Jak uwolnić się z toksycznego związku? :(

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez Maui » 12 sie 2009, o 10:47

Nie wykluczam tego, Jaga. Niestety teraz wiem, że pojawienie się na horyzoncie innej osoby wcale nie wiązała się z moim całkowitym wyjściem z tego uzależnienia. Mam wrażenie, że balansuję między totalnym uzaleznieniem od niego a jakąś tam swobodą. Jak taka sinusoida. Już byłam wręcz pewna, że mnie nie ruszy nic z jego strony. A ruszyło pierwsze w naszej relacji wyznanie miłości z jego strony powiedziane osobiście. I chyba własnie te słowa spowodowały, że już niczego nie jestem pewna. Ale masz rację - obawiam się, że podświadomie tego właśnie chciałam, w końcu zawsze marzyłam o tym, żeby on mnie pokochał. I mimo że wiem, że on wcale mnie nie kocha, że to tylko gra, to mam wrażenie, że znowu znalazłam się w punkcie wyjścia. Mimo że go olewam, to znowu zaczyna boleć. A gdy patrzę się na tego obecnego...to nie wiem czy się cieszyć, że los mi zesłał kogoś kto naprawdę o mnie dba i mu zależy na mnie (przynajmniej póki co) czy płakać, że nie umiem się tak samo jak on zaangażować. Chyba się rozpędziłam. Ale chyba też miałam kolejną nadzieję, że inny facet mnie wyrwie z tamtego błędnego koła. I znowu przejechałam się na swojej naiwności.

Brakuje mi bardzo terapii. Już nie mogę się doczekać jak od września na nią wrócę. Mam tyle do opowiedzenia swojej terapeutce. Ale tyle złamałam swoich postanowień, że aż mi wstyd. Np. to, że nie będę z nikim się spotykała dopóki nie ułożę sobie życia. Uświadomiłam też sobie, że to strasznie egoistyczne z mojej strony, że traktuję facetów jak "narzędzia" do leczenia moich lęków, np. przed samotnością,porzuceniem i kompleksów. I coś jeszcze przemknęło mi przez głowę. Że nie potrafię być sama, bez jakiegokolwiek związku. Od jakichś 3 lat nie mam żadnej przerwy w związkach. Z jednego zawsze wskakiwałam w drugi. Przynajmniej emocjonalnie. Czasem nawet próbowałam ciągnąć kilka srok za ogon. 2 razy zdarzyło mi się zdradzić. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że to jest coś karygodnego, ale - co najbardziej mnie przeraża i czego się wstydzę - nie mam wyrzutów sumienia o to. Mimo że wiem, że to było coś złego, to nie odczuwam tego. Tymbardziej, że obydwie zdrady odbyły się z moją pełną świadomością, że właśnie zdradzam. Nie chcę takiego chłodu i podejścia w sobie :( Gdy sobie to przypomnę, to czuję się jak jakaś wyrachowana, zimna s*ka. Czuję się jakbym czasem sama pchała się w ramiona facetów. Mimo że tylko z jednym do tej pory spałam, mimo że czasem staram się nie okazywać ogromu swojego przywiązania, to ono jednak jest. Uświadomiłam też sobie, że na każdego faceta, którego poznaję od razu zaczynam patrzeć w kategoriach "czy mogłabym z nim być?" albo co gorsza "jak mogę zwrócić jego uwagę?". Mimo że w zachowaniu nie jestem raczej natrętna, to tak właśnie się czuję. Że kiedy wymknie mi się spod kontroli takie myślenie to zacznę się zachowywać jak jakieś zwierzę... To mnie przeraża.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Jaga » 12 sie 2009, o 12:03

Wiesz, ja mam bardzo podobnie z tym wskakiwaniem w kolejne związki. W niektorych momentach to wręcz czułam, jakbym o sobie czytała. Też mogę powiedzieć, że nie potrafię być sama, że... kolejnych facetów traktowałam jak lekarstwo na wczesniej doznane cierpienia miłosne, na moje stare strachy, do każdego przywiązywałam się szybko, zazwyczaj też wybierałam takich, którzy wręcz "gwarantowali" mi relację toksyczną, nie potrafiłam zbudować prawdziwej bliskości... Również zdarzały się zdrady z mojej strony... W większości przypadków nie miałam wyrzutów sumienia i.... wstydzę się tego bardzo!!! Teraz spotykam się z kimś kto jest inny niż wszyscy moi dotychczasowi faceci, bo jest normalny, zrównoważony, naprawdę mu na mnie zależy i widzę, że on chce budować ze mną coś poważnego, trwalszego... Nasza znajomość się rozwija, zbliżamy się do siebie... a ja w miarę upływu czasu coraz bardziej się boję. Choć ciągle jeszcze zachowuję spokój, choć czuję się w tej znajomości dobrze, on nie wywołuje we mnie takich ekstremalnych emocji jak moi byli(może właśnie takich "jazd" różnego rodzaju mi brak?), to i tak łapię sie na tym, że chciałabym zwiać, po prostu wziąć nogi za pas i uciekać ze strachu przed byciem z nim blisko, odkryciem się przed nim... Wygląda na to, że do tej pory tylko od "chorych" facetów wiać nie umiałam, z nimi wiązałam się przeraźliwie mocno, aż do utraty tchu... Normalni mężczyźni oferujący mi dobry dla mnie związek przerażali mnie tak bardzo, że wiałam ile się dało... Teraz jednak jestem już świadoma swoich problemów i powolutku posuwam się dalej w odkrywaniu istoty swoich lęków. Teraz już dość dobrze rozumiem swój wyuczony schemat działania w relacjach z mężczyznami. Wcześniej nie miałam pojęcia dlaczego działałam jak działałam i dlaczego to zawsze kończyło się dla mnie tak tragicznie... Uświadomienie sobie swoich problemów i ich rozmiarów, to podstawa wyjścia z nich - a my obie już to osiągnęłyśmy, więc teraz przed nami dalsza praca nad sobą... U mnie obecnie jest tylko taka różnica, że ja nie mam już żadnego kontaktu z moim byłym, choć on jeszcze kilkakrotnie w ostatnim czasie podejmował próby kontaktu. Nie dałam mu się jednak zwieść, choć może wcale nie aż tak dużo potrzeba by było, żeby mnie w to znów wkręcić. Jednak potrafiłam się obronić i kontakt uciąć. Czasami myślę o nim, czasami nawet przemknie mi przez myśl taki pomysł o spotkaniu z nim, wysłaniu mu maila, potem przechodzi. Już wiem i rozumiem dokładnie, że to nie jest mi potrzebne, że to nie byłoby dla mnie dobre... Tego się trzymam, choć nie zawsze jest to takie łatwe.
Ciebie też zachęcałabym do takiego własnie myślenia w kategoriach tego co jest Ci potrzebne teraz, co jest dla Ciebie dobre a co nie. Zastanawiaj się nad tym i zwalniaj zawsze wtedy, kiedy pojawiają się duże emocje. Dawaj sobie czas na poznanie co się za tymi emocjami kryje. Nie daj się z powrotem wmanewrować w tą niebezpieczną grę. Wydaje mi się, że to może bardzo łatwo w Twoim przypadku nastąpić, dlatego że często masz z nim kontakt. Bardzo dobrze wiem, przez co teraz przechodzisz. Wiele razy to przerabiałam. Wiem też jak łatwo tacy faceci mogą nas skusić, jak szybko potrafia oczarować. Potrafię sobie wyobrazić, że to co istniało między Wami wciąż jest tak silne, że Cię pociąga, że masz ochotę znów spróbować... Może własnie po to "potrzebowałaś" nowej znajomości, żeby móc zobaczyć jak Twój były porażony zazdrością zacznie "walczyć" o Ciebie? Ale Ty już wiesz do czego to Cię może doprowadzić, dlatego musisz znaleźć w sobie taką siłę i dość rozsądku, aby się od tego odwrócić i dalej iść swoją drogą. Pozdrawiam
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez Maui » 14 sie 2009, o 11:37

Jak czytam Twoją wypowiedź, Jaga, to aż mi się płakać chce. Za bardzo odnalazłam w tym wszystkim siebie. I dopiero w takich sytuacjach uświadamiam sobie swoje własne zagubienie. Zrozumiałam też jak bardzo idealizowałam swoją rolę w każdym toksycznym związku i usprawiedliwiałam swoje (i partnera) złe postępowanie.
Patrzę na tego mojego nowego faceta. Mam wrażenie, że nie umiem go docenić. Jestem strasznie bierna w tej relacji. Jak sobie przypomnę jak bardzo aktywna byłam w toksycznych związkach, jak bardzo się starałam, żeby było ciekawie, miło, tak teraz on podejmuje wszystkie decyzje, on wszystko proponuje, właściwie on wszystko robi. Wiem, że w końcu mu to przestanie odpowiadać. A ja mam jakąś blokadę. Ale to chyba racja - czuję się po prostu obco. Kiedy wróciłam do domu, to po tygodniu nie widzenia się gdy stanął przede mną w garniturze, z bukietem kwiatów i powiedział "cieszę się, że mogę Cię znowu widzieć", to nie wiedziałam co robić. Chciało mi się płakać, nie wiem czy ze szczęścia, czy z tego, że nie umiem go docenić, czy jeszcze z innych powodów. A jednocześnie nawet nie potrafiłam powiedzieć "dziękuję". Tylko go przytuliłam. Masakra. Do tej pory myślałam, że nie mam problemów z okazywaniem uczuć. A ja nie mam ich, ale tylko w toksycznych związkach. W normalnych nagle staję się nieśmiała, zamknięta w sobie i zdystansowana. Nie wiem czy to kwestia czasu i mi to minie w miarę trwania relacji, czy po prostu tak będę mieć zawsze. Niby czuję dystans w sobie, ale z drugiej strony...już pojawił się lęk przed porzuceniem. Jak sobie pomyślę, że mogłabym go stracić, takiego świetnego człowieka, to ogarnia mnie - dobrze mi znana - panika. I oczywiście.... denerwuję się na zapas.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Jaga » 14 sie 2009, o 12:28

Mam bardzo podobnie pod wieloma względami. Ogólnie to samo mogę powiedzieć - jak od faceta "ziało trucizną" na kilometry to jakos dziwnie aktywna byłam i ładowałam się w to na ślepo, jakby tylko takie chore przypadki mnie kręciły. Kiedy pojawiał się ktoś normalny, to traciłam grunt pod nogami... Teraz dzieje się podobnie, może nie aż tak mocno jak kiedyś(no bo pewne rzeczy już odkryłam, no i terapia mi pomaga), ale mimo wszystko... To co normalne, zdrowe jest mi tak obce, że od razu się boję, nie bardzo wiem jak mam się zachować, zachowuję dystans. A ponieważ mam obawy przed odkryciem sie przed nim i pokazaniem swoich prawdziwych emocji, to się kryję, jestem jakby za fasadą... Na zewnątrz niby jestem pewna siebie, zachowuję się jak silna kobieta, wewnątrz harcują najróżniejsze myśli...
Też mam tak, że w większości przypadków on coś proponuje, on daje jakieś pomysły na spędzenie razem czasu, on inicjuje prawie każdy kontakt (o dziwo w poprzednich związkach, to ja ciągle szukałam kontaktu, teraz na odwrót). Ale powoli próbuję to zmienić, zaczynam mówić co miałabym ochotę robić, wychodzę z pierwszymi propozycjami. Choć nie przychodzi mi to łatwo. Może spróbuj też tak samo. Najlepiej zacząć od jakichś drobnych rzeczy. Zastanów sie po prostu co sprawiłoby Ci radość, poprawiło humor lub co chciałabyś mu pokazać, gdzie pójść itd.
Mnie bardzo pomaga to, że chodzę na terapię i na bieżąco mogę rozmawiać z moją psycholożką o tym co się dzieje w tej znajomości. Choć już niedługo, bo we wrześniu, będę miała prawie miesięczną przerwę i trochę się tego boję.
Nie wiem jak to jest u Ciebie, ale ja ciagle ostatnio rozważam jak i kiedy powiedzieć mu, że chodzę na terapię. Bo już zdecydowałam, że mu powiem, jest to dla mnie ważne. Czy Ty już rozmawiałaś o tym ze swoim nowym chłopakiem? Ja tak naprawdę boję się to zrobić, ale myślę, że w którymś momencie się przełamię. Myślę też, że to jak on na to zareaguje, powie mi wiele o nim samym.
Daj sobie czas na wszystko, Maui. Postaraj sie nie myśleć o tym co będzie dalej, ale po prostu ciesz się tym co jest. Jeśli widzisz, że jest to dla Ciebie dobre, czujesz się ok w tej relacji, to jest to najważniejsze. Nie zastanawiaj się też nad tym jak będzie wyglądał finał tej znajomości. Ja obecnie coś takiego ćwiczę. To naprawdę pomaga, choc oczywiście nie zawsze wychodzi, bo stare myślenie wraca jak bumerang.
Trzymaj się!!
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez Maui » 21 sie 2009, o 11:03

Znowu komplikacje. Byłam z moim byłym na bardzo długim spacerze. Opowiedział mi historię swojego życia. Czyli jak to było we wszystkich poprzednich jego związkach, w małżeństwie, dlaczego się rozwiódł, czego mu brakowało itd. Jednocześnie znowu powiedział, że mnie kocha, ale że zdaje sobie sprawę. że nie jest w stanie dać mi tego czego potrzebuję i chcę (np. ślubu kościelnego, dzieci, itd.). Ja niestety podczas tego spotkania poczułam znowu uczucie do niego. Rozstaliśmy się w pokoju. Ale teraz wiem, że to była pułapka - bo rozbudziło się we mnie to co ostatnio chciałam uśpić w sobie. Tymbardziej, że usłyszałam z jego ust "przepraszam". Jeszcze niedawno temu dowiedziałam się, że pół roku temu miał romans ze stażystką od siebie z pracy. Wypiera się. Ja nie wierzę mu. Uważa, że "nie zrobił nic z czego musiałby się tłumaczyć". Ok, niby to nie ma znaczenia, ale mnie to jednak rozzłościło.
Z moim obecnym jest dobrze. Chociaż od momentu spotkania z tamtym mam wrażenie, że nie czuję już nic. Ale wiem, że mogę na niego zawsze liczyć, że zawsze mi pomoże. Że mu na mnie zależy i że zadba o mnie tak jak trzeba. On wie, że chodzę na terapię, powiedziałam mu prawie że na wstępie. Nie zareagował wcale, po prostu mnie wysłuchał w tej kwestii i nie wiem czy to zaakceptował, ale napewno nie potępił.
Teraz mój ojciec jest w szpitalu, bo sobie poważnie złamał nogę. Mama oczywiście swój stres rozładowuje na mnie. Mój starszy brat postanowił zmienić swoje życie i zabieram go ze sobą do Lublina na stałe. Za dużo się dzieje wokół mnie. Im więcej się dzieje tym gorzej sobie radzę ze sprawami sercowymi. Teraz mam taki okres, że mam wrażenie, że to wszystko jest mi obojętne. Czy będę z jednym, drugim, z żadnym czy z obydwoma. Chcę już żeby wakacje się skończyły, żebym sobie mogła stąd wyjechać i znowu odżyć. Może tam będzie mi łatwiej to sobie poukładać.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Postprzez Jaga » 21 sie 2009, o 14:32

Maui, piszesz "znowu komplikacje", ale... sama je sobie serwujesz! Spacer we dwoje, wyznanie miłości, przeprosiny. Po co Ci to? Przecież dobrze wiesz o co w tym wszystkim chodzi i jakie to może mieć konsekwencje. Po co Ci historia jego życia? Po co wyjaśnienia w kwestii romansu ze stażystką? Po co Ty się dziewczyno w tym babrzesz?? On teraz jest miły i okazuje skruchę, ale dobrze wiesz do czego jest zdolny i jak jest w stanie się zachowywać, kiedy zdobędzie nad Tobą władzę. Dokładnie wiesz jak to wszystko działa. Jego chwila skruchy może i była prawdziwa, ale nawet jeśli... to tylko tyle - usłyszałaś jego skruszone wyznania i przeprosiny no i dobra, a teraz idź dalej... Jeśli się zatrzymasz, to znów w to wdepniesz i wrócisz do punktu wyjścia, bo on na dłuższą metę nie zmieni się!!! Zaserwuje Ci taką samą "jazdę" jak przedtem. Ja to kiedyś przerabiałam, więc to wiem!!! Poza tym sam Ci powiedział, że nie jest w stanie dać Ci takich rzeczy jak ślub, dzieci - czyli stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa, spełnienia. W takim razie po co Ci taki facet??? Daj sobie z tym spokój. Odrzuć w kąt sentyment do niego. Przypomnij sobi najgorsze rzeczt, jakie Ci zrobił. Czyżbyś już o nich zapomniała???
No i może pomyśl o tym nowym chłopaku, bo z tego co piszesz to... jemu na Tobie zależy, on się o Ciebie stara, angażuje się coraz bardziej, a Ty... skoro nic nie czujesz, to jaki to ma sens? W ten sposób możesz tylko go skrzywdzić.
Tak ja to przynajmniej widzę. Pozdrawiam
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez Maui » 3 wrz 2009, o 16:18

---------- 18:00 21.08.2009 ----------

Wiem, że to ja do tego dopuściłam, zdaję sobie z tego sprawę. Ale tak jak napisałam wyżej - rozstaliśmy się w pokoju. Czyli generalnie oboje sobie powiedzieliśmy, że bycie razem jest bez sensu - ja mu powiedziałam większość rzeczy, która mnie bolała, a on mi to, że nie jest w stanie dać to, czego potrzebuję. I nie piszemy już do siebie.
Fakt, myślę o nim nadal. Wczoraj byłam rozdrażniona, dzisiaj już mi przeszło. To chyba przez moją impulsywność. Teraz widzę jak bardzo przeżywam sprawy, których nawet nie powinnam w ogóle przeżywać. Muszę chyba wyjechać na 1 dzień w samotności i przemyśleć sobie wszystko. Dlaczego? Bo tak jak pisałam ostatnio - wydawało mi się, że nic nie czuję do mojego obecnego chłopaka. Teraz mam wrażenie, że jest inaczej. Że czuję. Skąd ta zmiana? Po raz kolejny udowodnił mi, że mogę na niego liczyć. A mi się automatycznie zachciało płakać, jak ja mogłam tego tak nie doceniać. Powiedziałam mu, ze powinien być z radosną dziewczyną, która mu umili życie, a nie z taką, która ma problemy i ostatnio ciągle się denerwuje i smuci. Odpowiedział mi coś, co mnie doprowadziło do płaczu - że przemyślał to 15 razy, z czego 10 zanim zaczęliśmy ze sobą być. I co? I chce ze mną być mimo wszystko. Rozbeczałam się na miejscu. Nie wiedziałam czy mam mu dziękować, czy przepraszać za wątpliwości - po prostu nie miałam pojęcia jak zareagować. Chcę budować ten związek. Rozum mi każe nie zaprzepaścić takiej szansy. Wysłałam mu w formie e-booka książkę "Lęk przed bliskością". Prosiłam, żeby przeczytał. Przeczytał i powiedział, że wyciągnął odpowiednie wnioski. I chce ze mną być. Aż mi czasem trudno w to uwierzyć. Sama nie wiem czemu tak nie dowierzam. Nie wiem czy ja rzeczywiście nic do niego nie czuję, czy coś czuję, ale nie umiem tego okazać. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, że nie potrafię zidentyfikować swojego uczucia i w ogóle stwierdzić czy ono jest, czy go nie ma, a jeśli jest to jakie. Głupie to jest.
A co zrobię z tamtym? Nie wiem. Nie umiem na siłę zabić myśli. Ale oboje sobie powiedzieliśmy KONIEC. I to jest dla mnie krok do przodu. Za 2 tygodnie już wyjeżdżam do Lublina. Boję się tego, bo mój facet studiuje w Warszawie. Czyli związek na odległość. Mam nadzieję, że to będzie miało ręce i nogi.

---------- 16:18 03.09.2009 ----------

Duo czasu ciszy i mojego "upajania się" nowym związkiem. Już się cieszyłam, że moje zycie zaczyna się od nowa. Niestety. Spotkałam byłego. Przypadkowo. Oczywiście za szybko uwierzyłam swoim emocjom, że nie dam się tym razem ponieść, że przeciez już jest mi obojętny, więc zgodziłam się iść na kawę. W sumie wrogów mieć nie chciałam. Za szybko. Znowu przez głupotę dostałam kopa w tyłek. Przyznał się do wszystkich zdrad. Rozpłakał się, ale nie mówił, że żałuje. Tylko, że nigdy mu tego nie wybaczę i że jest skur***. I wyszedł z kawiarni. No i niestety - konsekwencje poniosłam - rozbeczałam się. Beczałam całą noc. Pisałam do niego. Ale on stwierdził, że urywamy kontakt, bo tak będzie lepiej dla mnie. Teraz sobie myślę - pieprzona manipulacja. Ok, dałam się znowu nabrać. Jak widać, nie mówi się hop zanim się nie przeskoczy. Mam nadzieję, że szybko się znowu pozbieram. Niestety ta sytuacja uświadomiła mi jak cienka jest więź łącząca mnie z obecnym facetem, a jak silna jest z tamtym. Myślałam, że już została zerwana. Myliłam się. Na szczęście wracam na terapię. Mam nadzieję, że tam mi ponownie wleją rozum do głowy, żeby już więcej nie ryzykować. I znowu nie czuję do niego żadnych negatywnych emocji. Mimo tego, co się dowiedziałam czułam tylko okropną tęsknotę, lęk przed samotnością i odrzuceniem. Myślałam, że mając partnera już nie będę tego czuła. A jednak! Czuję się nie fair wobec tamtego, ale uświadamiam sobie też to, że ja byłego chyba nie kocham. To uzależnienie, z którego jak widać nie jest tak szybko wyjść jak myślałam. A może i to miłość z mojej strony. Ale nie chcę się nad tym zastanawiać. Wolałabym żyć w przekonaniu, że o wcale nie kocham, tylko że uzalezniłam się od tej chorej relacji.
Tylko tyle chciałam wylać z siebie, bo dzisiaj w nocy musiałam się znowu zbierać do kupy. I zdaję sobie sprawę, że to było na moje życzenie.
Maui
 
Posty: 200
Dołączył(a): 27 lip 2007, o 17:12

Poprzednia strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 66 gości