Czułem napięcie i zamiast rozładować to w zdrowy sposób wybrałem substancję psychoaktywną. Może część z forumowiczów ma na to inne spojrzenie, bo np. sama pali papierosy ale ja rzuciłem szlugi jakieś 3 lata temu i tak to widzę.
a jaki znasz zdrowy sposób, jaki juz sprawdziłeś i jaki Ci odpowiada?
Zgadzam się w tym miejscu z caterpillar, że fajka to mniejsze zło. Ale chcę Ci też powiedzieć, zebyś dał sobie trochę luzu, nie dlatego, ze bagatelizuje to co czujesz, ale dlatego, ze wydaje mi się, ze gubi Cie wrzucanie wszystkiego do jednego worka i narzucając sobie rygoru:"będę czysty jak łza". Rozdzielasz swój perfekcjonizm
(to uproszczeznie-mysle, ze jest tu drugie dno) od sytuacji w jakiej teraz jesteś, a to jest ze sobą scisle powiązane. Może to co napiszę nie jest zbyt "popularne" zwłaszcza w kontekscie uzależnień ale moim zdaniem, jesli nałog jest nałogiem "bezpiecznym" (czyli jesli nie są to dragi czy alkohol) i jesli nie jest to coś co może nam zrobić wielką krzywdę...to czasami można na niego sobie pozwolić. Warto rozgraniczyć nałogi na te które robią krzywdę nam -li i jedynie- i te, które niszczą i krzywdza innych. Imo nałog jest kwestią pewnego wyboru->mamy prawo wybierać (że chcemy zaryzykować raka płuc-paląc), ale nie mamy prawa krzywdzić innych ludzi.
Myśle, ze można dać sobie troszkę pozwolenia na te drobne nałogi i nie traktować tego jako złamania warunków abstynencji czy stosowania substytutów gdy
nie można siegnąc po inne używki.
I tu znowu wraca pytanie o powody (przyczynę o jakiej nie chcesz teraz myslec) dla jakich ćpałeś czy piłeś, jogi. Skoro uwazasz, ze papieros zredukował napięcie i jest to sygnał powrotu do uzależnienia, no to napisz proszę, czy jest coś:
1) na co jesteś skłonny sobie pozwolić
2) od czego nie można się uzależnic
3) co nie jest w nadmiarze szkodliwe dla zdrowia
4) a mimo to redukuje wspominiane napięcie
Czy istnieje takie cudo? Bo ja nie znam...
Nie wmawiaj mi, że mam się wtedy wyluzować i pomyśleć o czymś innym. Nie jestem w tym temacie świeży i rozumiem jaka jest różnica między tzw. dupościskiem a tzw. trzeźwieniem.
Jesli wiesz, to napewno też masz świadomośc, ze ja-anonimowy user nie mam absolutnie żadnego wpływu na to jaką drogę wybierzesz, dlatego nie traktuj moich słow jak kolejnego nakazu (wmawiania). To Ty decydujesz co z nimi zrobisz. Cokolwiek robisz, jogi, jest kwestią Twojego wyboru, a sugestie moje czy kogokolwiek innego możesz bądz przemysleć, będz olac, będz zastowosowac w praktyce.
Dzielę się swoimi doświadczeniami nie po to, zeby Ci coś narzuć czy "wmawiac"- zrobisz z moimi słowami co zechcesz.
I nie jest to kwestia rozumienia czym jest trzeźwienie, ale doświadczania, przeżywania trzeźwości...ale i wolności. Dlatego uważam, ze im bardziej skupiasz się na walce z nałogiem tym bardziej prawdopodobne, ze tylko się zmęczysz i ogarnie Cie frustracja.
Nasze myslenie (sposób interpretacji) tego co się dzieje ma ogromną moc i zwykle przekłada się na sposób działania.
Piszesz, że się zmuszam do nie picia i nie brania. Ja myślę, że nie chcę brać i pić ale to nie jest tylko kwestia wyboru jak np. czy iść do kina czy do teatru. Każdy uzależniony ma jakby "rozdwojenie jaźni" i nie zawsze wiadomo kiedy myśli dr Jeckyl a kiedy mr Hyde
Dlatego myślę, że jeżeli chodzi o abstynencję nie ma kompromisów i pobłażania sobie.
jak pisałam wyżej-mam na ten temat odmienne zdanie. Tak jesli chodzi nałóg jako nasz wybór, jak i w kwestii kompromisów (i eleastyczności na kazdej płaszczyźnie życia). Sztywne zasady i zakładanie sobie kagańca to imho okręzna droga do powrotu do nałogu.
Jesli ja świadmie (z pełną odpowiedzialnością) wybieram jakiś tam nałog (pozwalam sobie na niego-np. lubię palic i mimo wiedzy o szkodliwości dla zdrowia decyduję się palic), to w przyszłości może mi to pomóc również świadomie się z tym nałogiem rozstać. Jessi dokonuję wyboru "palę z konsekwencjami", to być może później jest mi łatwiej dokonac wyboru "zostawiam palenie"...również z konsekwencjami: wiem, ze bedzie trudno, ale taki jest mój wybór.
Dużo łatwiej nam
dokonać wyboru kiedy się do czegoś nie zmuszamy.
Wtedy też najczęsciej dochodzi do głosu zdrowy rozsądek.
Myśle jednak, ze może faktycznie
w tej chwili jest to dla Ciebie jogi kwestia priorytetów. Jak napisałeś ->
Teraz ważne jest dla mnie bycie trzeźwym...ok-rozumiem, ale ciąg dalszy tego zdania jest niepokojący...
->"...bycie trzeźwym jeszcze przez tydzień żeby test wyszedł negatywny i żebym mógł wejść na grupę"...a co dalej?
Na razie walczysz o abstynencję i abstrahując już od pytania "po co", to równiez jest Twój wybór.
Skoro więc
musisz walczyć, zyczę Ci abyś za jakiś czas walczył tylko i wyłącznie o dobre życie - dla siebie. Tak po prostu-o dobre (dla siebie) życie...
A tak na poważnie to nie wiem co dalej. Nie za bardzo wiem co miałoby mi to dać po za jakimś doraźnym wsparciem. Chcę skończyć studia to wiem. Biorąc narkotyki raczej ciężko mi będzie to zrobić. Po za tym nie wiem czego tak na prawdę oczekuję. Liczę, że może na terapii odnajdę w tym wszystkim jakiś sens
Wydaje mi się, ze pokładasz wielkie nadzieje w grupie...może zbyt wielkie.
Po raz kolejny pojawia się 1 punkt z 12 kroków->"jestem wobec alko bezsilny"
Temu własnie się sprzeciwiam-bezradności, oddania się ...najgorsze gdy nie wiadomo czemu. A Jogi, jak pisze-nawet nie wie czego oczekuje-gdzieś tam jest w nim taka nadzieja-"wytrwam ten tydzień sam, a potem grupa mnie uratuje"...
A ja bym się skoncentrowała na własnych zasobach na tym
że to ja mogę ze sobą coś zrobić. Grupa niech będzie tylko dodatkiem, a nie ostatnią deską ratunku-tak naprawdę wszystko lezy w moich rękach.
To jest właśnie swego rozdaju nie popadanie w skrajnośc, szukanie kompromisu który pozwoli wybiegać w przyszłośc dalej niż o ten tydzień, miesiąc czy rok. Nie ma sensu zawieszać się na 1 haku całym ciezarem trzymając sie uparcie tego, ze jestem bezsilny wobec nałogu.
Może to też kwestia braku wiary we własne siły...
Jednak najlepszym dowodem na to, ze je masz jogi, jest to czego dokonałeś do tej pory.
Te pytania "czego chcę", "dlaczego tego chcę", "dlaczego tego nie chcę", 'po co to robię"...ect -to są tak podstawowe ale i kardynalne pytania, które trzeba sobie zadać, zwłaszcza kiedy podejmujemy jakiś trud, który jednak wymaga wielkiej determinacji.
Jak pisałam już w tym temacie: jestm pod wrażeniem tego jak sobie poradziłeś (sam!) i bardzo, bardzo chciałabym, aby terapia ugruntowała w Tobie wiarę we własne możliwości a tym samym dodała odwagi i otworzyła Ci drogę do zwracania się i siegania po to, czego chcesz od życia.
Btw. czytałam Twojego 1 posta, ale wróciłam do niego raz jeszcze . I wiesz co, potwierdza on tylko to co pisałam, o tym zawieszaniu się na 1 haku. Zobacz jaki dramat rozgrywa się w Twoim zyciu teraz...właśnie dlatego, ze byłeś zawieszony na grupie, która się rozpadła...bez niej czujesz się słaby.
...a przeciez nie mozna całe życie szukac siły na zewnątrz...kiedyś musimy stanąc na własnych nogach...
Pukapuk-tak jak dziewczyny( x-yam i caterpillar), spodziewałam się Twojej reakcji dlatego też napisałam z *, zeby uniknąc offa Temat 12 kroków (wykorzystywanych nie tylko u AA) jest dosyć rozległy, budzi sporo emocji i nadaje się raczej na osobny wątek.