Bezradność

Problemy z partnerami.

Postprzez Cyprian » 28 lip 2009, o 21:38

Cześć!

Po tym jak napisałem swój list trochę nie chciałem tu zaglądać. Inna rzecz, że nie mialem na to zbyt wiele czasu. Ale przede wszystkim nie zwykłem wyłuszczać moich trosk nikomu(żonie już dawno przestałem, a innym nic nie mówię bo i tak nie są w stanie mi pomóc albo nie chcę ich jeszcze bardziej martwić.). Trochę też dla tego, że wstydziłem się tego co tu napisałem.

Jestem zaskoczony, że tyle osób zdecydowało się przeczytać moje chaotyczne wynurzenia. Mam ich zdecydowanie więcej. Część może jeszcze kiedyś opiszę, ot choćby zaraz;)
Zawsze lubiłem udzielać sie na forach, ale od pewnego czasu nie miałem ani chęci ani sił na polemikę - nieodłączną i nierzadko agresywną towarzyszką internetowych klubów dyskusyjnych.
Poza tym chcę się od czasu do czasu komuś wyspowiadać, wypłakać - ludzie się jednak bardzo zmieniają. Także niewykluczone, że sobie pofolguję.

Jeszcze dziś odniose się do kilku Waszych wypowiedzi. Jeszcze raz dziękuję.

cd jak tylko będę miał sposobność.
Cyprian
 
Posty: 32
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 18:00

Postprzez sikorkaa » 28 lip 2009, o 21:54

czekamy na Ciebie cyprian, nie jestes sam :)
sikorkaa
 

Postprzez MISIA2 » 28 lip 2009, o 21:57

witaj Cyprian fajnie że jesteś
MISIA2
 
Posty: 40
Dołączył(a): 26 lip 2009, o 23:02

Postprzez Cyprian » 28 lip 2009, o 23:05

Witajcie!

Dom jeszcze cały nie usnął. Dlatego jeżeli urwę w pół zdania wybaczcie.

Gwoli wstępu jaki poczyniłem w poprzedniej odsłonie, dodam że pisanie o kimś w takim kontekście jak ja to robię jest dla mnie pewną formą nielojalności i nie koniecznie jest mi z tym dobrze.

A teraz kilka "ripost":

@Abssinth: Sytuacja jest trochę paradoksalna. Zwykle nie jestem traktowany jako ktoś gorszy, właściwie wiele zależy od nastroju i dnia. Myślę, że gro zachowań wynika z jakichś nie do końca zrozumiałych kompleksów, a trochę też uzasadnionego do mnie żalu, że przegrałem kilka potyczek w życiu.
Dziękuję za link. Jeszcze nie miałem czasu na lekturę ale to się zmieni. Niebawem będę miał dwa tygodnie tylko dla siebie. Odetchnę.

@sikoreczko, związek córek z mamą jest bardzo silny. Generalnie jest zresztą bardzo dobrą mamą, wręcz wzorową. Może tylko trochę nadopiekuńczą. Czasami wybuchnie i jest to o tyle uzasadnione, że ona też wiele czasu dla siebie nie ma a dzieci potrafią wyprowadzić z równowagi. Największy problem jest rano kiedy ona się uprze że córa ma mieć spodnie a ta z kolei woli spódniczkę. Ja ubrać też właściwie żadnej mogę, bo oczywiście wybiorę zły zestaw. Także gdy w sytuacjach podbramkowych mam poszukać jakiegoś ubranka to mam problem. Szczególnie że tych ubranek jest zatrzęsienie.
I to dotykam kolejnej kwestii którą poruszyłaś. Kupowanie dupereli. Wprawdzie nie opiera się to na promocjach, tylko na gadżetach które fajnie wyglądają, firankach(mamy wszystko w oknach tj rolety, firanki i zasłony zabawne, że chciałaby mieć gołe okna), ubrankach etc. Nasze mieszkanie nazywam, i nie raz mówię to z oburzeniem, magazynem. Pokój dziecięcy to graciarnia, szafy ledwo się domykają, a niektóre szafki nie.
Ja z kolei raczej preferuję minimalizm, wolne przestrzenie. Także to jest kolejne podłoże konfliktu. Cytat z siostry małżonki "kup coś za te pieniądze dzieciom. Mężuś znowu się wkurzy". Nie wiem już co mi trudniej znieść: czy to jak moja małżonka o mnie rozmawia, czy ironia jej siostry.
Wracając do krzyku. Pojawia się najczęściej przy okazji mojej osoby i mojej rodziny. Jeżeli wejdę w dialog, to często kończy się na wypominaniu i epitetach. Jeżeli nie, a dzieci już spią to jestem skazany na słuchanie rzeczy wcześniej przytaczanych.
Kwestia rodziny jest w bardzo podobna. Jej rodzinę, przyznaję nazwałem kiedyś patologiczną, choć do mojej to też się odnosi (żyłem właściwie bez ojca). Co jest mi metodycznie i stale wypominane i jest też punktem wyjścia do wieszania psów na mojej.
Wysłuchiwanie ironicznej i obraźliwej paplaniny na temat brata, mamy, ciotek, wujków a szczególnie bratowej jest naprawdę trudna do zniesienia a wszelki opór, dyskurs jest bezcelowy. Wiem, bo jak pisałem wcześniej nie jest tak, że zawsze było milczenie. Milczenie jest tylko rezultatem.
Sam mam słaby kontakt z bratem, bratowa owszem też błysnęła kilkoma mało zręcznymi tekstami, a postawa mojej żony jeszcze bardziej zniechęca mnie do jakichkolwiek kontaktów z otoczeniem (kontaktów towarzyskich już właściwie nie mam).
Ewka też pytała co z jej rodziną. Ma ona kilkoro rodzeństwa. Na początku kontakt był ok, potem zaczął się psuć a jak się dowiedziałem jeszcze później część z nich z matką na czele nie widziała "przyszłości dla tego związku" jeszcze nim się pojawiły jakieś problemy. Nie wiem jaki to miało wpływ na to co się działo dalej, ale uważam, że w chwili obecnej zaogniają sytuację i nastawiają żonę przeciw mnie. Nie otwarcie, ale mam kilka powodów by tak myśleć.
Zresztą, o czym już żonie mówiłem to jak jej matka traktuje jej ojca żywo mi przypomina to jak ja sam jestem traktowany.
Zarówno matka jak i rodzeństwo nie skrytukuje mojej małżonki dalej dla ułatwienia zwaną Gabrysią, bo niestety w moim mniemaniu źle rozumieją pojęcie lojalności. Wydaje im się, że nie ważne kto ma racje, ale zawsze muszą się opowiedzieć po jej stronie i "aniołeczka" trzeba pogłaskać bo znowu nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami.
Matka była kilakrotnie u nas po kilka, kilkanaście dni i kiedy znowu zawisły czarne chmury nad głowami, a ja pozwoliłem sobie na riposty włączała się do dyskusji. CZasem jako pseudoobiektywny rozjemca, to znowu nazywała mnie "lichą babą" (nie wiem co to), podłym i wchodziła w dialog z córką na zasadzie - on jest taki, jak śmie - tak, a do tego to i owo - tak tak tak..
Córa wyzywa, krzyczy milczy. Ja odpowiem, że jest heterą już słyszę kazanie od matki jak mogłem..
Czasami myślę, że jakby nie nasze rodziny (niekoniecznie z ich winy) to było by duużo lepiej.

Kilka osób poruszyło kwestię, że milczenie jest złe. Oczywiście, że trzeba rozmawiać. Ale ja już sie poddałem. Wydaję mi się, że potrafiłem rozmawiać, zrozumieć, tłumaczyć i słuchać. I te rozmowy kończyły się zgodą, pozornym zrozumieniem. Na pewien czas. W końcu częstotliwość konfliktów narastała, a fragmenty rozmów stały się podstawą do nadinterpretacji i w niektórych wypadkach wracają echem w formie wypominania, czy nawet dowodzenia, że ot ja sam powiedziałem to czy owo.
Ręcę opadają.
Tłumaczyłem zachowanie bratowej, czy co też chciała powiedzieć moja mama więc jest jasne że rodzinę mam "tam nie tu" i bronie wszytskich tylko nie jej. Poza tym rodzina mi radzi jak mam się względem niej zachowywać. Spię w innym pokoju, bo to jakaś gra moja ustalona na obiedzie rodzinnym etc.
Nie chcę też już dyskutować, bo sam kilka razy przeklnąłem i nie chcę tego powtarzać. Przeklnąłem nie dlatego że nie mogłem się powstrzymać. Zrobiłem to z premedytacją licząc, że może się opanuje. Epitetów też kilka razy użyłem. Słuchając przez kilka godziny o sobie, na usta ciśnie się jedno...
Przekleństwa i krzyk jest dla mnie czymś tak patologicznym i wstrętnym, że wolę sam w tym nie uczestniczyć.
cdn.
Cyprian
 
Posty: 32
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 18:00

Postprzez sikorkaa » 29 lip 2009, o 13:26

---------- 12:51 29.07.2009 ----------

Cyprian napisał(a):
@sikoreczko, związek córek z mamą jest bardzo silny. Generalnie jest zresztą bardzo dobrą mamą, wręcz wzorową. Może tylko trochę nadopiekuńczą. Czasami wybuchnie i jest to o tyle uzasadnione, że ona też wiele czasu dla siebie nie ma a dzieci potrafią wyprowadzić z równowagi.


powiem Ci, ze mnie sie rozjezdzaja te 2 sprawy - wyzywa Ciebie, awanturuje sie a jednoczesnie jest wzorowa matka. sam napisales, ze dochodzi czasem do jej slownej agresji w obecnosci corek. co jest dla mnie jednoznaczne z narazaniem ich na przemoc psychiczna.

---------- 12:55 ----------

Cyprian napisał(a):Zresztą, o czym już żonie mówiłem to jak jej matka traktuje jej ojca żywo mi przypomina to jak ja sam jestem traktowany.

czyli jednym slowem historia sie powtorzyla, a co jesli powtorzy sie w przypadku Waszych corek? taki zaklety krag sie z tego zrobi.
warto im oszczedzic takich wzorow.

---------- 13:26 ----------

Cyprian napisał(a):I to dotykam kolejnej kwestii którą poruszyłaś. Kupowanie dupereli. Wprawdzie nie opiera się to na promocjach, tylko na gadżetach które fajnie wyglądają, firankach(mamy wszystko w oknach tj rolety, firanki i zasłony zabawne, że chciałaby mieć gołe okna), ubrankach etc. Nasze mieszkanie nazywam, i nie raz mówię to z oburzeniem, magazynem. Pokój dziecięcy to graciarnia, szafy ledwo się domykają, a niektóre szafki nie.
Ja z kolei raczej preferuję minimalizm, wolne przestrzenie. Także to jest kolejne podłoże konfliktu.

widze, ze masz identycznie jak ja. w pokoju u mojej matki nic sie nie domyka, nawet drzwi sie nie da otworzyc do konca bo za nimi sa stosy jej ubran, do niektorych nawet nie ma dostepu bo jedne leza na drugich w stosach pod sam sufit. tragedia, mowie Ci - tymi rzeczami to by mozna z 10 rodzin obdzielic i to na dlugie lata.

ja tez z ojcem jestesmy minimalistami i mozemy sie obyc bez wiekszosci rzeczy, dlatego najczesciej na tym tle dochodzi miedzy nami do spiec.
sikorkaa
 

Postprzez Filemon » 29 lip 2009, o 16:06

chłopie, ja Ci się dziwię i podziwiam Cię, że Ty w tym wszystkim jeszcze wytrzymujesz - nie wyobrażam sobie życia z taką... babą (pardon!) i już dawno bym od niej zwiał a jeszcze chyba stosownie bym się z nią pożegnał... (gdyby to był facet, to tak samo zresztą! ;) ) szkoda jedynie dzieci, gdyby zostały sam na sam z taką mamusią... :? dla mnie byłby to jedyny argument, który byłby w stanie jeszcze mnie jakoś w takiej sytuacji zatrzymać...

jedna z pań mówiła tutaj o aktywnym, stanowczym, twardym acz spokojnym przeciwstawianiu się i stawianiu oporu - zgadzam się z tym poglądem i gdybym w takim czymś siedział... (przepraszam za wyrażenie), to chyba jeszcze byłaby to moja ostatnia metoda - też uważam, że przemilczanie tego całego szajsu (przepraszam za słowo!) jest poniekąd pewnego rodzaju niezamierzonym przyzwoleniem na dalsze panoszenie się takiej osoby... - jak dla mnie: masakra i nie wyobrażam sobie takiego "życia rodzinnego"! :? :evil:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez cvbnm » 29 lip 2009, o 17:32

Wydaję mi się, że potrafiłem rozmawiać, zrozumieć, tłumaczyć i słuchać. I te rozmowy kończyły się zgodą, pozornym zrozumieniem.

ja tylko wtrace uwage,ze w mojej wypowiedzi sugerowalam opor, nie zadne porozumienie. twoja zona dominuje, a nie dazy do porozumienia, wiec strategia porozumiewania sie jest bledna.

wg mnie dominacja zony moze sie skonczyc nie za sprawa porozumienia, ale odczucia ze dysponujesz jakas sila. ona jej najwyrazniej u ciebie nie odczuwa. a moze Ty sam tez w sobie nie odczuwasz sily?
cvbnm
 

Postprzez Cyprian » 29 lip 2009, o 21:06

Czołem!

Tym razem będzie nieco krócej.

@sikoreczko, chcę jej oddać sprawiedliwość. Wiem te rzeczy się wykluczają, stąd moje "poza tym".
A jeżeli chodzi o te niedomykające się szafki, to naprawdę podobieństwo jest bardzo uderzające.
Czuję się trochę jak juczny wół. Każdą myśl o wyjeździe już w zarodku trafia szlag w postaci wizji zapchanego do granic możliwości samochodu i bieganiny, nerwów związanych z pakowaniem czy tez rozpakowaniem.
Długo można o tym mówić.

@Filemon, sprawa nie jest taka prosta. Ona doskonale wie, że nie chcę krzyczeć przy dzieciach, że nie chcę ich w to mieszać i że za bardzo mi zależy na tym by moje dzieci nie powiedziały, że tata krzyczy. Bo o mamie czasem tak mówi starsza, ponoć nawet i w przedszkolu - to naturalnie też jest moją winą, bo prowokuję matkę ignorowaniem jej..
Czasami niestety wyciągamy zbyt pochopne wnioski. WIem, że może się rysować przed wami obraz pierdoły. W pewnym stopniu pewnie i tak jest skoro do tej pory nie zostawiłem jej, ale charakter mam dość twardy i m. inn. dlatego że nie podporządkowuję się do końca jej chęci dominacji tyle awantur i krzyków.

@blue 66, pewnie trochę racji jest w tym co piszesz. Ale kiedy po kilku głupich tekstach nie odzywam się do niej 2 dni, to na pewno ona nie traktuje tego jako przyzwolenia na to jak sie zachowuje. To tylko przykład.
W pewnym sensie jestem w domu bardziej obecny ciałem niż duchem. Ignorancja jaką przejawiam w rewanżu dla jej rodziny też nie jest tym czego sobie ona życzy.

@lili, dzięki:)

@ktoś kto pisał o zaskarżeniu o znęcanie się psychiczne, przepraszam ale nie mogę odnaleźć tego tekstu w podglądzie a zaraz muszę kończyć pisać.
W każdym razie to ona uważa się za ofiarę znęcania psychicznego. A robie to właśnie milcząc lub kiedy nazywam ją wartiatką czy niedorozwiniętą emocjonalnie.
Wspólnie z matką orzekły, że moja rodzina zrobi z nią to samo co zrobiła z ciotką(której nie znały w ogóle) czyli doprowadzi ją do choroby psychicznej.
Ciotka wpała pod pociąg, nadużywała alkoholu przez co urodziła chore dziecko słowem wina ine leżała w naszej rodzine jak teściowej i jej córce wygodnie jest myśleć. NIe muszę wspominać, że takie stwierdzenia to chwyt poniżej pasa.

@cvbmn, wiem że jestem bezsilny, dlatego tu trafiłem. Właściwie już odnosiłem się do tej kwestii kilkukrotnie, i kluczowe jest to, że ona wykorzystuje cdm
Cyprian
 
Posty: 32
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 18:00

Postprzez granula86 » 29 lip 2009, o 23:48

Znam ten problem od podszewki , sama jestem córka takiej kobiety i do dziś nie możemy się dogadać. Sprawa nr 1 dla ciebie to powinny być twoje dzieci i ich zdrowie psychiczne bo uwierz mi ciężko się wchodzi w dorosłe życie z takim bagażem doświadczeń, nie łudź się ta sytuacja ma również i na nie wpływ. Mój ojciec zawsze był opiekuńczy i starał się zrozumieć naszą sytuację choć wiem że i jemu nie było łatwo to znieść. Dziś mama ma ponad 50 lat i zmieniła się o dziwo już nie ma takich wybuchów złości i inaczej patrzy na świat, nie chce ci powiedzieć że masz być z nią mimo wszystko a raczej może dobrze by było gdyby zobaczyła co traci nawet na chwilę, ale nie możesz zapomnieć w tym wszystkim o dzieciakach. Na pewno dobrym wyjściem nie jest kłótnia bo to niczego nie rozwiązuje ani też dyskusja bo to prowadzi tylko do kłótni. Moim zdaniem powinieneś powiedzieć otwarcie że macie problem z komunikacją chcesz go rozwiązać i zaproponuj wspólną wizytę u specjalisty żeby coś zmienić w waszym związku ,powiedz że zależy ci na zmianie tej sytuacji pokaż że traktujesz ją poważnie i że na prawdę zależy ci na zmianie. Niech to będzie szczera rozmowa w odpowiednim momencie z prawdziwą ochotą na zmianę i chęcią walki z z sytuacja. Gdyby się nie udało zawsze będziesz mógł powiedzieć próbowałem i chciałem zmiany na lepsze nie mam sobie nic do zarzucenia. Życzę wytrwałości, miłości do dzieci bo może im jej brakować ze strony matki i dużo wewnętrznej siły i spokoju do walki z przeciwnościami.Pozdrawiam
granula86
 
Posty: 11
Dołączył(a): 19 lip 2009, o 23:00

Postprzez lili » 29 lip 2009, o 23:57

Cyprian napisał(a):A jeżeli chodzi o te niedomykające się szafki, to naprawdę podobieństwo jest bardzo uderzające.
Czuję się trochę jak juczny wół. Każdą myśl o wyjeździe już w zarodku trafia szlag w postaci wizji zapchanego do granic możliwości samochodu i bieganiny, nerwów związanych z pakowaniem czy tez rozpakowaniem.
Długo można o tym mówić.


przypomniała mi się scena z moich wakacji z Rodzicami:
zawsze była kłótnia przed wyjazdem na wakacje
i chociaż moja Mama na codzień jest chodzącą dobrocią i łagodnością to przed wyjazdami wpadała w szał pakowania wszystkiego, nawet jeśli jechaliśmy do np. Afryki, musiała zabrać coś w stylu kożucha, bo a nuż...
Miałam wrażenie, że przed wyjazdem, przy pakowaniu musi być zawsze, z zasady, wytworzona atmosfera nerwówki, żeby było czuć że wyjeżdżamy na wakacje
jeśli mi udało się spakować w godzinę i chciałam pójść z psem na spacer albo na podwórko się bawić, dostawałam zjebkę, że jak to, ja się już spakowałam a Mama jeszcze a ja sobie wychodzę?
Mnóstwo mnóstwo pierdół, z powodu których Tacie gwizdało przez uszy, tak jak czajnik gwizda jak już woda się zagotowała, a ja miałam ochotę chodzić po ścianach a na wyjazd ochotę kompletnie traciłam
jednak dla pocieszenia powiem Ci, że można się na to impregnować
zaczęliśmy w w pewnym momencie Mamę ignorować w tym Jej przesadyźmie
ona miała ochotę zabrać 15 kilo bagażu, to potem sama go dźwigała a jak patrzyła na nas z wyrzutem (" w końcu przyda Wam się coś co zabrałam a wtedy MI podziękujecie!!") to traktowaliśmy to z okrutną olewką
:lol:
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez ewka » 30 lip 2009, o 06:55

:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez cvbnm » 30 lip 2009, o 11:12

cyprian, u mnie bezsilnosc idzie w parze z zanizonym poczuciem wartosci, jak jest u ciebie?
w moim przypadku duzo pomaga wzmacnianie wlasnej wartosci, samoswiadomosc i wewnetrzna stabilizacja - osadzenie w sobie i poleganie na sobie.
wg mnie nie jest dobra droga wyszukiwanie wad drugiej strony (nazywanie ja wariatka) i przerzucanie sie pretensjami.
droga ktora ja wybralam to asertywnosc, uczenie sie komunikowania w 1 os (ja czuje) i unikanie wynajdywania na czym polega problem drugiej strony
krotko mowiac zajecie sie soba i przeksztalcanie zycia od wewnatrz
jesli jak piszesz JESTES bezsilny, to nic nie pomoze jak tylko odnalezienie wewnetrznej sily. pisze to z wlasnego doswiadczenia

pozdrawiam
cvbnm
 

Postprzez sikorkaa » 30 lip 2009, o 13:41

masz mozliwosc pomieszkac sobie na troche poza domem? taka separacja na probe. i Ty mialbys spokoj i Twoja zona nie mialaby sie na kim wyzywac. pomysl nad tym ...

kiedy tak Cie czytam to mysle o Twoich corkach, bo mi sie przypomina moja wczesna mlodosc (do dnia dzisiejszego),kiedy non stop wysluchiwalam krzykow matki, jej awantur, tendencji do powtarzania tych samych tresci. moj ojciec ma to szczescie, ze jest lekko gluchawy i wiekszosc do niego nie dociera.

przykre co powiem, ale odliczam dni, kiedy jej juz nie bedzie, kiedy bede mogla wyniesc to wszystko z domu i zobaczyc cala przestrzen mojego mieszkania. kiedy wstane rano i spokojnie zjem sniadanie, skorzystam z lazienki i wyjde do pracy - bez dogadywania, kontrolowania i stresow. od dawna mam dosc tej kobiety i zaluje, ze jest moja matka. to sa slowa, ktore kiedys moga wypowiedziec Twoje corki, niestety.
sikorkaa
 

Postprzez Filemon » 30 lip 2009, o 14:17

sikorka, współczuję Ci serdecznie, bo widzę, że mamy zbliżony problem - przerobiłem to na własnej skórze i ciągle jeszcze przerabiam... :?

cyprianowi współczuję podobnie, bo wiem że od czegoś takiego się można po prostu wykończyć i stracić chęć do życia... :(

ALE... chcę Wam powiedzieć coś ciekawego - otóż u mojej matki nastąpiła pewna zmiana, kiedy ktoś z zewnątrz, ktoś obcy, dał jej informację zwrotną, że coś jest z nią nie tak (lekarka w szpitalu) a następnie... ja wyciągnąłem tą sprawę przy innej obcej osobie - kiedy matka próbowała mnie krytykować i obgadywać w mojej obecności, to ja przerwałem i powiedziałem jej, że przecież właśnie dopiero co została oceniona przez obcą, obiektywną osobę (tę lekarkę, którą na dodatek lubiła!), w taki to a taki sposób (negatywny - jako roszczeniowa i agresywna) i powiedziałem, że w związku z tym na jej wypowiedzi należy patrzeć przez pryzmat takich jej cech i przyjmować je ze stosownym dystansem, po czym tamta trzecia osoba wytrzeszczyła oczy na moją mamusię, bo wcześniej nie przyszło jej do głowy, że taki problem istnieje, zapadła cisza a ja poszedłem sobie do mojego pokoju... :)

To po tej sytuacji u mnie w domu sytuacja się bardzo zmieniła - skończyły się niemal całkowicie obelgi i agresywne ataki, w bardzo dużym stopniu wygasły ciągłe żądania i niezadowolenie, itp. Obecnie są to rzadkie, choć dalej bardzo nieprzyjemne incydenty, jednak po wielu, wielu latach wreszcie ich częstotliwość spadła o jakieś... 80 procent!!! Dla mnie to jest niewiarygodna ulga. Na dodatek nawet zaczęło się zdarzać, że obecnie odkrywam przed matką jakąś część mojego prywatnego życia (czego nie robiłem od kilkunastu lat!) i nie jestem już z mety atakowany krytyką, itp. Milczy, albo nawet potrafi powiedzieć jakieś dwa życzliwe zdania...

Nie rozumiem tego do końca, ale wychodzi na to, że zdaje się, iż do mojej matki po prostu DOTARŁO DOPIERO W MOMENCIE TEJ KONFRONTACJI WŚRÓD OBCYCH LUDZI, że faktycznie to Z NIĄ może być coś nie tak i że być może rzeczywiście to JEJ zachowanie jest jakieś niewłaściwe a wcześniej jakby tego w ogóle nie czuła, nie rozumiała i nie dopuszczała do siebie...

Później wracaliśmy jeszcze kilka razy w rozmowach (względnie spokojnych) do tego momentu konfrontacji i do tych opinii wydanych o mojej matce przez obcych ludzi - jakby przypominałem jej o tym, ale bez agresji i nachalnego nacisku... Czasami milczała, czasami podejmowała dyskusję, ale... w domu jest generalnie bez porównania spokojniej niż jeszcze pół roku temu!! :)

Zatem może warto zainicjować w umiejętny sposób jakieś tego rodzaju konfrontacje z udziałem osób z zewnątrz, bo możliwe, że te nasze matki czy żony po prostu NIE ZAŁAPUJĄ, NIE UŚWIADAMIAJĄ SOBIE w głębi siebie, że to one właśnie zachowują się destruktywnie i niszczą więzi rodzinne.... :?
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez sikorkaa » 30 lip 2009, o 14:31

rozwiazanie powiem, ze wrecz idealne, tyle tylko, ze moja matka jest swietna aktorka i tak naprawde w bestie wciela sie dopiero w zaciszu naszego domu.na zewnatrz gra cudowna zone i matke, co zreszta przy kazdej wizycie znajomych doskonale widac. czyli tak sie sklada, ze cala reszta tego swiata ma ja za wzor. no i co wtedy? kiedy komukolwiek o tym mowie, to mi oczy wytrzeszczaja - 'sikora, no co Ty gadasz? bajki jakies. przeciez Ty masz najfajniejsza matke na swiecie'. ano nie mam :( i nigdy nie mialam. to zwyczajna hipokrytka, ktora rajcuje uprzykrzanie nam zycia.
czyli w moim przypadku interwencja zewnetrzna bylaby niemozliwa, bo zwyczajnie oprocz naszych 4 scian nikt nie wie o jej incydentach.
sikorkaa
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 581 gości

cron