Dziś zaczyna się 14 rok miłości mojego życia...
I takie mam różne refleksje...
Przede wszystkim czuje wdzięczność- do Niego, ze ze mna wytrzymuje (choć łatwe to nie jest, hi), że ode mnie wymaga, wierząc, że dam radę; że mnie "wypuszcza" pozwalając realizować siebie; że zawsze na mnie czeka, aż bedę gotowa, aż zrozumiem; że ciągle mu się podobam; ze ciągle mnie akceptuje;że mnie rozpieszcza; że jest po mojej stronie; że wyznacza granice.
Wdzięczność czuję tez do losu...
Czuję też wielki podziw dla niego: jego odwagi, stanowczości, stałości i pewności.
Jest też w tym malenka nutka niepewności: " czy będzie mnie jeszcze kochał w przyszlym roku". A może mi się to wszystko śni? W takim razie, obym się nigdy nie obudziła...
P.S. Ludzie! co ze mna zrobiliście?;))) ja nie jestem przesadnie wylewna, i nie specjalnie lubię wywlekać, to, co we mnie siedzi. A Wam po prostu bardzo chcę to powiedzieć. Wam wszystkim- tez wielkie dzięki...