Jestem wściekła!
Czuję się wykorzystana. I niepotrzebna.
Jako że należę raczej do osób ambitnych praca zawsze była dla mnie ważna. Od bardzo dawna urabiałam mega ważnego klienta, aż w końcu udało się podpisać intratny kontrakt (o czym wspominałam jakiś czas temu). To nie było łatwe zadanie; mało kto wierzył, że praca nad tym projektem zakończy się sukcesem. Kosztowało mnie to wiele czasu, zdrowia i wyrzeczeń, ale udało się.
Najważniejsze i najtrudniejsze zostało zrobione, kontrakt został podpisany, opracowałam wszystkie specyfikacje, zadbałam o dostępność surowców, klient zatwierdził wzory... Jednym słowem: wystarczy ruszyć z produkcją.
W firmie od zawsze była walka między szefem produkcji i szefem sprzedaży - jedna firma, ale jakby dwa przeciwne obozy. Firma dzieli się na ludzi szefa produkcji i ludzi szefa sprzedaży.
Po tym projekcie zostałam publicznie pochwalona przez tego pierwszego, co bardzo nie spodobało się mojemu bezpośredniemu przełożonemu. W efekcie, potraktowana jako "człowiek produkcji" zaczęłam być gnębiona przez własnego szefa. To, co dzisiaj usłyszałam przepełniło kielich:
"W zasadzie to nie jestem w tej firmie potrzebna, wizje moje i bossa chyba są różne i w ogóle co ja tutaj jeszcze robię, skoro moją pracę może wykonać każdy za połowę kasy..."
Czuję się beznadziejna i niepotrzebna. Kiedy skończy się w końcu ta czarna seria?!