Agonia relacji w rodzinie

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Agonia relacji w rodzinie

Postprzez ChatNoir86 » 9 wrz 2009, o 21:46

Na początku witam wszystkich, których zainteresował mój temat. Prawdę mówiąc, piszę w niejakiej desperacji, a zwykle wolę się nie udzielać i próbować radzić sobie sama.

Ale tutaj już zwyczajnie nie wiem co mam robić. Wszystko mi się już miesza, nie wiem, czy to wszystko jest moją winą (nie jestem idealną córką - znam swoje przywary), w tej całej matni tracę orientację i nie wiem już kim jestem, po co jestem.

Mam mnóstwo innych problemów, które już mnie przerastają i przerażają. Tracę kontrolę nad swoim życiem, mam wrażenie, że jakaś zła moc przejęła wszystko w swoje ręce a ja mogę tylko patrzeć, bo próby walki kończą się ciągłymi porażkami. Mówię tu o swojej depresji, bulimii, ciągłej walce z wagą, o kompulsywnym obżeraniu się, wierze w to, że jestem najbardziej bezwartościową i bezsensowną, żyjącą istotą ludzką (nie żalę się, tylko piszę jak się w rzeczywistości czuję).

W każdym razie, nie chcę was prosić, abyście wyratowali mnie z mojego spaczonego podejścia do samej siebie. Myślę, że sytuacja w mojej rodzinie w głównej mierze przyczynia się do tego.

Mogłabym napisać bardzo wiele na ten temat, ale rozumiem, że nikt nie ma ochoty dogłębnie analizować mojego przypadku.

Ale może ktoś miał podobnie, albo może po prostu ktoś widzi jakieś rozwiązanie, które dla mnie pozostaje niewidoczne.

Moja matka, osoba niezwykle wartościowa, pracowita, o dobrym sercu - nie potrafi ze mną rozmawiać. Wie, że mam problemy, które odbierają mi chęć do życia i ilekroć próbowałam z nią porozmawiać, wyżalić się, zawsze kończyło się albo tym, że przestawała mnie słuchać (ja prowadziłam monolog, a ona skupiała się na czymś innym - zwykle pracy), albo zaczynałyśmy się kłócić i wyrzucać sobie nawzajem różne rzeczy (np. ona mówiła, że ja się nie interesuję jej problemami i nie dostrzegam jej potrzeb, a ja też nie wytrzymywałam i krzyczałam że w końcu to ja jestem jej córką i ona, jako matka mogłaby się zainteresować problemami, z którymi jej dzieciak się boryka). A mi w tym wszystkim zawsze chodzi o odrobinę ciepła z jej strony, którego strasznie mi brakuje. Jestem osobą samotną, nieśmiałą, zakompleksioną. Mam, co prawda chłopaka, ale to też chora relacja, ale dość o mnie, bo nie o to mi konkretnie chodzi.

Chodzi mi o stosunki matka-ojciec. W tej chwili nie mogę pohamować ataku złości na mojego starego. Jest egoistą, egocentrykiem i z każdym rokiem zachowuje się coraz bardziej jak rozkapryszony bachor. W jego opinii tylko on ma problemy (w pracy), tylko on wraca do domu zmęczony, a w dodatku nikt go nie docenia. Ale za co np ja mam go doceniać? To, że przynosi 1000 zł co miesiąc to niestety ale nie jest moim zdaniem powód do doceniania. Nie chodzi mi o kasę. Niechby i był bezrobotnym, ale na litość! Jego postawa w stosunku do mnie i do matki to żenada. Żyje sobie jak pasożyt. Jeździ co dzień do pracy samochodem matki (odległość z domu do miejsca pracy - ok. 10-15 minut spacerkiem) - mało kiedy myśląc o tym, że i ją mógłby podwieźć do jej pracy, albo na zakupy, albo do mojej babki a jej matki - mama nieraz po pracy idzie na zakupy, ze sklepu wychodzi z naładowaną reklamówą zakupów, zachodzi do babki, a stamtąd nieraz ciągnie do domu kilka kilogramów pomidorów, ziemniaków, etc.
On jej nie pomaga w ogóle! Nawet znajomi się dziwią, że stary śmiga po naszym, niewielkim, miasteczku autem, a matka objuczona jak wielbłąd zakupami chodzi na piechotę. Czy mam jeszcze dodawać, że i nasze mieszkanie i ów samochód są własnością matki?

"Rozchodziłam się", i przepraszam, ale chcę jak najlepiej nakreślić obraz sytuacji. Ojciec żyje własnym życiem, ma mały "warsztat" w piwnicy i cały wolny czas spędza właśnie tam, dom traktując jak hotel: przychodzi zjeść, wyspać się, odpocząć i przy okazji działać wszystkim na nerwy.

Dziś też pokłóciłyśmy się z matką - bo znów próbowałam z nią rozmawiać (ona uważa, że wmawiam sobie swoje problemy - nie wiem, może i wmawiam). W każdym razie, ostatecznie nie ja jej, ale ona mi zaczęła się zwierzać - powiedziała, że już nie wytrzymuje ze starym i że czasem budzi się rano i zastanawia się jak powiedzieć mu, żeby się wyprowadził. Bo z jednej strony - chce żeby się wyprowadził, z drugiej strony się boi, a z trzeciej pewnie ma nadzieję, że wszystko się skończy dobrze. Ale nawet ja wiem że dobrze się nie skończy.

Może pominęłam coś ważnego - nie wiem, nie będę tego doanalizowywać w tej chwili bo zaczynają mnie dopadać wątpliwości, czy dobrze robię, wyciągając swoje brudy na publicznym forum.

Chciałabym wiedzieć o co tu chodzi, jak wesprzeć matkę, gdzie jest moje miejsce w tej rodzinie? Z ojcem jest improwizacja przed innymi ludźmi - publicznie potrafi cudnie udawać kochającego ojca i męża - aż się rzygać chce, tym bardziej, jeśli się ma świadomość, że w domu, zamienia się w paskudnego, zrzędliwego despotę - ostatni przykład: matka wzięła dorywczo weekendowe dyżury nocne w domu pomocy społecznej (jest pielęgniarką) - i ostatni wypadł jej tak, że o 7 rano skończyła, musiała wrócić 30 km do naszej miejscowości, gdzie jest zatrudniona na stałe - i od 8 rano zacząć pracę w przychodni. Godzina przerwy na "odpoczynek". Po pracy spotkała się w domu z ojcem, który od razu na "dzień dobry" zaczął się ciskać, że ON jest CHOLERNIE zmęczony, że BARDZO źle spał w nocy i tego typu gadka - chodząca wścieklizna. Brak słów na to. I tak jest cały czas. Poprosisz go o coś - zaraz się wścieka, bo nie chce mu się/ nie ma czasu/ jest cholernie zmęczony (uczy dzieciaki gry na gitarze i organizuje imprezy /właściwie: imprezki/ w tutejszym domu kultury). Ale jeśłi ty odmówisz mu, to też jest foch na całego.

Prawdę mówiąc nie czuję więzi z tym facetem. Złości mnie, drażni, irytuje. Zawsze muszę po nim zmywać, sprzątać, nawet zakręcać jego perfumy w łazience - bo zapomina i cała łazienka wali jakimś śmierdzidłem.

Co ja mam zrobić? Wołałabym przeprowadzić się z matką do babki, która ma pusty duży dom, w którym mieszka sama, a w którym dodatkowe dwie osoby spokojnie by się zmieściły. I to dałoby się zrobić. Albo spróbować podbuntować matkę żeby jedna przemyślała poważnie decyzję o separacji? rozwodzie?

Przepraszam, że tyle namachałam. Ze względu na problemy z samą sobą nie mam właściwie w ogóle przyjaciół, nie umiem zaufać ludziom, chociaż wielu próbuje się do mnie zbliżyć - ja nie potrafię pozwolić na to. Dlatego napisałam tutaj. Zresztą, wiecie jak jest...
Avatar użytkownika
ChatNoir86
 
Posty: 3
Dołączył(a): 5 lip 2009, o 21:01
Lokalizacja: Białystok /okolice

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 9 wrz 2009, o 23:06

Szczerze powiedziawszy nawet we mnie się złość zagotowała, kiedy czytałam o Twoim ojcu.

Decyzja powinna należeć do Twojej matki wszak to przywary jej wybranka ruinują Wasze życie (stąd być może Twa deprecha i bulimia..?..). Niemniej jednak powinna ona być szybka.

Wiesz, my często narzekamy na coś lub kogoś, lecz nic więcej z tym nie robimy. I możemy tak nawijać przez kolejne 2 lata, ale pamiętajmy, iż za te 24 miesiące nie będziemy młodsi tylko starsi o te 2 lata - lata zmarnowane, których nikt nam nie zwróci. A potem kolejne...
A na mecie frustrujemy się, że życie było dla nas takie a takie. I że inni mieli fajniej. A przecież mogliśmy należeć do tych "lepszych" ! Tylko nic nie zrobiliśmy oprócz tego, że dostrzegliśmy daną problematykę.

Dlatego ja pewnie bym podgadywała swoją mamę do działania. Na wszelkie możliwe sposoby.

PS;
A co do Ciebie - myślałaś o wizycie u psychologa / terapeuty ?
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez ChatNoir86 » 9 wrz 2009, o 23:24

Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że wszelkie decyzje dotyczące tego małżeństwa należą przede wszystkim do rodziców.
Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu... Naprawdę: z roku na rok jest coraz gorzej. Kiedyś nawet zdarzało się, że wyjeżdżaliśmy gdzieś razem, jakiś jednodniowy wypad nad wodę czy do lasu. Teraz - mowy nie ma, bo przecież "warsztat" jest o wiele bardziej interesujący niż własna rodzina.
Z przerażeniem zaczynam odczuwać obcość mojego ojca - właściwie nie mam nawet jakichś szczególnie miłych wspomnień z nim z dzieciństwa - dzieciństwo też mi skopał z tego co wiem, a co wiem to chociażby to, że jak byłam berbeciem - rodzice byli w mini separacji - na kilka miesięcy ojciec wyprowadził się od nas. Pamiętam też że dużo pił i kilka razy pobił matkę do nieprzytomności. Albo to, że w trakcie narzeczeństwa zdradzał moją mamę, czego owocem była moja "połowiczna" siostra - urodzona bodaj parę miesięcy po ślubie rodziców. (co do siostry - przez jakiś czas była dla mnie życiowym autorytetem i dałabym się za nią pokroić, ale teraz mam niemiłe wrażenie, że ona cały czas próbowała mi zrobić krzywdę - bo nie umiała wybaczyć mi tego, że ojciec został z moją matką a nie jej).
Nie chcę czuć nienawiści do niego, ale coraz częściej ciężko mi się powstrzymać.
Boże, piszę nie na temat - chyba moja wewnętrzna tama w końcu się zerwała?


edit:
Myślałam o psychologu, ale albo nie mam czasu (wymówka...), albo się boję, albo jak się dostatecznie wszystko nawarstwi to nie mam siły.
Poza tym, kiedyś korzystałam z porad psychologa, ale nic z tego nie wyniosłam, bo ani ja się nie potrafiłam otworzyć (nawet przed obcą osobą!), ani pani psycholog nie umiała się do mnie przebić.
Na takiego płatnego terapeutę z kolei mnie nie stać, ja jeszcze nie pracuję :oops:
Avatar użytkownika
ChatNoir86
 
Posty: 3
Dołączył(a): 5 lip 2009, o 21:01
Lokalizacja: Białystok /okolice

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 9 wrz 2009, o 23:36

ChatNoir86 napisał(a):Boże, piszę nie na temat - chyba moja wewnętrzna tama w końcu się zerwała?

Obyś dzięki temu poczuła się lepiej.

[...]
Ja wiem jedynie, iż są typy osobowości, z którymi schrzanionych relacji po prostu nie da się naprawić. Bo komunikacja z nimi jest nie do zniesienia.
A to zazwyczaj oni mają problem w środku i butnie przerzucają go na bliskich.

W każdym przypadku na pewno jednak warto spróbować dialogu.
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez tenia554 » 10 wrz 2009, o 08:07

Witaj Chat,niestety nie jesteśmy w stanie zmienić rodziców,możemy zmienić tylko własne życie.Miałam bardzo podobnie,tylko mój ojciec był jeszcze damskim bokserem.Mama starała się jak mogła ,a pan i władca wydawał rozkazy.A ona pokorna spełniała wszystkie jego zachcianki.Mnie zauważała tylko wówczas gdy się pokłócili.A na co dzień,jakbym nie istniała.Na dodatek jestem jedynaczką i nie miałam z kim znosić niedoli.Kiedy kolejny raz była bobita i posiniaczona,błagałam aby sę z nim rozwiodła.Niestety.A kiedy umierała w wieku 47 lat,usłyszałam,żeby nie ja to ona by miała idealnego męża.

Mam nadzieję,że twoja mama zrozumie,rozmawiaj z nią i przytulaj.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez bunia » 10 wrz 2009, o 08:26

Rozumiem wage problemu ale sadze,ze powinnas bardziej zadbac o siebie.....przybralas role odpowiedzialnej za ksztalt i zycie rodziny ktora jest powodem destrukcji .....dopuki mama sama nie podejmie decyzji i krokow aby wyrwac sie z tego chaosu dopoty nic sie nie zmieni a Twoj stan emocjonalny na pewno sie nie poprawi co niesie za soba powazne dla Ciebie konsekwencje......jesli postarasz sie uniezaleznic /wyprowadzic byc moze,ze pociagniesz za soba mame....jesli nie to glowa muru nie przebijesz jako,ze jest to jej zycie.
Nie zapominaj w tym wszystkim o sobie bo Twoje zycie,przyszlosc jest rownie wazna.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez cvbnm » 10 wrz 2009, o 08:40

a powiedzialas mamie ze jestes cala po "jej" stronie, i ze chcesz ja wesprzec jesli zechce "cos" z tym facetem zrobic?
cvbnm
 

Postprzez tenia554 » 10 wrz 2009, o 11:02

Zajmij się sobą.Idż na terapię i rozpocznij drogę we własne życie.Nic na to nie poradzisz,nie zmienisz tego ,bo nie od ciebie zależy ta sytuacja.

Kiedy chodziłam na terapię i obarczałam całą winą ojca,psycholog zapytała mnie,a gdzie w tym czasie była twoją matka.Odpowiedziałam - stała obok.I w tym momencie coś we mnie runęło.Nie zdawałam sobie sprawy z tego ,jak bardzo chroniłam swoją matkę,jak bardzo była mi potrzebna,jak bardzo chciałam ją kochać i być przez nią kochana.Wówczas zrozumiałam,że nie ponoszę winy za moich rodziców,żal do ojca się zmiejszył,a matka stała się tak samo winna jak ojciec.Dzisiaj to wszystko sobie poukładałam,rzadko wracam do dzieciństwa ,bo nie ma do czego.Matka przestała być moim ideałem,bo to ona skazywała mnie na taki los,a przede wszystkim za mało chroniła aby mój ojciec katował mnie psychicznie i fizycznie.

Dlatego nie ma co,nie odwrócisz tego co się wydarzyło,tego co się wydarzy,ale możesz zmienić swoje nastawienie do domu rodzinnego i do rodziców.To może przestać boleć.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez flinka » 10 wrz 2009, o 14:46

Witaj na forum! :)

Mam wrażenie, że bardzo mocno koncentrujesz się na swojej rodzinie, na tym jak pomóc matce, jak zmienić ojca, a trochę mało jest w tym Ciebie. Nie pomożesz rodzicom zmienić ich relacji to musi wynikać z ich strań i ich decyzji. I piszę Ci o tym nie od tak, ale z własnego doświadczenia, bo też byłam i nieraz jestem wmanipulowana w rozgrywki moich rodziców. I tak naprawdę to odcięcie się od wysłuchiwania mamy i zostawienie (w znaczeniu przenośnym i dosłownym) może ich zmobilizować do jakiegoś działania. Poza tym zachowanie ojca może być przez Ciebie bardziej zauważalne i bardziej Cię złościć, ale za relację małżeńską (i każdą inną) odpowiedzialne są obie strony.

Mówisz o tym, że wszystko robisz za ojca. A co by było gdybyś mu powiedziała, że nie będziesz robić wszystkiego za niego (mogę zrobić to i to, ale tego i tego już robić nie będę) i była w tym konsekwentna. Czy kiedyś protestowałaś Ty lub Twoja mama przed zbytnim obciążaniem Was domowymi obowiązkami?

Co czujesz w związku z tym, że mama nie chce (nie potrafi) Cię wysłuchać? Ja w takich sytuacjach czułam się bezwartościowa (o tym zresztą pisałaś), czułam się odrzucona i bezradna (skoro moja mama nie przeżywając uczuć, o której jej mówię nie potrafi tego udźwignąć to tym bardziej ja sobie nie poradzę).

Czy szukałaś wsparcia u kogoś innego (przyjaciela, dalszego członka rodziny, ...)? Ciągłe szukanie pomocy u osoby, która jej wciąż nam jej nie udziela jest dodatkowo raniące i nieskuteczne. Warto poszukać i przekonać się, że są osoby, które mogą i chcą nas wesprzeć i po prostu wysłuchać.

Piszesz o przeprowadzce do babci... A gdybyś sama się przeprowadziła? Co o tym myślisz?

Czego się obawiasz w szukaniu pomocy u psychologa? O tym bym chętnie z Tobą porozmawiała. Choćby dlatego, że czuję, że mogę Cię zrozumieć, bo kiedyś sama miałam cały worek obaw przed pójściem po pomoc.

Pozdrawiam ciepło!
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez milla » 10 wrz 2009, o 18:16

A gdybyś sama się przeprowadziła? Co o tym myślisz?


good
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Postprzez flinka » 13 wrz 2009, o 15:02

Kochana układasz coś w sobie? Nie masz czasu tu napisać? Czy z jakiegoś powodu się wycofałaś?
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Tygrysek26 » 15 wrz 2009, o 14:37

mam podobnego ojca i podobne problemy z mamą...
Avatar użytkownika
Tygrysek26
 
Posty: 523
Dołączył(a): 30 maja 2009, o 16:44
Lokalizacja: Wrocław


Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 88 gości

cron