Muszę się komuś wygadać, a nie mam tak naprawdę komu.....
Jestem załamana....zdruzgotana.....
Nie wiem czy ktoś mnie pamięta...z forum...pisałam tutaj jakieś 3 lata temu....baaardzo często tutaj zaglądałam....i chociaż nie piszę już od dawno to zaglądam tutaj dośc często, ale nie w tym rzecz....
Było wszytsko cudownie.....poznałąm 2 miesiące temu faceta, który pokochał moją 4 miesięczną Julię jak swoją córkę....no mnie zresztą też pokochał....a ja się w nim zakochałam....jak nigdy w życiu......naprawdę żaden facet mnie tak nie doprowadza do szału jak on...........Było cudownie....
Parę dni temu dowiedział się, że ma nowotwór.....teraz bierze radykalną chemię....a ja od niego mieszkam ok 100 km.....a ja z nim teraz nie jestem.....strasznie się z tym czuję.....Okropnie......
Tak bardzo się w nim zakochałam, że gdy odjeżdżał ode mnie do siebie...to ja płakałam, bo jak zmaykałam za sobą dzrwi to już tęskniłam....
Tak bardzo się boję.......Tak strasznie jest mi źle......
Niby poukładałam sobie życie po śmierci taty......doszłam do siebie po tym jak facet rzucił mnie, gdy byłam w ciąży....Mam wspaniała córkę....:)
A teraz cos takiego........nie wiem co mam robić....miałam dzisiaj do niego jechac...znaczy się on z kuzynką po mnie, żebym u niego była, ale Julia ma katar...i boję się, że może się jemu coś stać...bo przecież po chemii zero odporności................Tak bardzo tęsknię i wariuję już tutaj u siebie.....nie wiem....co mam robić..jechac do niego pomimo wszytsko z nim być..............Tak strasznie jestem skołowana.............