przez flinka » 23 lip 2009, o 21:45
Dlaczego tak to przeżywasz? Bo zwykle początkowo wypiera się ten fakt. To jest mechanizm obronny, gdby to przyjąć od razu, szok byłby zbyt wielki. Wiesz ja zauważyłam, że po czyjejś śmierci czekam i wydaje mi się, że widzę tę osobę gdzieś na ulicy, dopiero po jakimś czasie to mija.
Kochanie potrzebujesz czasu... Ze śmiercią bliskiej osoby nie da się uporać tak szybko... Ale czytając Cię jestem spokojna, że poradzisz sobie z przejściem tej drogi godzenia się ze śmiercią babci.
Ja postrzegam śmierć prosto - jako brak wszelkich możliwości. Śmierć jest dla mnie nicością, nie wierzę w życie pozagrobowe. Dwie rzeczy są dla mnie ważne - to czy człowiek, który odchodzi (czy ja) czuję się spełniona w życiu. Uważam, że jeśli ma się takie poczucie to o wiele łatwiej jest się pogodzić z tym, że się umiera. Druga kwestia to, to że ten człowiek już nie cierpi.
"Strach przed śmiercią to strach przed życiem" - dlatego ja wolę koncentrować się na życiu. Parę miesięcy temu popełniła samobójstwo moja znajoma (właściwie znałyśmy się bardzo krótko, ale moment w jakim się spotkałyśmy sprawił, że czułam, że jest mi bliska). Miałam się z nią spotkać i ciągle było jakieś "ale" - a to brak czasu, a to myśl, że nie wiem czy ona ma na to ochotę. No i nie zdążyłam. Nie mam w tym momencie jakiś wyrzutów sumienia, że mogłam coś zrobić... Inni blizsi jej ludzie nie dali rady jej powstrzymać... Jakimś pocieszeniem była dla mnie świadomość, że już nie cierpi, nie musi zmagać się z chorobą. Ale to nie rozważania o śmierci były dla mnie takie ważne, ale myśl, że to właśnie na życiu trzeba się skupić, na nieodwlekaniu decyzji, na życiu tu i teraz, a nie może za parę miesięcy. Wciąż nieraz o tym zapominam... A przypomnienia bywają i mogą być bolesne.
Dobrej nocy!