Ech ...faktycznie to forum ma cudowna moc. Czytam prawie codziennie i daja sile. Jesli chodzi o moj zwiazek to moja sytuacja wydaje sie byc beznadziejna ...poprostu jak ktoras tu stwierdzila moj facet okazal sie zwyklym dupkiem i najprawdopodobnie nie warto lez lac za takim zalosnym faciem. Ale jeszcze leje niestety bo czuje jakby mi ktos pol mozgu wyoral, nie widze niczego....nie przyjmuje faktow ech...
Chcialabym jednak zapytac sie was jesli macie takie doswiadczenia jak dlugo mozna tak zyc ja dopiero 2 miesiace no moze 3 choc moj facet twierdzi ze to trwa juz 2 lata / nasza degrengolada/ - .chodze do psychologa, ktory twierdzi ze rok to chyba minimum. Jak skrocic ten okres...czy wogole warto isc na skroty? Moje kolezanki proponuja mi odragowanie jego zdrady moja...ale ja nic nie czuje i choc wyje z bolu z powodu utraty bliskosci czuje sie tak jakbym wogole nie byla w stanie sie do nikogo zlizyc. Tak bardzo sie boje zranienia i odrzucenie ze boje sie ze nigdy nikomu nie zaufam. Czy wogole to pomaga ..rzucic sie w ramiona jakiegos kolejnego facia. Zreszta tych ramion nie ma ...i jakos nie wiem aczy wogole jest szansa na takowe /mam troche ponad 4o lat/ ..Boje sie ze to co mnie spotkalo - fatalne porzucenie zamieni sie w jakas traume czy uraz... Przez 20 lat wypieralam ze moga istniec jacys inni fajni faceci ...poza moim dupkiem kompletnym....lajdak cholerny ...niech go szczysci...
A moze lepiej wziac kota na zime i czerpac z niego troche energii ?
Wiem ze macie jakies fajne i szalone pomysly ....ale czy 40 letnia kobieta po przejsciach ma wogole szanse a jakis zwiazek? Jakos tego nie widze....zaraz sie znowu rozczule wiec zmykam w cien ...tak bardzo chcialabym ten bol przekuc w jakis pozytyw ... moze nie w diament... ale chociaz w krysztal...