---------- 19:25 26.08.2009 ----------
...
S.O.S
nie bede klamac
nie jest wesolo
... jestem sama...
tzn czuje sie sama, choc fizycznie sama nie jestem
...chodzi o to ze po 4 latach zwiazku... czuje ze stoje w martwym punkcie... i nie poznaje tego z ktorym jestem...
i czuje ze on juz mnie nie kocha
nie chce wydawac sie smieszna i nie chce zeby moj klopot byl glupi, smieszny blachy i tak powszechny...potrzebuje pomocy...
...
zawsze wiedzialam jakiej chcialam milosci, jakiego chcialam zwiazku...
nie facet byl wazny, ale to jaka sie przy nim czulam...
od poczatku wiazalam sie z nieodpowiednimi: oszustami i uzaleznionymi od narkotykow... slepo zakochana i wierzaca, ze oni tez mnie kochaja, trwalam przy nich...
ehh bledy mlodosci, z ktorych wiele wynioslam...ale moze wciaz niewystarczajaco...
On okazal sie idealny.dal mi to czego potrzebowalam.
poznalismy sie 4 lata temu... nie bylo zadnych romantycznych okolicznosci heh... ot , poprostu, byl milym bratem kolezanki...
nie szukalam milosci-a moze zawsze jej szukalm, nawet nieswiadomie...
w kazdym razie zaprzyjaznilismy sie, spedzalismy razem kazdy dzien, troche zabawy, niewinny flirt...ohh no... poczatek kazdego zwiazku sklada sie z tych samych elementow, wiec nie bede sie nad tym rozpisywac ...
w kazdym razie bylo pieknie, moze nie idealnie ale bylo pieknie, zakochalismy sie w sobie ... czas mijal powolutku... on dostal wezwanie do wojska...
bylo to dla nas straszna tragedia ale tez czyms co nas umocnilo -przynjamniej na temten czas...
w czasie sluzby cierpielismy razem, zdala od siebie... romantycznie
szalony z milosci, poprosil mnie o reke, na jednej z przepustek:) zareczyny byly i sa nadal oficjalne...
po wojsku, z racji tego ze nie jestesmy szlachetnie urodzeni heh emigrowalismy do krainy wiecznych deszczy- irlandii, w ktorej wciaz jestesmy...
dzialo sie wiele, jak to na emigracji, znow zblizylo nas do siebie to, ze bylismy zdala od domu, zdala od bliskich, zdani wylacznie na siebie...
tu tez nie bede sie rozpisywac, bo nie widze potrzeby heh
istotne jest to, ze razem mieszkalismy ... i wtedy na prawde zaczelismy sie nawzajem poznawac ... powoli zaczynaly wychodzic nasze wady i zle przyzwyczajenia...
myslalam, ze pieknejst to, ze mimo iz tak wiele o sobie nawzajem wiemy, chcemy nadal byc ze soba...
nie wiem kiedy zaczelo sie wszystko psuc...
chyba wlasnie w ten pierwszy rok razem, zdala od rodziny...
...kiedy On wzial nasz los w swoje rece i zaczal rozmyslac nad tym jak zapewnic nam lepsza przyszlosc... kiedy zaczal obmyslac sposoby co zrobic zeby szybko wrocic do polski i nie martwic sie o to co wlozymy do garnka...
wtedy zaczelam go podziwac jeszcze bardziej, jeszcze bardziej kochac i szanowac; stal sie tak bardzo silny i samodzielny, tak bardzo wytrwaly i zaradny, tak bardzo zalezalo mu na naszym szczesciu... planowalismy slub, rodzine...
... z czasem zaczelo mu to przeslaniac caly swiat ... i mnie...
poswiecal caly czas na myslenie,zapominjac o terazniejszosci...
dzialo sie to powolutku ale skutecznie...
czulam sie samotna... znowu...tak jak kiedys z nieodpowiednimi facetami... ale tym razem bylo jakos inaczej, bo przeciez on mi dal wszytsko czego chialam, planowal nasza przyszklosc...
o ile latwo mi bylo skonczyc poprzednie zwiazki-gdzie nikt nic dla mnie nie zrobil- tym razem nie wiedzialam co mam zrobic...
...mimo ze czulam sie samotna czulam, ze to jest cena tego zeby w przyszlosci byc szczesliwa...
masakra.poplatane to troche.
czekalam cierpliwie na to zeby na mnie spojrzal... nie chcialam przeszkadzac bo wiedzialam, ze to co robi- robi dla nas..
...wtedy zamieszkal z nami X, z racji tego ze dzielilismy mieszkanie na kilka osob(jak to bywa na emigracji)...
a wiec, bylam samotna a x mnie zabawial, rozsmieszal... czulam sie dla niego wazna, poswiecal mi czas; zaprzyjaznilismy sie:) bylo milo:) nie bylam sama:)
ale im blizej bylam z X, tym dalej bylam od Niego...
trwalo to dluugi czas... miedzy mna a Nim nic sie nie dzialo...On wciaz zajety, ja odrzucona przez Niego... przestalismy rozmawiac ze soba...
...pozostalo tylko bycie obok. to jest straszne.
po pewnym czasie sprawy z X wymknely mi sie spod kontroli i zaczelma sie w nim zakochiwac... a moze poprostu tak mi sie wydawalo...
w kazdym razie... zdradzilam Go... nie czulam sie kochana przez Niego i mysllama ze X mnie kocha...az glupio mi o tym pisac...
minelo pol roku polecielismy z Nim do polski. (nie wiedzialze spotykam sie potajemnie z X. ) X mial na mnie czekac.
w polsce milam podjac decyzje z korym chce byc heh- taki byl uklad miedzy mna a X- musialam sie zaczac zachowywac fair...albo On albo X.
w polsce, z racji tego ze On nie mial juz swojego absorbujacego zajecia, zaczal poswiecac mi swoj czas; widzial ze cos jest nie tak; ze jest zle miedzy nami. plakal.
powiedzialam mu wszytsko.
powiedzialam ze od niego odchodze, ze nie czuje ze mnie kocha, ze jestem obok niego a nie z nim.
zalamal sie a ja poczulam, ze zadalam prawie smiertelny cios jedynej osobie ktora tak na prawde kochalam... zaczely wracac wspomnienia.
nie chcial mnie stracic.walczyl. przepraszal.mowil ze uswiadomil sobie swoj blad, ze juz tak nie zrobi. plakal. duzo plakalismy.
duzo rozmawialmsy. czulam ze znowu jestem z nim.
obwinial sie za to co sie stalo,ale uzgodnilismy ze wina lezy po srodku...
zaczelam postrzegac x inaczej. zrozumialam ze mna manipulowal.byl starszy i wyrachowany. bylam tylko jego zabawka.
z reszta po powrocie do irlandii, kiedy juz podjelam decyje ze zostaje z Nim i chce zeby x sie wyprowadzil, x przyznal ze nie byl we mnie nigdy zakochany, nigy wiazal ze mna planow na przyszosc... heh... klapki spadly mi z oczu. poczulam sie oszukana wykorzystana naiwna glupia bezbronna.
nie bede tego opisywac bo nie o to chodzi...
znowu z Nim i szczesliwa. zaczelismy wszystsko od poczatku.
nie bylo latwo, bylo strasznie.potwornie.zrozumieja tylko ci ktorzy zetkneli sie ze zdrada.
wspomnienia wracaly codzien. myslalam ze nigdy nie bedziemy w stanie zapomniec. ze On nie bedzie w stanie wybaczyc i zaufac mi na nowo.
obwinial siebie. staral sie o mnie.pilnowal mnie.byl zazdrosny. podobalo mi sie. chcialam czegos takiego.bylam szczesliwa.
minely 3 lata.
o tamtej historii nie mowimy czesto, no bo po co... jesli juz mowiimy to on zapewnia ze mnie kocha...ze mnie nie zostawi,ze ruzmie dlaczego postapilam tak a nie inaczej.
w jegozachwaniu i w tym ze mi wybaczyl jest cos potwornego i cos pieknego.
to niezwykle, ze to przetrwalismy.
kolejna rzecz ktora miala nas umocnic... no bo czy jest cos gorszegodla zwioazku niz zdrada? a jesli my pokonalismy zdrade-to pokonamy juz wszytsko.
powtarzalismy to sobie czesto.
tak wiele sie zmienilo.boze.
on znowu jest zapatrzony w przyszlosc.w plany.zarabia pieniadze.duze pieniadze.procz tego ze pracujemy razem on ma dodatkowa prace w domu.
i zapomina o mnie.
nie jestesmy razem.
czuje sie strasznie. znowu nie gadamy ze soba.
a jesli juz gadamy to nie na ten temat.
oh a nawet jesli gadamy o nas, On wciaz powtarza, ze to ja sie dla niego nie staram,ze on zarabia dla nas pieniadzei ze ja tez poiwnnam sie czyms zajac...
powtarza ze chcialby zebym byla inna, zebym inaczej wygladala, inaczej sie ubierla, inaczej sie malowla, zebym byla bardziej samodzielna, zebym zdawala prawo jazdy;
chce zebym miala wysoka samoocene-to jest zadanie dla mnie, bo on lubi dziewczyny ktore znaja swoja wartosc...
wszytsko mu we mnie przeszkadza; to ze nie umiem plywac;to ze nie mam butow na szpilce, to ze nie mam dlugich blond wlosow; ze nie robie mu loda co godzine. qrwa mac.
on ma problemy.nie wiem skad sie wziely. nie wiem kiedy sie zaczely.nie wiem co zrobic.
bliskosc ze mna rozumie jakos seks.
uwaza ze za wszytsko odpowiedzialna jest za mala dawka seksu- bo on chce wiecej, niz mu daje.qrwa.
w chwilach oglada pornosy. ukrywa sie z tym i klamie ze tego nie robi. heh.
zartujemy na ten temat ale to przestaje byc smieszne.
wiem, ze nie kochamy sie codzinenie; dla niego raz na tydzien to za malo. heh.
mowie srednio raz na tydzien, bo bywa ze np4 razy heh...
... ja nie umiem mu sie oddac jesli on nie da mi czulosci.
jest mily kiedy chce seksu.
tak to ostatnio postrzegam.
moze przesadzam. nie wiem.
...mowi, ze wina za nasze klopoty w zwiazku jest za malo seksu i moje zachwanie-ze nie moge sprostac jego wymaganiom...
mowi, ze ma za wiele spraw na glowie i ze nie moze sie zrelaksowac... jedynie seks go zrelaksuje a ja daje mu go za malo, wiec teoretycznie ja jestem winna wszystkiemu...
potrafi nie rozmawiac ze mna caly dzien a wieczorem zaproponowac seks. ja odmawiam a on czyje sie odrzucony.
tlumacze mu, ze chce czegos wiecej od niego... to zaczyna mnie glaskac... qrwa...
ja nie czuje jego milosci a on mysli ze mnie poglaska i mu sie oddam...
nie jest debilem. ani brutalem.
nie jest samolubny w lozku tzn moze nie do konca. zawsze licze sie dla aniego ja. tzn liczy sie zebym miala orgazm... nie zmieniamy technik ...orgazm osiagam tylko przez penetracje(mimo ze mam tez inne potrzeby)...
qrwa... ja kupilam ksiazki o sztuce kochania, o roznych formach piszczot... dla siebie i dla niego. przeczytalam i stosuje, on nie przeczytal ani jednej.
oglada pornosy i chce zebym byla jak porno gwiazda-bo jemu tego brakuje.
ale tylko czasem o tym mowi-wtedy kiedy sobie o mnie przypomni.
zawsze powtarza ze brakuje mu seksu.
nigdy nie pomysli o tym ze mi tez brakuje roznych rzeczy.a moze mysli.nie wiem.nie mma pojecia o czym on mysli.
zmeinil sie. nie wiem co sie stalo. i kiedy.
ja nie jestem brzydka, ani gruba, nie smierdze, qrwa, przy nim nawet nie przeklinam, nie mam nalogow.dbam o siebie.dla niego jestem na diecie-bo oczyiscie fajnie by bylo bylo gdybym schudla...
czytam ksiazki,rysuje,lubie rozmaiwac z ludzmi...
uzywam kosmetykow ale jestem delikatna. naturalna. tez bez przesady.
czasem ubieram sie jak porno gwiazda. specjalnie dla niego.mam sztuczne rozowe wlosy,szpilki, krotkie spodniczki, mnostwo seksownych strojow, wyuzdana bielizne, umiem taka byc.czasem.lubie wariowac. ale nie bede taka codziennie.nie chce udawac . nie bede kims kim nie jestem.
kiedy mu przeszkadzam w pracy- jest zly, bo ja nie mam przeciez prawa mu przeszkadzac, bo on pracuje dla nas, zeby nam bylo lepiej... bo on caly czas patrzy w przyszlosci; denerwuje go to, ze ja stoje w miejscu i patrze na niego...zamiast tez patrzec w przyszlosc...
bzdura.
zawsze lubilam dzieci.zawsze marzylam o pieknym slubie.teraz o tym nie marze. boje sie o tym myslec.boje sie, ze gdybym byla w ciazy...on bylby ze mna tylko ze wzgledu na wyrzuty sumienia, ale bez milosci...ze obwinial by mnie za to nieszczescie jakim jest dziecko...
czasem siedze obok. i nic nie mowie. nie mam sily; siedze i czekam na cud.ale on nie nadchodzi. On mnie nie widzi. mowi ze mnie kocha.ale tak chyba nie jest.
dla mnie milosc jest bezwarunkowa, bo kocha sie osobe taka jaka jest, pomimo wszystkiego, jest przy niej i dla niej i z nia.
ja go nie czuje, nie czuje ze jest przy mnie.widze go ale go nie czuje.
on nie akceptuje mnie takiej jaka jestem, a ja sie nie zminilam.
czekam az on tez powroci... i trwam...
On powtarza, ze nie ma o czym ze mna gadac; kaze mi sie czyms zajac-bo on nie ma dla mnie czasu.
no a jesli juz ma czas to ogladamy tv albo sie seximy. i koniec bliskosci.
zaczelam go sluchac. ja zajmuje sie soba, ide do pokoju i cos tam sobie porabiam.
nic sie nie zmienia. nie jest mi latwiej. coraz czesciej wydaje mi sie, ze sie od siebie oddalamy.
coraz czesciej czuje sie samotna.
tydzien temu zachorowalam.mam grype.nie swinska ale zawsze- grype heh.
chcialam isc do lekarza.nakrzyczal na mnie. kazal isc do pracy i powiedzial, ze mam sie nie mazac bo moj organizm sam powinien sobie z tym poradzic.
poszlam do pracy.
heh ale organizm sobie nie poradzil.
poszlam do lekarza. dal mi antybiotyk i kilka dni wolnego.
mielismy klotnie. kolejna. o to, ze on mnie chce zmieniac; ze nie moze zaakceptowac faktu; ze moj system odpornosciowy nie jest tak niezawodny jak jego-ze jestm chora i nie wylecze sie sama.
w nocy sie opamietal.poplakal sie.przeprosil.
powiedzial, ze nie rozumie dlaczego wciaz z nim jestem skoro on jest dla mnie taki straszny.
On juz sam siebie nie rozumie.
przeprosil, ze chcial mnie zmienic.
powiedzial, ze nie wie co sie z nim dzieje.
kiedy go uspokoilam i powiedzialam, ze go nadal kocham bez wzgledu na wszystko...powiedzial, ze jestem wspaniala...
a potem zapytal czy mogla bym dla niego nauczyc sie plywac heh...
od tamtego dnia nic sie nie zmienilo. a myslalam,ze sie zmieni.
on nie ma dla mnie czasu...
moze to dlatego, ze nie ma tez czasu dla siebie.
odkad pracujemy na te same zmiany i w tym samym miejscu pracy On nie ma chwili sam dla siebie... heh tzn ... nie ma chwili zeby byc sam w domu... a jesli ma, to oglada pornosy ...
mimo tego, ze razem pracujemy, nie widujemy sie w pracy, tylko na przerwie, a potem w domu. ale nie gadamy. ogladamy tv.
martwie sie. jest tyle rzeczy o ktore sie martwie.
czuje sie sama. niekochana.
nie mam z kim porozmawiac.
jestem sama.
pomocy
zawsze lubialam pomagac znajomym w rozwiazywaniu problemow w zwiazku, lubilam analizowac...
nas tez analizuje ale nie potrafie nic wymyslic...
nie potrafie wejsc do jego glowy...
jest zamkniety w swoim swiecie.szczelnie.
banka pekla 2 dni temu-wtedy kiedy sie poplakal-i szybko zamknela sie znowu...
masakra...
On nie jest potworem i nigdy tak nie myslalam, ale tez go nie usprawiedliwiam, bo glupia tez nie jestem.
czesto sie klocimy.
ja tez mam swoje zdanie i go bronie.
na prawde wierzylam ze po tamtej nocy cos sie zmieni... ze on sie zmieni...
a on tylko powtarza ze kiedy wrocimy do polski bedzie pieknie-zupelnie jakby polska byla kraina czarow...
ja w to nie wierze.
jesli tutaj nie umiemy siebie naprawic na pewno zmiana kraju nam w tym nie pomoze...
...
caly czas tylko mysle o tym...
caly czas...
i sie smuce...
boje sie wlasnie tego ze on sie zamknal... nie tylko na mnie ale tez na innych...
nie interesuje go nikt i nic-poza jego praca itp.
mowi ze jest tak wyczerpany, ze kiedy tylko ma czas dla siebie- czuje ze musi wlaczyc TV albo gre na kompie-zeby sie wylaczyc i zeby glowa mu odpoczela...
zauwaza we mnie tylko wady, na wszytsko sie wkurza...
kiedys mowil mi ze jestem slodka...
nie pamietam kiedy mi to powiedzial ostatnim razem...
ja juz chyba poprostu nie wierze, ze jakiekolwiek z naszych planow sie kiedykowiek spelnia heh...
czuje ze On zaczyna mnie nienawidzic...
...poiwedzial ze boi sie sam siebiebie sprawe z tego ze bylby w stanie mnie zdradzic-ot tak- bo brakuje mu seksu...
ja juz nie wiem co robic...
kiedys byl czuly, lubil eksperymenty w lozku, robil mi niespodzianki... robil romantyczne wieczorki przy swiecach... byl przy tym taki zabawny i slodki...
...teraz na wszystko szkoda mu pieniedzy...
nie poznaje go...
gdzie jest ten chlopak ktory jechal do mnie z drugiego kranca polski, przez cala noc, z wojska, zeby mnie zobaczyc...
...gdzie ten zakochany i szalony...
zrobil sie zamkniety w sobie, powazny, prawie nie kontaktuje ze swiatem...
dba o siebie... ale nie o mnie...
a kiedys bylam dla niego calym swiatem...
czuje ze zawiadlam...
w pewnym momencie- nie wiem nawet gdzie i kiedy...ale zawiodlam...
mozliwe zeby tu chodzilo i cala historie z X?ze on ma to schowane gdzies w glebi siebie, ze to przez ta jedna rzecz tak bardzo sie zamyka?
-chyba nie, przeciez bylo tak pieknie, bylo cudnie, dalismy sobie druga szanse...mielismy wytrzymac wszystko...
a ja teraz czuje ze wszystko sie wali a ja nie wiem nawet w ktorym miejscu zaczac to naprawiac...
...
zawsze wiedzialam ze stan euforii, ktory towarzyszy nam na poczatku zwiazku, nie bedzie trwal wiecznie... ale zawsze myslalam ze kluczem do trwaniu we wspolnym szczesciu jest wzajemne zrozumienie, przyjazn cholera i mnostwo innych rzeczy ;(... ale do tego trzeba rozmowy... a my juz nawet tego nie umiemy...
pomocy
---------- 19:53 ----------
nie wiem czy sensowne bylo pisanie o tej zdradzie ... nie wiem czy to ma jakikolwiek wplyw na obecna sytuacje...
...cieszyla bym sie gdyby ktokolwiek cos odpisal, bo juz niw eim co robic...
On jest w pracy. wroci w nocy. leze w lozku, z grypa.
...
nie patrzccie na mnie z gory... nie potepiajcie za przeszlosc...
nie mam nastu lat
wynioslam wiele z tego co bylo
prosze tylko o jakas wskazowke ehh
musze z Nim porozmawiac...