jak wyjść z tego zaklętego kręgu

Problemy związane z uzależnieniami.

jak wyjść z tego zaklętego kręgu

Postprzez milla » 9 sie 2009, o 15:05

przeczytałam wątek o żarciu i się tym zainspirowałam, bo właśnie niedawno dotarło do mnie że mam poważy problem ze sobą i nie chciałam zaśmiecać wątku Innuendo więc
chciałabym tu opisać swoją sytuację

kiedyś to mnie nie dotyczyło ale w liceum przytyłam bo nie chodziłam na wf, wpadłam w tą dziwną 2 letnią nieleczoną depresję (o której pisałam kiedyś), jadłam dużo słodyczy i siedziałam zmulona w pokoju

Na studiach zaczęłam stosować ostrą dietę do momentu aż ubrania wisiały na mnie jak worek i miałam cienie pod oczami i rodzina się zaczęła o mnie niepokoić, choć miałam do schudnięcia jeszcze jakieś 5 kilo do momentu w którym uznałam że będę zadowolona
Pamiętam z tego okresu 2 sytuacje - 1 jak siedzę na ekonomii i mój mózg wcale nie pracuje, jak jest mi niewygodnie i mam ochotę przestawić rękę ale nie chce mi się nawet nią ruszać, i pomyślałam wtedy że mogę tam siedzieć w nieskonczoność na tym krześle, byle nikt nic ode mnie nie chcial
- I druga jak dostałam histerii bo myslałam że tata dodał do duszonej ryby odrobine tłuszczu

Potem jednak były egzaminy na 1 roku z groźbą że odpadnę i 2 nie zdałam, więc zaczęłam jeść żeby było łatwiej mi się uczyć i nie powróciłam do tej diety.
Od tej pory moja waga się wahała czasem bardzo w krótkim czasie.

Potem na pewnych wakacjach sporo przytyłam i strasznie się wkurzyłam że doprowadziłam się do takiego stanu, znalazłam super rozwiązanie - głodówke, tak chwaloną na kafeterii, więc się za to zabrałam.
7 dni nic nie jadłam i w tym czasie większość dnia i nocy przesypiałam, a o chodzeniu po schodach czy dobiegnięciu do świateł na skrzyżowaniu nie było mowy. Wlokłam się po ulicy jak zombi - ale schudłam 5 kilo i byłam bardzo szczęśliwa!!!! Przez parę miesięcy bardzo uważałam na wszystko co zjem i pójscie wieczorem na piwo ze znajomymi to był temat na głębokie przemyslenie, bo to 250 kalorii, i to WIECZOREM!

głodówkę przeprowadzałam po pół roku drugi raz, tym razem 5 dni bo nie wytrzymałam, ale to co się dzieje ostatnio to masakra.

Jestem bardzo nieszczęsliwa. We Francji przytyłam bardzo i ważę więcej niż kiedykolwiek, i nie potrafię nic z tym zrobić.

Najgorsze jest to, że cokolwiek się dzieje, myślę o jedzeniu cały czas - na diecie o kaloriach ze strachem, poza dietą - co bym mogła kupić. Wymyślam sobie produkt, który koniecznie muszę kupić i nie mam spokoju dopóki go nie kupię.
Jak coś jest w domu to długo nie poleży... choćbym sobie obiecywała...
a jak nic nie kupuję, żeby było pusto i mnie nie nęciło, to potem i tak o tym myślę i niepokoję się że nic nie ma, i idę na zakupy...

albo jak wiem że takie mysli się zbliżają i że wieczorem będzie kulminacja, to staram się kupować produkty zastępcze tzn zamiast czekolady gumę miętową, colę light i arbuza albo kapustę kiszoną... wszystko po to bym mogla coś żuć, cokolwiek...
czasem to pomaga ale czasem tylko frustracja wzrasta że nie mam tego co bym chciała

staram się zrobić zakupy na następny dzień, ale rzucam się na to wieczorem!
nienawidzę tego, nienawidzę siebie, ciągle myślę, jak to załatwić, i czasem się udaje, wpadam w taki stan, jakby długotrwały trans, że znów zaczynam kontrolować wszystko i bać się każdej kalorii, ale i wtedy właśnie myślę o jedzeniu - np. cieszę się że do tej i tej godziny nic nie jadłam, liczę kalorie które dziś zjadłam i planuję obszernymi tabelami rozpiski na następny tydzień, plan ile strace kilo i centymetrów w biodrach, i jaką różnicę zobaczą ludzie i w ogóle...

już mam tego dosyć, teraz w dodatku własnie totalnie jestem rozłożona z tym, cała kasa idzie na jedzenie, wczoraj np. ubzdurałam sobie że muszę koniecznie kupić kozie mleko i ciniminis, kupiłam 500 gram i już dziś nic nie ma... i strasznie się z tym czuję, zwłaszcza że nie mam kasy a ciniminis i kozie mleko do najtanszych, studenckich produktów nie należą...
myślę o sobie jak o darmozjadzie który żeruje na kasie rodziców i nie zarabia, i nie wiem jak mam zarabiać jak mam codziennie praktykę i jeszcze dwa egzaminy na początku września, które zleciały na mnie mimo że zdałam już swoje na Erasmusie...

wczoraj gdy już nie mogłam cini minis i czułam że jest we mnie stanowczo za dużo cukru i czułam jak przemienia się to w caly tłuszcz, poczułam że muszę iść na zakupy i zneutralizować ten cukier czyli kupić coś normalnego i gdy wracałam z tymi bułkami, wydawszy następną kasę, po drodze się popłakałam z bezsilności. Nie chciałam nieść tego balastu do domu, balastu po który specjalnie poszłam do sklepu i wiedziałam że go zjem zaraz po powrocie. wiedziałam że ten dzien jest zmarnowany ale dziś...

i dziś postanowilam wypowiedzieć temu wojnę. Tym razem nie kilogramom ale tej obsesji, bo jej nienawidzę.
Problem w tym, że nie wiem za bardzo jak się do tego zabrać, bo trudno jest mi wyjść z tego że albo nic nie jem albo cały świat...
aha czasem stosuję tabletki przeczyszczające ale nie często bo się boję że przestaną dzialać

czy ktoś miał taki problem i wie co z nim zrobić?
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Postprzez kajunia » 10 sie 2009, o 19:10

Witaj, nie znam się na tym kompletnie, ale staram się zrozumieć to co czujesz. Być może to bulimia? Czy próbowałaś kontaktować się z psychologiem lub terapeutą? Jak się dziś czujesz? Jak Ci idzie ta walka?
Avatar użytkownika
kajunia
 
Posty: 517
Dołączył(a): 22 gru 2008, o 10:14

Postprzez bunia » 10 sie 2009, o 19:47

Tutaj gdzie mieszkam nazywa sie takie jedzenie "jedzeniem pocieszenia" tzn. ucieczka.....tylko przed czym uciekasz ?.....moim zdaniem konsultacja z dietetykiem i terapeuta bylaby rozsadna bo jesli samemu nie ma sie kontroli nad rzeczami to trzeba szukac pomocy......tego typu glodowki sa bardzo niebezpieczne i efektywne na krotka mete(tyje sie zawrotnie potem) dlatego nie probuj wiecej.......jest duzo porad,wskazowek a nawet konsultacji w internecie wiec ewentualnie mozesz sprobowac ta droga.

Pozdrowka :)
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez milla » 12 sie 2009, o 16:03

nie sądzę, żeby to była bulimia - nigdy nie wymiotowałam po jedzeniu, owszem raz próbowałam, ale bogu dzięki nie udalo mi się i zniechęciłam się do tego :)
nie mam też takich olbrzymich napadów, że ogromne ilości jedzenia. Tylko raczej dręczą mnie te stałe mysli o jedzeniu, ja ich nie chcę, chcę się cieszyć życiem, robić rzeczy bez tych myśli, ale zawsze to się pojawia jak mam się w coś zaangażować umysłowo, jak mam cos przemyśleć, rozwiązać jakiś problem, napisać artykuł, nauczyć się na egzamin... znaleźć zgubioną szczotkę do włosów czy cokolwiek co zaczyna mnie WKURZAĆ i wyprowadzać z równowagi!!!
nie wiem jak opisać jak mi idzie. Na razie staram się wydawac mniej pieniędzy, dziś nie miałam wydać nic ale się nie udało. Ale nie pójdę wieczorem do sklepu. Trochę się uspokoiłam i nie pozwolę na to sobie.
Powoli.

co do głodówek, tyje się, ale nie tak zawrotnie :) to zależy, jak z niej wychodzisz. powoli trzeba wracać do jedzenia, a nie od razu. Udało mi się przez kilka miesięcy utrzymać niższą wagę niż wyjściowa.
Ale nie zgadza się 1, podobno 4 dnia dostaje się takiego kopa energii, że góry można przenosić - a ja byłam kompletnie wypompowana. Nie chcę już do tego wracać, bo naprawdę paskudnie się czuję :(

co do psychoterapeuty - nie wybieram się. Na czym to polega? po prostu mówisz co ci na sercu leży a on słucha? mój były chłopak chodził do psychologa i właśnie tak się to odbywało. Nic mu nie pomagało takie coś i myślę że mi też by nie pomogło...
uzewnętrznię się tutaj, tak sobie pomyślałam że może wcale nie ma to związku, ale może ma - może nie uciekam, ale bardzo się niepokoję czymś. Mam tak od dawna. Niepokojąco zdaje mi się, że coś złego się stanie, co nie ma podstaw w ogóle. To jest najbadziej chore. czasem jestem bardzo nieszczęśliwa, bo ni stąd ni zowąd zaczynam się bać że coś stanie się mojej rodzinie, mojemu psu itp.
Jak mi się coś sni to tak samo - gdy jest jakieś niebezpieczenstwo i tylko ja wiem że coś się stanie ale nie mogę im tego przekazać ani nic kontruktywnego zrobić, więc oni pozostaja nieświadomi i prowokują los, a ja staram się łatać prowizorycznie co się da, jednak z przeczuciem ostatecznej katastrofy...

więc, jeżeli to może mieć wpływ to... co zrobię. żaden psychoterapeuta nie wyrzuci tego z mojej podświadomości a hipnozy się boję :shock:
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41

Postprzez eta » 12 sie 2009, o 18:55

brak wymiotów nie jest dowodem na to, że nie masz bulimii.ja też nie wymiotuję, a ją mam.ciągła zmiana wagi jest podejrzana i lepiej idź z kimś o tym porozmawiać, bo jak dla mnie wygląda to nie najlepiej.poszukaj czegoś o bulimii w necie, a przekonasz się jak stereotypowo myśli się o tej chorobie (wymioty to obraz amerykańskich filmów).wciąż mało uświadomiona jest ta choroba.
jeśli chodzi o terapię to każdy ma swoją metodę. Ja nie chodzę do psychologa tylko do terapeuty.metody psychologa mi nie pasowały.a poza tym to, że Twojemu facetowi to nie pomogło, nie znaczy, że nie pomoże Tobie. Mi bulimia wyszła na terapii po 1,5 roku uczęszczania, więc zastanów się, bo to co opisujesz nawet dla mnie jest hardcorem.pozdrawiam
eta
 
Posty: 262
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 08:00

Postprzez milla » 13 sie 2009, o 18:40

hej eta. a czym się rózni praca psychologa od terapeuty? nie wiem zobaczę. na razie poczekam, może mi się uspokoi - może do tej pory sie nie zmieniało bo nie uświadamiałam sobie co się ze mną dzieje, a teraz to widzę. po prostu zacznę to w sobie zwalczać... oj to będzie trudne

i wczoraj rozprawiłam się sama ze sobą, na wieczornym spacerze. Znalazłam prawdopodobny powód, dlaczego tak się czegoś boję... choć mam wrażenie, że to i tak we mnie zostanie :(
Avatar użytkownika
milla
 
Posty: 404
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 19:41


Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 93 gości