przez wielkabogini » 20 wrz 2009, o 00:21
---------- 00:19 20.09.2009 ----------
Dziewczyny!
Byłam w takim związku pięć lat. I zdecydowałam się na ciążę. Piszę zdecydowałam się, bo ja doskonale wiedziałam, co robię. Okazało się jednak, że mój "biedny" były partner (nota bene doktor medycyny) nie wiedział. Dziewczyny, nie ma takiej rzeczy, która zmieni mężczyznę stosującego przemoc. Tylko kobieta może zmienić swoje życie i odejść.
Czuję sie po tym wszystkim uszkodzona, bo przeszłam prawdziwy koszmar. Koszmar bez bicia wprawdzie, ale straszliwy. Zostałam sama, bez pracy (w pracy przyznałam się do ciąży w 7. miesiącu i wtedy okazało się, że nie przedłużą mi umowy), bez mieszkania (mieszkałam w kamienicy do wyburzenia, a mojego mieszkania developer nie chciał oddać). Pamiętam, jak wtedy zapieprzałam (przepraszam za słowo, ale tego się nie da inaczej określić). Rano wstawałam o szóstej, wyprowadzałam psa, potem szłam do tej pracy. Z pracy prosto "na budowę" (czyli nielegalnie wykańczać własnymi rękami mieszkanie, którego developer nie chciał oddać, dzie kładłam gładzie i taszczyłam różne ciężary). Kończyłam o północy i wracałam do mieszkanka w zagrzybionej kamienicy, gdzie jeszcze do czwartej and ranem regadowałam ksiązki na zlecenie, bo trzeba było przecież zarobić na gładzie.
A "pan i władca" wracał i odchodził. Dorzucał mi do tego stres i awantury. Jednego dnia wracał, a drugiego mówił mi, że nie może ze mną być, bo mam - na przykład - otłuszczoną dupę (to usłyszałam w ósmym miesiącu ciąży).
Ale nastał poranek.
Mój były partner bawił się ze mną w kotka i myszkę jeszcze do chwili, gdy dziecko miało rok.
W końcu znalazłam psycholog, która mnie wyciągnęła. Wykończyłam mieszkanie, założyłam firmę, kupiłam sobie wymarzoną terenówkę pół-cabrio (kocham samochody, dziewczyny! kocham! Ubóstwiem dźwięk silnika! Może nawet grzebanie się w aucie!).
Mając świadomość, że kocham tego człowieka zaczęłam się odcinać. Długo to trwało, on ciągle próbował coś robić. Albo niby to chciał wrócić, albo wyzywał mnie od złodziejek i innych.
Pewnego słonecznego dnia odkryłam, że już go nie kocham.
I wiecie co?
(To zabrzmi nieskromnie).
Jestem z siebie dumna. Jestem piękną, kreatywną, inteligentną kobietą. Mam najwspanialsze dziecko świata i najcudowniejszego psa, jakiego Bóg stworzył. Mam swoją ukochaną terenówkę z dwuipółlitrowym dieslem. Mieszkanie w końcu wywalczyłam i jest naprawdę piękne. Teraz idę na kolejne studia (uwielabiam studiować, to u mnie też trochę jak nałóg). I jestem szczęśliwa. I już nigdy nikomu nie pozwolę udowadniać mi, że jestem chora psychicznie, bo nie jem mięsa, ani, że jestem nienormalna, bo nie jestem katoliczką, ani, ze mam autyzm, bo lubię mieć rzeczy na miejscu, ani, że mam otłuszczoną dupę w rozmiarze 36.
Nie wiem, czy jeszcze będę kochać. Ale chyba związek nie jest mi niezbędny do życia, choć - przyznam się - marzę skrycie o tym, żeby kupić skarpetki czy buty facetowi, który będzie dla mnie dobry.
Dziewczyny uciekajcie z toksycznych związków, gdzie pieprz rośnie!
Byle dalej i byle szybciej!
I walczcie o siebie.
Wybór jest zawsze taki "ja albo uczucie".
Wybierajcie siebie. Warto.
Pozdrawiam Was ciepło i trzymam kciuki za wszystkie tkwiące w czymś toksycznym.
---------- 00:21 ----------
Dziewczyny!
Byłam w takim związku pięć lat. I zdecydowałam się na ciążę. Piszę zdecydowałam się, bo ja doskonale wiedziałam, co robię. Okazało się jednak, że mój "biedny" były partner (nota bene doktor medycyny) nie wiedział. Dziewczyny, nie ma takiej rzeczy, która zmieni mężczyznę stosującego przemoc. Tylko kobieta może zmienić swoje życie i odejść.
Czuję sie po tym wszystkim uszkodzona, bo przeszłam prawdziwy koszmar. Koszmar bez bicia wprawdzie, ale straszliwy. Zostałam sama, bez pracy (w pracy przyznałam się do ciąży w 7. miesiącu i wtedy okazało się, że nie przedłużą mi umowy), bez mieszkania (mieszkałam w kamienicy do wyburzenia, a mojego mieszkania developer nie chciał oddać). Pamiętam, jak wtedy zapieprzałam (przepraszam za słowo, ale tego się nie da inaczej określić). Rano wstawałam o szóstej, wyprowadzałam psa, potem szłam do tej pracy. Z pracy prosto "na budowę" (czyli nielegalnie wykańczać własnymi rękami mieszkanie, którego developer nie chciał oddać, dzie kładłam gładzie i taszczyłam różne ciężary). Kończyłam o północy i wracałam do mieszkanka w zagrzybionej kamienicy, gdzie jeszcze do czwartej and ranem regadowałam ksiązki na zlecenie, bo trzeba było przecież zarobić na gładzie.
A "pan i władca" wracał i odchodził. Dorzucał mi do tego stres i awantury. Jednego dnia wracał, a drugiego mówił mi, że nie może ze mną być, bo mam - na przykład - otłuszczoną dupę (to usłyszałam w ósmym miesiącu ciąży).
Ale nastał poranek.
Mój były partner bawił się ze mną w kotka i myszkę jeszcze do chwili, gdy dziecko miało rok.
W końcu znalazłam psycholog, która mnie wyciągnęła. Wykończyłam mieszkanie, założyłam firmę, kupiłam sobie wymarzoną terenówkę pół-cabrio (kocham samochody, dziewczyny! kocham! Ubóstwiem dźwięk silnika! Może nawet grzebanie się w aucie!).
Mając świadomość, że kocham tego człowieka zaczęłam się odcinać. Długo to trwało, on ciągle próbował coś robić. Albo niby to chciał wrócić, albo wyzywał mnie od złodziejek i innych.
Pewnego słonecznego dnia odkryłam, że już go nie kocham.
I wiecie co?
(To zabrzmi nieskromnie).
Jestem z siebie dumna. Jestem piękną, kreatywną, inteligentną kobietą. Mam najwspanialsze dziecko świata i najcudowniejszego psa, jakiego Bóg stworzył. Mam swoją ukochaną terenówkę z dwuipółlitrowym dieslem. Mieszkanie w końcu wywalczyłam i jest naprawdę piękne. Teraz idę na kolejne studia (uwielabiam studiować, to u mnie też trochę jak nałóg). I jestem szczęśliwa. I już nigdy nikomu nie pozwolę udowadniać mi, że jestem chora psychicznie, bo nie jem mięsa, ani, że jestem nienormalna, bo nie jestem katoliczką, ani, ze mam autyzm, bo lubię mieć rzeczy na miejscu, ani, że mam otłuszczoną dupę w rozmiarze 36.
Nie wiem, czy jeszcze będę kochać. Ale chyba związek nie jest mi niezbędny do życia, choć - przyznam się - marzę skrycie o tym, żeby kupić skarpetki czy buty facetowi, który będzie dla mnie dobry.
Dziewczyny uciekajcie z toksycznych związków, gdzie pieprz rośnie!
Byle dalej i byle szybciej!
I walczcie o siebie.
Wybór jest zawsze taki "ja albo uczucie".
Wybierajcie siebie. Warto.
Pozdrawiam Was ciepło i trzymam kciuki za wszystkie tkwiące w czymś toksycznym.