Witam.... Na www.psychotekst.pl trafilam juz jakis czas temu tylko nigdy nie mialam powodu zeby zalogowac sie i aktywnie uczestniczyc. moze na poczatek kilka słow o sobie to moze latwiej bedzie mnie zrozumiec. Chociaz tak naprawde nie wiem czy jestem osoba która mozna zrozumiec. Do jakiegos czasu moje zycie toczyl sie calkiem normalnie, wszystko bylo w jak najlepszym porzadku. dokladnie rok temu postanowilam rozstac sie z partnerem z ktorym bylam 6 lat, byla to tylko moja decyzja z która nikt sie nie zgadzal, a po pewnym czasie myslalam ze wszyscy tylko nie ja maja racje. bardzo ciezko bylo mi sie pozbierac, bo 6 lat to przyzwyczajenie pewne nawyki i swiadomosc ze ktos jest ( tylko teraz wiem ze tak naprawde go nie bylo). Bylam z siebie dumna bo ualo mi sie, zaczelam zyc normalnie i nie myslalam o tym co bylo kiedys. Tak naprawde pomoglo mi to ze moglam pomagac innym i nie myslec o swoich problemach. Problemy innych staly sie dla mnie najwazniejsze i zajmowaly mi caly czas. W pewnym momencie stanol na mojej drodze czlowiek ktorego pokochalam bezgranicznie, jest calym moim zyciem. Jest specyficznym czlowiekiem i jemu tak jak i mi bylo na poczatku trudno ale udalo sie i teraz juz wierze w to ze bedziemy zawsze ze soba, ufam mu bezgranicznie i wiem ze uzaleznilam sie od niego. Zawsze bylam osoba ktora musiala radzic sobie sama, i dobrze mi to wychodzilo. Wiedzialam ze nie moge na nikim polegac, sama musialam dbac o swoje zycie. Teraz to sie zmienilo, teraz w kazdej chwili i sytuacji mam na kim polegac i chyba tu jest moj problem. Od 2 lat jestsm osoba bezrobotna, studjuje zaocznie pedagogike specjalna. 3 tygodnie temu mialam szanse na wymarzona prace, aby zapoznac sie z moimi przyszlymi obowiazkami musialam miesiac pracowach jako wolontariusz. Pracowalam jako opiekun w osrodku socjoterapi dla osob uzaleznionych. Dawalam z siebie wszystko, nigdy w zyciu nie staralam sie tak jak o ta prace. W pewnym momencie moj przyszly pracodawca oznajmil ze nie ma pieniedzy na to zebym mogla tam pracowac, i przeprosil ze zajol mi tyle mojego czasu. I zaczelo sie moje osobiste pieklo. Miesiac przebywania z ludzmi, poznawanie ich problemow, pomaganie im zycie z nimi kilkanascie godzin dziennie, uczestniczenie w ich zyciu a co dla mnie bylo najwazniejsze czulam ze jestem im potrzebna, mowili to i okazywali. Nagle urwalo sie to wsztystko siedzenie w domu, patrzenie w sciane albo w sufit. Nigdy nie bylam osoba ktora sie poddaje latwo zawsze walczylam o to co chcialam, tylko teraz nie mam sily. Doszlo do tego ze zamknelam sie w pokoju, a osoba ktora bardzo kocham nie potrafi mi pomoc i wiem ze to go bardzo przygnebia. Nie bylo by to nic wielkiego gdybym byla sama bo zamknelabym sie w pokoju i ni epokazywala ludzia ale tym ze mam taki humor i niechec do czegokolwiek ranie ukochanego. On widzi mnie i zalamuje sie ze nie moze mi pomoc. Doszlo do tego ze zaczelismy na sile przy sobie sie usmiechac zeby ta druga osoba nie widziala smutku. tylko oboje wiemy ze te usmiechy sa po to zeby nie bylo widac tego co czujemy. wiem ze jedynym rozwiazaniem jest to zebym znalazla sobie prace i zajela sie czyms co da mi radosc i poczucie ze jestem potrzebna, ale to nie tak latwo bo moj humor nie pozwala mi na to zeby wstac. Chcialam robic cos dla niego zeby widzia ze sie nie poddaje ale juz i na to nie mam sil. Wiem ze takich osob jak ja bezrobotnych jest miliony ale ja juz nie mam sily walczc, szukac.
nie wiem czy to dobry pomysl pisac o tym i nie wiem nawet czy ktokolwiek mnie zrozumie. zawsze to ja bylam osoba ktora pomaga,doradza czy wysluchala ale niestety przyjaciol mam wtedy jak oni potrzebuja pomocy a jak ja potrzebuja to wszyscy sa zajeci.
nie wiem czy mnie ktokolwiek rozumie i nie wiem tak naprawde czego oczekuje, napisalam to co czuje. moze jest ktos kto mnie zrozumie.
Pozdrawiam !
ps. zaluje ze nie jestem ta silna osoba, ktora kiedys bylam, boje sie ze kazdy nastepny problem bedzie mnie jeszcze bardziej oslabial.