Należę do tych osób, które uważają że chodzenie do psychologa świadczy o powaznych zaburzeniach psychicznych-i boję się, że inni się dowiedzą i będzie wstyd.
Pierwszym moim odruchem na temat tego zdania było lekkie oburzenie. Natomiast później przypomniałam sobie, że też się wstydziłam...
Ja myślę, że jeśli będziesz wstydzić się tego, że podjęłabyś terapię, to tak na prawdę wstydzisz się samej siebie, swojego życia i tego kim jesteś. Możesz mi nie wierzyć, ale akceptacja i pogodzenie się z pewnymi rzeczami, to klucz do wyleczenia się i nie chodzi tylko o psychologa...
Ja nauczyłam się akceptować to, że chodzę na terapię i to, że na nią chodzę to niczyja sprawa. Może sobie mówić co chce, ubliżać, wyśmiewać... Nie interesuje mnie to. Terapia jest dla mnie czymś dobrym a jesli ktoś nie rozumie jej znaczenia no cóż... życzę z drugiej strony, żeby jak najmniej ludzi doświadczyło przeżyć i uczuć, których doznają Ci, co uczestniczą w terapiach...
Teraz odopwiadam normalnie, gdy ktoś pyta ,,Gdzie Ty chodzisz tak często do tego lekarza?" Takie sytuacje były w pracy, kiedy moje życie było od niej totalnie uzależnione. Ja robiłam wszystko, by co tydzień być na spotkaniu. Odpowiadałam ,,Do psychologa" i szlam dalej robić swoje. Wiedziałam, że ich zamurowało, że nie wiedzieli co powiedzieć, ale spłynęło to po mnie, bo nic nikomu do tego, to moje osobiste sprawy...
A tak w ogóle to wszystko chyba przez moją mamę, dla której jestem dnem i zakałą rodziny i w kółko mi to powtarza. Jakies 3 minuty temu znowu przez nią ryczałam i teraz czuję się jak śmieć.
.
No dobrze. Nawet jeśli Twoja mama zatruwa Ci życie, to czy wyżywanie się na niej, obarczanie ją winą rozwiązuje jakiś Twój problem? Chyba nie... U wielu osób tutaj rodzice zawalili, pogmatwali nam życie, ale wierzysz w to, że zrobili to z pełną premedytacją? Ja nie, choć przyznam, są skrajne przypadki. Rodzice tak jak my są tylko ludźmi, mogą popełniać błędy, mogą sami nie radzić sobie ze sobą, odbijając sobie to na dzieciach, niekoniecznie celowo...
Mam na myśli to, że nawet jeśli mam Cię podcina, nie zyskasz kompletnie nic obarczając ją wyrzutrzutami, choć rozumiem Twój żal. Żeby się od tego uwolnić trzeba pracować nad sobą, żeby sobie z tym poradzić, lub dogadać w jakiś sposób.
Salome fajnie opisałaś
.
Moim skromnym zdaniem, jeśli chcesz sobie pomóc, to możesz jedynie chwycić się terapii. Doraźnie nie uleczysz tego, co trzeba przepracować...
Życzę odwagi i pozdrawiam