wyrwię sobie serce - wtedy znajdę wyjście

Problemy z partnerami.

Postprzez Salome » 7 wrz 2009, o 11:28

Po jaka cholere wolnej, bezdzietnej - zonaty z dzieckiem? ;)
Avatar użytkownika
Salome
 
Posty: 783
Dołączył(a): 23 lip 2009, o 16:45

Postprzez martunia36 » 7 wrz 2009, o 15:15

Wywaliłam go z domu.

Ktoś tak infantylny uczuciowo nie będzie niszczył mi życia. Skrzywdził zbyt wiele osób!!!
martunia36
 
Posty: 10
Dołączył(a): 26 sie 2009, o 22:12

Postprzez forsycja.24 » 8 wrz 2009, o 00:29

Dzisiaj rozmawiałam z mężczyzną na ten temat..temat zdrad... Powiedział, że to tylko kwestia kulturowa, bo w innych krajach moment gdy facet ma kolejną kobietę jest dumą dla tej poprzedniej..yyy...
Dodal, ze to tylko ciało, że mężczyzna nieststy wilokrotnie zachowuje się instynktownie i czasem wręcz może nie pamiętać czy kobieta z którą zdradził żonę miała włosy blond czy czarne (to taka przenośnia miała być)... i, co istotne, nie jest to oznaką, że nie kocha już swojej zony...
Myślę, że była yo wypowiedź co najmniej przesadzona, ale nie patrzyłabym na to tak negatywnie...
Może czasem warto spróbować pomyśleć kategoriami faceta... choc to niemożliwe :) żeby zniżyć się aż do takiego poziomu (żarcik).
Jednak... coś w tym jest.
forsycja.24
 
Posty: 71
Dołączył(a): 25 kwi 2009, o 17:41
Lokalizacja: DW

Postprzez ewka » 8 wrz 2009, o 09:55

forsycja.24 napisał(a):i, co istotne, nie jest to oznaką, że nie kocha już swojej zony...

I z tym się zgadzam... co nie znaczy, że popieram zdradę. Czasami jest to tylko instynkt. To, że należy nad nim panować - to już oczywiste.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez kajunia » 8 wrz 2009, o 13:20

Tylko dla mnie osobiście to absurdalne kochać kogoś i robić mu świadomie krzywdę zdradzając go. Co to jest wtedy za miłość? Czasem człowiek robi coś głupiego, ale tym samym sprawia, że życie tej drugiej osoby tym samym tez staje się głupie...
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez biscuit » 8 wrz 2009, o 15:46

---------- 15:39 08.09.2009 ----------

dywagujemy tutaj, kogo się kocha, żonę czy tą trzecią

a ja myślę sobie, że może nie kocha się nikogo
po prostu nikogo, ani jednej ani drugiej
tak naprawdę nie kocha się nikogo

niechęć do zmian, pozostawanie w tym co znane, wygoda choć czasem niewygodna i uwierająca ale własna, dzieci, dom, zobowiązania etc.

można żyć nie kochając żadnego partnera wogóle
można żyć z kimś, nie kochając tego kogoś

myślę, że jeśli się nie kocha, nie czuje się miłości w sobie
trudno wyobrazić sobie miłość wogóle, ale też trudno wyobrazić sobie to, co może ranić
nie czuje się miłości, to nie czuje się również, że wyrządza się krzywdę będąc wiarołomnym

na poziomie słów i przekonań, wie się, że zdrada jest zła
ale nie czuje się tej krzywdy wyrządzanej drugiej osobie w sobie, bo nie czuje się miłości, więc niczego przez tą zdradę drugiej osobie nie ubędzie
miłości nie ubędzie, bo jej nie ma

zło więc istnieje, nie przeczę, ale na poziomie zatajenia, ukrywania prawdy, kłamania drugiej osoby
jakby sam akt obcowania z osobą trzecią krzywdy nie wyrządzał, ale oszukiwanie drugiej strony tak

ukrywanie, żeby nic się nie zmieniło, żeby pozostać w tym co znane, bez zbędnego poruszenia sytuacji

nie wiem czy moje dywagacje są jasne
takie myśli mi przyszły do głowy
że po prostu nie każdy kogoś kocha

można nie kochać i żyć samemu
można nie kochać i żyć z kimś, w rodzinie po prostu
można żyć i wogóle nie zastanawiać się nad miłością, czy jest czy jej nie ma
po prostu żyć, z przyzwyczajenia przechodzić z jednego dnia w drugi
bo jeśli się nie kocha, jeśli się tego nie czuje, to się też o tym nie myśli

myślę, że może nawet najwięcej sytuacji jest właśnie takich
że się nie kocha żadnego partnera
ale w jakiejś konfiguracji się żyje
bo tak, bo po prostu tak

---------- 15:46 ----------

bo co jest takiego odlotowego w milości?

moim zdaniem, że my kochamy... że miłość jest w nas

a nie, że ktoś nas kocha
jeśli nawet wiedziałabym na sto procent, że ktoś mnie kocha, to nie doświadczę miłości, nie poczuję jej w sobie
bo doświadczyć można tylko kochając samemu

w kochaniu kryje się magia i moc
wzajemność to odlot
samo bycie kochanym nie porusza we mnie nic

moim zdaniem :)
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez cvbnm » 8 wrz 2009, o 15:50

wg mnei bez watpienia istnieja i to masowo zwiazki bez milosci
mysle ze wtedy zwiazki czy tez uklady podlegaja prawom wiezi, wcale nie slabiej

wiez ta nie jest "milosna"(ha! np wg mnie wogole milosna jest jedynie wolnosc) ale jest rodzajem zaleznosci

mozna te zaleznosci regulowac oraz "lagodzic" ich niezbyt przyjemne elementy

wydaje mi sie nawet ze jest to znacznei latwiejsze od relacji milosci,gdzie sie wlasnie ciagle ryzykuje "bycie soba".... ze to wlasnie "prawda" wyzwala mozliwosc milosci...

ale ja generalnie za duzo mysle...

"doświadczyć można tylko kochając samemu
wzajemność to odlot "

ciekawa opcja.... cos mi tez wokol takiego odczucia swita...
(watek "potrzeba bycia kochanym")


a tak poza tym, zalosna, co tam u ciebie?
cvbnm
 

Postprzez biscuit » 8 wrz 2009, o 16:19

---------- 16:13 08.09.2009 ----------

jeszcze skojarzenie z nadawaniem znaczenia rzeczom i faktom

dopóki mój mąż swoją decyzję o odejściu ode mnie trzymał w swojej głowie, nie ujawniał jej, nie ujawniał swoich myśli, nie wyrażał swoich prawdziwych uczuć, faktu obcowania z inną kobietą, dopóki jego życie wewnętrzne mieszkało w jego głowie, bez wydostawania się na zewnątrz
rzeczywistość, którą określę skrótowo "więzi i zależność" (rozmaite czynniki) miała określone dla mnie znaczenie, które jej sama nadałam

gdy prawda wyszła z jego głowy na zewnątrz i dotarła do mnie
te same okoliczności faktyczne tj. "więzi i zależności" zaczeły mieć zupełnie inne znaczenie

wcześniej nadałam im inne, potem całkiem inne znaczenie
fakty były te same, rozmaite powiązania, zależności i więzi istniały nadal
ale prawda je inaczej oświetliła

zmiana nadanego im znaczenia nastąpiła w mojej głowie
rzeczywistość ani drgnęła
światło prawdy...

---------- 16:19 ----------

tak mało wiemy o drugim człowieku czasem

co siedzi w jego głowie, co stanowi istotę jego życia, istotę jego samego

wnioskujemy po tym co widzimy, co się dzieje zewnętrznego
temu nadajemy swoje znaczenia
a tak naprawdę, to jesteśmy zdani na łaskę udzielenia nam przez drugiego swojej prawdy
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez kasjopea » 8 wrz 2009, o 21:31

---------- 21:18 08.09.2009 ----------

Najlepiej jednak byloby wyrwac sobie serce !

---------- 21:19 ----------

i nie czuc i nie byc i nie kochać!

---------- 21:31 ----------

BISCUIT czytałam bardzo duzo Twoich postow i zawsze czuję wielki smutek :cry: musisz bardzo kochac ,tesknic... az mi żal ze nie potrafisz w jakis sposob wyplątac sie z tego a może nie chcesz?Piszesz tak pieknie i madrze ze czasami chce mi sie zwyczajnie plakac.Może powinnas napisac ksiazke.W ten sposob dalabys ujscie swoim emocjom uczuciom.Jak sadze nie możesz nawet otwarcie porozmawiac z nikim o swoim problemie i męczysz się z tym bardzo.Sorry ze pozwolilam sobie na opinie ale bardzo mnie porusza to co piszesz,Zyczę Ci wiele szczescia i spelnionej milości :kwiatek:
Avatar użytkownika
kasjopea
 
Posty: 673
Dołączył(a): 17 maja 2009, o 11:39

Postprzez biscuit » 8 wrz 2009, o 23:18

kasjopea, dziękuję za Twoje miłe słowa, pozdrawiam Cię serdecznie i zyczę wszystkiego dobrego

mniej Cię tutaj ostatnio, takie mam wrażenie
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez żałosna » 9 wrz 2009, o 10:12

Czasami myśle sobie że bez względu na to jak bardzo jakaś rzecz nas rani czasami odpuszczenie sobie jej boli jeszcze bardziej
Czy naprawdę trzeba dotknąć dna żeby podnieść się i móc iść dalej ?
Sama siebie nie rozumiem, nie wiem już co czuję bo miesza mi się to z tym co powinnam czuć , nie wiem czego chcę a to jest najgorsze.

Czasami bardziej martwię się o niego niż o siebie
Powiedział mi ostatnio że nie będzie mi już nic mówił , poprostu sama zobacze co zrobi i wtedy zdecyduję czy chce z nim byc czy nie.
Jestem głupia ale wierzę w ludzi , wierzę że ktoś sie może zmienić , wierzę w niego , wiem że chce być szczęśliwy. Wierzę w mojego ojca który sam nie wierzy że może być jeszcze szczęśliwy po tym jak rozwódł sie z mamą i wierze w nią że ocknie się w końcu z toksycznego związku w którym tkwi i będzie kiedyś szczęśliwa. Tak bardzo chciałabym tego, wtedy i ja uwierzyłabym w siebie. Ahh nie piszę już bo oczy mi się pocą ...

Pozdrawiam cieplutko
żałosna
 
Posty: 18
Dołączył(a): 2 wrz 2009, o 13:03

Postprzez kajunia » 9 wrz 2009, o 12:28

Tylko, czy wiesz co oznacza dla niego szczęście? Może na pierwszy rzut oka bycie z Tobą oznacza dla niego szczęście, ale czy po kilku miesiącach mu się nie odwidzi i nie zatęskni za żoną, albo za dzieckiem? Albo może szczęście to posiadanie wszystkiego na raz, jej dziecka i Ciebie? I zgodzisz się wtedy na ten układ, żeby go uszczęśliwić? Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez kasjopea » 9 wrz 2009, o 21:54

BISCUIT masz racje mniej mnie ostatnio , mam wiele problemow i zamiast sie nimi podzielic poprosic o wspracie nawet nie potrafie o tym pisac.Paradoks prawda ,bo przeciez forum jest takim wsparciem a ja zwyczajnie sie w sobie zamykam.Jednak kazdego wieczora siadam przed kompa i podczytuje Wasze posty :) i wzdycham i ycham poplacze i ide spac ze swoimi przemysleniami....Pozdrawiam
Avatar użytkownika
kasjopea
 
Posty: 673
Dołączył(a): 17 maja 2009, o 11:39

Poprzednia strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: irgiwidebu i 145 gości