Witam
Jestem po raz pierwszy w poważnym, długim związku, dlatego chcę zapytać Was, bo na pewno jesteście bardziej doświadczone w tym temacie i będziecie mogły coś poradzić.
Jestem z moim chłopakiem rok i 9 miesięcy. Mam 17 lat, on 20. Oboje jesteśmy pierwszy raz w poważnym związku, który trwa już dosyć długo. Jak każda para, mieliśmy lepsze i gorsze dni, nawet 4 miesięczne rozstanie. Mimo to wiemy, że się kochamy, jesteśmy fair wobec siebie i myślimy poważnie o naszym związku.
Problem narodził się z mojej strony.
Przez całe życie goniłam za miłością. Kiedyś, jedyny mężczyzna w moim życiu, którym był mój ojciec, nie poświęcał mi uwagi i nie dał tej prawdziwej, ojcowskiej miłości. Zdradzał moją mamę wiele razy, także patrząc na to, zdążyłam sobie wbić do głowy przeświadczenie, że jak facet, to musi zdradzać i że niemożliwością jest stworzyć trwały, szczęśliwy związek, będąc jednocześnie wiernym.
Po rozwodzie rodziców, starałam się utrzymywać z nim kontakt. Starałam się spotykać na tyle często, aby się nie oddalić. Spotkania były coraz rzadsze, brakowało tematów do rozmowy, a ja zawsze lądowałam jako niańka jego "nowego" syna, także nigdy nie spędziłam z nim czasu tylko we dwójkę.
Potem kontakt całkiem zaniknął. Od ponad roku go nie widziałam, nawet nie zadzwonił, nie zainteresował się mną. Na początku miałam to gdzieś, jeśli on mnie olał, to ja jego tym bardziej powinnam, nawet nie mogłabym do niego powiedzieć "tato". Ale w głębi duszy, boli mnie, że tak bliska osoba, odrzuciła mnie.
Teraz to wszystko przekładam chyba na drugiego mężczyznę w moim życiu, jakim jest mój chłopak. Cały czas gonię za bliskością i za tym, abyśmy się od siebie nie oddalili. Myśl, że mogłabym go stracić i że mógłby mnie zostawić, wywołuje u mnie panikę. Gdy nie dzwoni, gdy się nie odzywa, od razu myślę, że pewnie już się mną nie interesuje.
Potrzebuję tego ciepła, tej miłości, czułości i bliskości ze zdwojoną siłą, chcę otrzymać to czego mi brakuje, od mojego chłopaka.
Ostatnio zaczęłam tego pragnąć. Na spotkaniach najchętniej nie odchodziłabym z jego ramion, pragnąc tej bliskości możliwie jak najwięcej.
Czasami są spotkania, gdy w ogóle mnie nie przytuli, nie powie nic miłego. A ja wtedy zaczynam się zamartwiać.
Mówiłam mu to wiele razy. Że nie mam ojca i że bardziej niż kto inny potrzebuję tego ciepła. Nie wiele to zadziałało. On myśli, że to co mi daje, w zupełności wystarcza. Jemu może i tak, ale mi niestety nie.
Boję się, że go tym zamęczę. Jednocześnie tak bardzo chciałabym, aby mnie zrozumiał.
Co mam z tym wszystkim zrobić? Jak sobie poradzić?
Pozdrawiam,
Niick.