywdzić gdy powiesz, ze jest Ci smutno, przykro, źle? To Tobie jest źle, prawda?
I tu jest ten ważny moment:odczuwać możemy wszystkie emocje, wyrażać je również...ale najważniejsze dla naszych relacji z ludzmi jest to, zeby umieć je wyrazić nie raniąc przy tym:ani siebie ani ich.
Nie zranisz mnie mówiąc, ze Ci przykro. Nie zranisz , jesli powiesz, "jestem zła" (Ważne: nie "jestem na ciebie zła" ale w znaczeniu: "mam w sobie smutek, złość, żal"). Nie zranisz "mówiąc:
"wiesz, svan kiedy nie przychodzisz na spotkanie, mam takie wrażenie, ze mnie olewasz, że nic dla Ciebie nie znaczy to, ze się umówiłyśmy. Dla mnie spotkanie z Tobą jest ważne, bo Ty jesteś ważna. Sądziłam, ze dla Ciebie również, dlatego kiedy nie przychodzisz, jest mi po prostu przykro".
Nie trzeba tłumaczyć całego mechanizmu-nie ma po co. Wazne jest by powiedzieć "jestem zła, jest mi przykro"...a wcześniej zobaczyć czy napewno to jest złosć z tego powodu.

I owszem takiej osobie może być głupio, ale zrozumie co się w Tobie dzieje i jesli jej na Tobie zależy, postara się nie sprawiać Ci zawodu.
Tylko musi wiedzieć o tym co przeżywasz, bo się tego nie domysli.
Albo i domysli, ale skoro nic nie mówisz no dla niej jest sygnał, ze wszystko jest w porzadku...że żle się "domyslała".

Musimy mówić, ropuszko. Większośc DDA/DDD mają z tym kłopot. Z tym, zeby zobaczyć co się w nich dzieje, nazwać, poukładać to i co najważniejsze: wyrazić.

Ja wiem, że w domu nauczyłaś się brać na siebie odpowiedzialność za czyjeś zachowanie i emocje. I kiedy ktoś miał krzywą minę starałaś się odgadywać , co mu jest, co TY mu ZROBIŁAS i jak to teraz naprawić.
Bo być może czułaś się winna (odpowiedzialna) za to , ze płacze, denerwuje się . Ale tak naprawdę nigdy nie była to Twoja wina.
Nawet jak mama czy tata się zdenerwowali-to znaczy ni mniej ni wiecej, ale to, ze oni nie potrafili sobie z czymś poradzić, np. z tym, ze dostałaś dwójkę w szkole, a nie Ty zrobiłaś im coś złego.

Może trudno Ci to zrozumieć, ale przeczytaj prosze to wszystko raz jeszcze krok po kroku i zobacz, ze odpowiadasz tylko za to co dzieje sie w Tobie nie w innych.

I właśnie temu służy terapia-nauczysz się odróżniać to co Twoje od tego co innych. Nauczysz się brać na barki odpowiedzialność tylko za siebie. To jest kluczowa kwestia i bez zrozumienia jej , trudno Ci będzie ruszyć do przodu. Terapii nie zastąpi Ci nawet najlepsze forum na świecie, bo zbyt mocno masz to w siebie wdrukowane.
Będzie Ci dużo łatwiej, dużo lżej :)

terapia jest dla mnie teraz na pierwszym miejscu;)


Tzn? Chodzisz do psychologa?
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez ropucha » 7 wrz 2009, o 09:42

Svan napisał(a):


No bo jak ktoś może połączyć to, ze nie przyszedł z tym, ze rozpaczasz-no kompletnie nie zrozumie


masz rację- jak nie powiem to nie zrozumie :roll:

Svan napisał(a):
Może trudno Ci to zrozumieć, ale przeczytaj prosze to wszystko raz jeszcze krok po kroku i zobacz, ze odpowiadasz tylko za to co dzieje sie w Tobie nie w innych.


Przeczytałam to o wiele więcej niz dwa razy i tak teraz myślę..Czy to znaczy, że jeśli nie chcę komus mówic, że jestem zła to biorę za niego odpowiedzialność? Do tej pory kojarzyłam to z lękiem przed odrzuceniem.

Svan napisał(a):
Tzn.Chodzisz do psychologa?

Tak, chodzę od kilku miesięcy na terapie jungowską. Wcześniej chodziłam 2,5 roku na terapię gestalt. Dzięki terapii nauczyłam się , że trzeba mówić o tym co siedzi w nas w środku, że inni sie nie domyślą( tak jak wcześniej pisałaś) Chociaż na początku to było dla mnie dziwne. Staram się stosować tą nowo poznana umiejetność, ale nie ukrywam, że czasem mam ochotę wrócić do starych schematów, strzelić focha , nie odzywać się, zerwać kontakt itd. :lol: Szczególnie w takich sytuacjach jak ta powyżej :roll
Avatar użytkownika
ropucha
 
Posty: 48
Dołączył(a): 11 cze 2007, o 22:00

Postprzez Svan » 7 wrz 2009, o 10:59

Czy to znaczy, że jeśli nie chcę komus mówic, że jestem zła to biorę za niego odpowiedzialność? Do tej pory kojarzyłam to z lękiem przed odrzuceniem

I to dobre skojarzenie, ropuszko :)
Zobacz: mówisz ze jesteś zła i z góry zakładasz co się zdarzy, jak gdybyś miała pod stołem szklaną kulę i mogła w niej zobaczyć jakie odczucia wywołają Twoje słowa. Co ciekawe, zakładasz tylko jeden scenariusz-zakładasz to, co sama byś czuła: że komuś będzie przykro.
Nie mówisz bo, go chronisz przed tą przykrością...ale tylko pozornie. 8)
Tak naprawdę chronisz siebie-nie chcesz aby ta osoba schowała się w kąt ze swoim smutkiem, zeby nie chciała się do Ciebie zbliżać-bo przecież jesli go uraziłaś to nie będzie chciał. Ty byś nie chciała-patrzysz na świat przez pryzmat własnych doświadczeń-to zupełnie normalne.
Boisz się zostać odrzucona...
Co tu się zadziało: zgadujesz że ktoś poczuje "coś" i za to "coś" bierzesz odpowiedzialność. Nauczyłaś się w domu, ze za smutek mamy, czy irytację taty jesteś odpowiedzialna Ty(winna). Albo CI to mówili, albo dawali do zrozumienia...albo zwyczajnie w swojej małej głowce wykombinowałaś to sobie na podstwie błędnych założeń, kiedy np. rodzice wcale z Tobą nie rozmawiali o tym dlaczego są źlei czy zmutni albo ..okłamywali Cię (stąd błędne założenia)
To oczywiście wynik Twoich doświadczeń-tak nauczyłaś sie funkcjonować w domu ale jako dorosła osoba nie ma sensu "czepiać sie " przyczyn tylko zająć sie czymś co sprawi, ze bedzie Ci latwiej. Tobie z ludzmi i ludziom z Tobą :)
mam ochotę wrócić do starych schematów, strzelić focha , nie odzywać się, zerwać kontakt

Terapia gestalt jest o tyle cenna, ze uczy świadomego spojrzenia na siebie i swoje problemy. Przeciera oczy. A człowiek świadomy, musi już sam sobie radzić z tym co widzi-nie moze się wykręcić:"a ja tego nie wiedziałam, nie rozumiałam"...
To trudne, ale na tym polega dorosłe życie.
Myślałaś może o grupie DDA? Cenne doświadczenia jakich nie doznasz na innych terapiach-ludzie którzy widzą to co Ty, mówią jak Ty, zachowują się tak jak Ty i jak Ty chcą to zmienić...zamiast strzelać focha na świat :D
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez ropucha » 8 wrz 2009, o 10:27

Myślałaś może o grupie DDA?


Tak, bardzo bym chciała pójść na grupę.Byłam już nawet na spotkaniu z terapeutką w tej sprawie. Heh..powiedziała mi, żebym na razie przyszła na jednodniowe warsztaty bo jesli już tyle razy zmieniałam terapeutów to nie ma pewności, że z grupowej też nie zrezygnuję :lol: Pewnie jest w tym trochę racji, ale za kilka dni będą te warsztaty to porozmawiam z nią o tym jeszcze raz.Na razie nie zmieniłam ponownie terapeuty :lol: Aha i jeszcze powiedziała, że nie wie czy to dobre rozwiązanie łączyć grupową i indywidualną- tym bardziej inne nurty i żebym porozmawiała o tym z terapeutą. Dzisiaj go o to spytam. Już nie mogę się doczekać kiedy tam pójdę i z nim o tym pogadam :D

Dziękuję Svan, że tak dokładnie to wszystko opisałaś:)Będę musiała to jeszcze kilka razy przeczytać zanim to dobrze zrozumiem
Avatar użytkownika
ropucha
 
Posty: 48
Dołączył(a): 11 cze 2007, o 22:00

Postprzez Svan » 9 wrz 2009, o 23:26

Noooo, grupa to jest nie lada decyzja, więc nie spiesz się ropuszko :)
Daj znać jakie masz odczucia po rozmowie z terapeutką nt terapii grupowej.

Pozdrawiam
svan
Avatar użytkownika
Svan
 
Posty: 43
Dołączył(a): 6 wrz 2009, o 00:55

Postprzez ropucha » 10 wrz 2009, o 21:36

Rozmawiałam z terapeutą na temat łączenia terapii grupowej z indywidualną. Powiedział, że jesli będzie prowadzona w innym nurcie to nie ma przeciwwskazań, żebym tam poszła. A swoją drogą to ilu terapeutów tyle teorii słyszałam na temat łączenia terapii.. Dzisiaj dzwoniłam do tego ośrodka dowiedzieć się o szczegóły i dowiedziałam się, że to jednak nie będzie terapia grupowa dd tylko 60- godzinne warsztaty..Hmm.. Na początek może dobre i to. Na grupę przyjmują tylko dda. Tak sobie myślę, że pewnie będę miała problemy z dostaniem się do grupy jeśli nie było u mnie alkoholu. Chyba,że prywatnie. :roll:
Avatar użytkownika
ropucha
 
Posty: 48
Dołączył(a): 11 cze 2007, o 22:00

Postprzez wuweiki » 10 wrz 2009, o 21:53

---------- 21:47 10.09.2009 ----------

Z tego co mi wiadomo z moich doświadczeń, terapię DDA poprzedzają warsztaty pt. rozwój osobisty. Możliwe, że i w Twojej sytuacji tak jest.
Co do bycia DDA i hmm... "zezwolenia" na terapię, to nie spotkałam się z tym, aby warunkiem były wyłącznie doświadczenia powiązane z alkoholem. Z tego, co mi wiadomo terapia DDA jest terapią dla dorosłych dzieci z rodzin przede wszystkim dysfunkcyjnych, a że główną przyczyną dysfunkcji bywa alkohol no i grupy takie w przewadze istnieją przy ośrodkach leczenia uzależnienia od alkoholu, więc zwykło się terapie nazywać terapiami DDA. Moje podejście było wielokrotne do terapii :-) szukałam ośrodka, gdzie mnie przyjmą ale tylko z braku miejsc miałam trudności. Nikt nie pytał, czy na pewno mam problem ;-)

---------- 21:53 ----------

A takie warsztaty, o których wspominasz to jeszcze inna sprawa. Prawdopodobnie to warsztaty tematyczne. Można by je nazwać terapią pogłębioną dla DDA, a chodzi o to, że terapia ma na celu porządkowanie a nie wprowadzanie dodatkowego chaosu, stąd to stopniowanie terapii, gradacje terapeutyczne etc. Można to porównać do wchodzenia krok za krokiem do wody w jeziorze :-)
wuweiki
 

Postprzez ropucha » 18 paź 2009, o 19:20

---------- 22:13 10.09.2009 ----------

x-yam napisał(a):
szukałam ośrodka, gdzie mnie przyjmą ale tylko z braku miejsc miałam trudności. Nikt nie pytał, czy na pewno mam problem ;-)



Mnie niestety pytają czy był w domu alkohol:/

---------- 22:42 ----------

Jeszcze jedna myśl nie daje mi spokoju, to trochę nie na temat, ale co tam..Tak jak pisałam powyżej, rozmawiałam z terapeuta o grupie, pytałam co o tym myśli, prosił, żebym dowiedziała się jaki to będzie nurt. Dowiedziałam się, że to będą jednak warsztaty, a nie terapia i teraz wymyslam co by tu zrobić, żeby uniknąć rozmowy z nim na ten temat. hmm.. sama nie wiem dlaczego, chyba chodzi mi o to, że wyszło na co innego niż mu mówiłam, a nie lubię się mylić. Perfekcjonizm?Ale przecież każdy ma prawo się pomylić:/Najlepiej by było gdybym z nim o tym pogadała, ale tego chyba jeszcze nie jestem w stanie zrobić:/

---------- 19:20 18.10.2009 ----------

Zapisałam się w końcu na grupę, tzn. na razie na warsztaty, ale zawsze to coś:)

Ostatnio chyba sobie coś uświadomiłam- coś ważnego związanego z tym wątkiem, a właściwie z każdym, który do tej pory poruszałam na tym forum. Do niedawna ciągle musiałam się z kims spotykać, nawet jak nie miałam na to ochoty, od razu brałam telefon i umawiałam się z drugą osobą, żebym tylko nie siedziała sama w domu, a jak usłyszałam odmowę to od razu był to dla mnie koniec świata. Teraz wiem, że takie umawianie się z drugą osobą na siłę było próbą zatkania dziury, która została po braku ojca(o tym też pisałam wątek). Tylko, że na dłuższą metę to nic nie da. Bo i tak po każdym takim spotkaniu byłam niezadowolona, było mi czegoś za mało, czegoś mi brakowało, ciągle chciałam więcej. Teraz wiem, że wcale nie brakowało mi kontaktu z rówieśnikami...
Hmm...nie wiem czy ta wiedza w czymś mi pomogła. Niby wiem w czym rzecz, ale dalej tak się czuję i nie wiem co z tym zrobić. Teraz tylko staram się nie umawiać z nikim na siłę i nie reagować tak impulsywnie na odmowę bo wiem, że nie jestem zła na tą osobę. Tak naprawdę wszystkie problemy jakich się chwycę, jakie zacznę omawiać, rozwiązywać sprowadzają się do tego samego- do poczucia odrzucenia, do tęsknoty za ojcem :shock:
Chociaż wcześniej pisałam, że to ma związek z ojcem, to były tylko moje domysły, teraz to czuję, czuję, że brakuje mi jego bliskości i czuję tą pustkę, którą po sobie zostawił. Tylko co dalej? Co z tą dziurą? Chyba nie ma sensu znowu próbować jej czymś zatykać:/
Avatar użytkownika
ropucha
 
Posty: 48
Dołączył(a): 11 cze 2007, o 22:00

Postprzez wuweiki » 18 paź 2009, o 19:49

Witaj ponownie!
Świetna wiadomość o terapii :-) ja właśnie też się organizuję i wracam na terapię.... mam jeszcze nie pozałatwianą cała górę śmieci...

Ostatnio chyba sobie coś uświadomiłam- coś ważnego związanego z tym wątkiem, a właściwie z każdym, który do tej pory poruszałam na tym forum.

było próbą zatkania dziury, która została po braku ojca(o tym też pisałam wątek). Tylko, że na dłuższą metę to nic nie da. Bo i tak po każdym takim spotkaniu byłam niezadowolona, było mi czegoś za mało, czegoś mi brakowało, ciągle chciałam więcej.

Hmm...nie wiem czy ta wiedza w czymś mi pomogła. Niby wiem w czym rzecz, ale dalej tak się czuję i nie wiem co z tym zrobić.

Tak naprawdę wszystkie problemy jakich się chwycę, jakie zacznę omawiać, rozwiązywać sprowadzają się do tego samego- do poczucia odrzucenia, do tęsknoty za ojcem

Tylko co dalej? Co z tą dziurą? Chyba nie ma sensu znowu próbować jej czymś zatykać:/

na podstawie mojego doświadczenia bardzo rozumiem to, o czym piszesz... ja mam też taką ranę...dziurę.... i wiem, że zatykanie jej "czymś " {bardzo trafne określenie!} nie ma najmniejszego sensu. Wszystko, czego szuka się rozpaczliwie z zewnątrz, co zapełni pustkę - rozpada się... nic ani nikt nie zastąpi Tobie ojca - to po pierwsze, a po drugie - nie ma sensu zastępowanie czegoś czymś, kogoś - kimś innym.... każda chwila w życiu jest inna, każdy człowiek i relacja z nim jest czymś innym...
dziś miałam sen o głębokiej, bolesnej samotności.... bardzo trudny sen, trudna noc dalej bezsenna... ale za to doświadczenie bezcenne, bo uświadamiam sobie, po raz kolejny ale za to z większą mocą, że jedyną osobą, która naprawdę mnie zna i wie, czego chcę jestem ja :-)....a terapia, grupa i terapeuta są jak miotełki, które wymiatają we mnie gdzieś z głębi umysłu pochowane nie przerobione zaprzeszłe sprawy....
Ty juz odkrywasz po trochu, co to jest u Ciebie :-).... zachęcam Cię to kontynuowania terapii i uważności na siebie, bo z własnego doświadczenia wiem, że pochopne uznanie, że już wiem, więc po co mi terapia może nieźle dopiec....
Trzymaj się.
wuweiki
 

Postprzez ropucha » 23 paź 2009, o 22:01

x-yam- piszesz, że wiesz o jaką"dziurę" mi chodzi bo przechodzisz/ przechodziłaś to samo. Mamy podobne zdanie co do tego, że zapychanie czyms tej pustki jest bez sensu, ale ja nie mam pojęcia co innego można z tym zrobić. A Ty? Wiesz jak się tego pozbyć? Piszesz o samotności, o zdrowej samotności, może to własnie jest ten klucz, ale ja ciągle nie mogę uwierzyć, że samotność może być czymś dobrym i że można czuc sie dobrze z samym sobą:/[/b]
Avatar użytkownika
ropucha
 
Posty: 48
Dołączył(a): 11 cze 2007, o 22:00

Postprzez wuweiki » 24 paź 2009, o 13:11

---------- 12:56 24.10.2009 ----------

Ropuszko {mogę tak zdrabniać?} mi nawet nie chodzi o samotność w sensie bycia poza ludźmi, bez towarzystwa, unikanie towarzystwa... aczkolwiek na początku, aby odnaleźć i pozwolić sobie na tę samotność ze sobą to jest niezbędne moim zdaniem.
Mam na myśli to, że choć ludzie sobie bardzo bliscy mogą , jak to się mówi "nadawać i odbierać na tych samych falach", to fale każdego z nich nie są TYMI samymi sensu stricte ... nie ma na świecie NIKOGO wśród ludzi, kto byłby w stanie myśleć Twoimi myślami, czuć Twoimi uczuciami, widzieć Twoimi oczami... etc. To jest ta samotność, o której mówię. Cierpimy, bo szukamy rozwiązań, odpowiedzi, uczuć - na zewnątrz... ale w ten sposób oszukujemy siebie, bo wszystko, co spotykamy na swojej drodze przemija.... przemijają dni, lata, wydarzenia, ludzie, uczucia ich i nasze też.... jest jednak coś, co nam towarzyszy zawsze... :-) chodzi o to, aby odkryć co to JEST :-) ...i nawet jeśli choć przez ułamek mgnienia myśli uda nam się dostrzec co to JEST, to od tej chwili się wie :-).... oczywiście niesforny, niespokojny umysł wciąż zostaje taki sam.... nie zmieni się... wciąż pojawiają się myśli radosne i bolesne, wciąż napotyka się w życiu górki i doły.... ale gdy się uświadomi tę swoją istotę, samotność, która w rzeczywistości wcale samotnością nie jest i nie jest wcale bolesna, a wręcz odwrotnie ... - ale o tym nie da się opowiedzieć, bo wychodzi takie ble-ble-ble- filozoficzno nawiedzone.... tego trzeba doświadczyć.... a żeby doświadczyć to trzeba się odważyć na bycie ze sobą w samotności....
Jest jedno "ale" - jak to pewien Ktoś mówi - zawsze jakieś jest ;-)
Otóż często gdy bardzo cierpimy najważniejsze jest po prostu zajęcie się sobą... wyciszanie umysłu - bo medytacja np. może okazać się zbyt trudna, bo te bolesne myśli zbyt są natarczywe, nie mamy sił , cierpi się za bardzo..... dlatego moim zdaniem warto na początek zająć się sobą w sensie takim, że poszukać tego, co sprawia satysfakcję MI.... jest niezależne od niczyjego widzimisię.... na przykład dla mnie jest to malowanie na płótnie temperami lub olejnymi.... między innymi.... lub joga.... lub zwykłe wyjście na spacer do lasu, gdzie mało lub wcale ludzi.... POCZUCIE SIEBIE i swojego bólu, ale bez podążania za tym bólem... bez podbijania bębenka... bez pozwalania na jazdę swoim myślom :-).... na początku to trudne, ale ważna jest dyscyplina no i oczywiście chęć.... na początku to ma się wszystko w dupie i najchętniej by się umarło i już - mówię o sobie :-).... na początku jest to trochę na siłę, spory wysiłek.... ale jak się spróbuje, i jeszcze, i jeszcze raz to za czwartym razem już jest lepiej, za piątym jeszcze lepiej... jedyne co ważne, to samodyscyplina i wybór - chcę cierpieć czy chcę ulgi....
nikt z zewnątrz ... w sensie - nikt poza nami nie jest w stanie nam tej ulgi dać, tego wewnętrznego spokoju umysłu {ducha}.
Wiem, że to się wydaje zagmatwane, ale wcale takie nie jest.... bo najprostszych spraw nie da się opisać ...tego się doświadcza.
dla mnie tym, co pozwoliło mi na głęboką zmianę były trzy zdania trojga różnych ludzi, które dotarły do mnie "przypadkiem"
jedno to Marka Kamińskiego "- Najważniejsza jest podróż w głąb siebie, a nie na zewnątrz - i to droga jest ważniejsza, a nie cel."
drugie Nisargadatty Maharaja "Istnieje tylko jedna medytacja - odmowa uleganiu myślom"
trzecie Mariusza Przeżyć chwilę, a ją przetrwać - to dwie różne rzeczy"

Pozdrawiam ciepło i ....słuchaj siebie :-) swego serca ale nie podczas burzy emocji... i życzę Ci "cierpliwości, byś pogodziła się z tym, czego zmienić nie jesteś w stanie, siły byś zmieniała to co zmienić możesz i mądrości, byś odróżniła jedno od drugiego."
Serdeczności.

---------- 13:11 ----------

aha... chcę dodać jeszcze ważną wg mnie kwestię.... po mojemu inni ludzie są BARDZO WAŻNI bo są jak drogowskazy, działają jak bufory, a bliscy są jak lustra w których możemy się przeglądać a każdy napotkany człowiek jest nauczycielem :-)... wszystko ma wartość :-) i jest cenne... różnica tkwi tylko w sposobie postrzegania... no i w chęciach do zauważenia ;-)
wuweiki
 

Postprzez pukapuk » 24 paź 2009, o 13:41

AMEN 8)
pukapuk
 

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 127 gości