Potrzeba Niszczenia

Problemy z partnerami.

Potrzeba Niszczenia

Postprzez julkaa » 19 lip 2009, o 18:38

Jestem od prawie 3 miesięcy w związku bardzo intensywnym, namiętnym, zdrowym, wręcz idealnym. Otrzymuje wszystko, czego bym oczekiwała. Sama też się staram, dbam o relacje, a przychodzi mi to łatwiej niż zwykle, tak samo wychodzi. Człowiek, z którym się spotykam, jest taki o jakim marzyłam - ten właśnie książę z bajki - czuły, opiekuńczy, uczciwy etc. mogłabym wymieniać w nieskończoność. Wszystko, co się dzieje jest takie, jak być powinno. Naprawdę - szansa na poważny, stabilny, zdrowy związek.

A ja chcę to zniszczyć. Jak w poprzednich związkach robiłam. Taka autodestrukcja. Na zasadzie: za dobrze jest, trzeba się troche poumartwiać - bedzie lepiej. Popłakać, pomęczyć się i jego.
Ciągle nachodzą mnie myśli, żeby to skończyć, tzn zerwać z nim - np napisać sms, maila albo po prostu urwać całkowicie kontakt, nie wyjaśniając niczego. Mam potrzebę skrzywdzić siebie i jego. To taki psychiczny odpowiednik potrzeby samookaleczenia.

Nachodzą mnie uczucia, że się męczę w tym związku (mimo że nie mam podstaw, by tak czuć). Nachodzą mnie myśli, by to zerwać, mimo że wiem, że będę żałować i wrócę na pewno. Powstrzymuję się od tych destrukcyjnych działań, bo wiem, że one tylko pogorszą relację - jak w poprzednich związkach bywało. Ale jest to walka wewnętrzna i kumuluje się we mnie i czuje ze kiedys nie wytrzymam i tak zrobie i będe załować a potem już nigdy nie bedzie tak samo, a potem będzie tylko gorzej.
Szczególnie jak mam doła, problem natury ogólnej to po prostu mam ochote to zakończyć.
Jak sobie z tym radzić? Jak się pozbyc tej potrzeby niszczenia?
sick
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez impresja » 19 lip 2009, o 19:23

Ludzie dzisiaj ,a szczególnie ludzie młodzi pozbawieni są możliwości siegnięcia do tego co jest w nas naturalne .Mianowicie do autorytetu,którym powinien być ktos starszy z rodziny ,dla kobiety szczególnie ważna jest matka ,babka.
Kiedyś ,gdy nie bylismy tacy "samodzielni ,samowystarczalni" to szło sie po radę do strszych ,albo jak ktoś wierzący to po wsparcie i modlitwę ,która przynosiła ukojenie .Dzisiaj ukojenie ma nam przyniesć psychoterapia, czyli ktoś obcy ,kto nas nie zna ,ktos ,kto [pzyjmując 10 pacjentów dziennie mówi im to samo jak z taśmy ,a przecież kazdy człowiek jest inny i kto nas lepiej zna niż nasz matka. Brak kontaktów i wiezi miedzyludzkich sprowadza sie do powstawania lęków ,samotności,nie ma w nikim oparacia .Rodzice zabiegani ,liczy sie komercja ,młodzi też chcą lepiej żyć ,a jednak człowieczenstwo w nas krzyczy,woła :pomóż, podpowiedz ,jak zyć? dokąd isć?
A matka przytuliłaby ,wysluchała i powiedziała: kochane dziecko, te wszystkie emopcje ,które posiadasz są normalne .Jesteś młoda, pełno w Tobie energii życia,chęci działania ,bodowania ,sparwdzania ,doświadczania. To tylko młodośc w Tobie hula .te huśtawki nastrojów ,są normalne w tym wieku.Nie martw się ,nic zlego nie zrobisz ,nie zniszczysz tego ,tylko zrozum ,że wszelkie emcjoe jakie czlowiek posiada są ludzkie ,Przyjmij je ,przyjrzyj sie im i oddal od siebie .Skoro doceniasz meżczyznę i wiesz jak wiele dobrego uzyskujesz od Niego to nie masz powodu sie niepokoić ,a wszelkie zle myśli odejdą wraz z uswiadomieniem sobie ,ze są one naturalne i chcilowe .nie zaprzątaj sobie nimi głowy kochanie,idź do niego ,zrób coś milego na wieczór ,kolacja ,spacer i powiedz jak bardzo go kochasz i cieszysz sie ,że jest.
Tego nam mile panie brakuje w dzisiejszym świecie .Uspokojenia i przekonania sie ,ze nic zlego sie z nami nie dzieje,że wszystk
ie mysli i emopcje są ludzkie i naturalne..........pozdrawiam
impresja
 

Postprzez forsycja.24 » 19 lip 2009, o 19:25

Julkaa, to poważny problem o czym piszesz. Rozmawiałaś z kimś wcześniej na ten temat? Jestem przekonana, że to sprawa o wiele głębsza. Chęć zranienia siebie i drugiej osoby jest wynikiem czegoś innego. Jeżeli Twój partner jest, jak piszesz, idealny dla Ciebie, czujesz się z nim świetnie to nie masz powodów aby niszczyć związek. Wiesz lub podejrzewasz co może być tego przyczyną?
forsycja.24
 
Posty: 71
Dołączył(a): 25 kwi 2009, o 17:41
Lokalizacja: DW

Postprzez julkaa » 19 lip 2009, o 20:41

wiem, ze powinnam chodzić na terapie. bo tego po prostu nie powinno się psuć! jak ja to robie-specjalnie. na zasadzie 'masochizmu'
nie chodze. bylam o wielu psychologów-ale mialam pecha. nie trafiałam na takiego, który by mnie do siebie przekonał.
jakoś nie moge sie zebrać, zeby zacząć terapie. mam nadzieje, ze zaczne zanim rozwale i ten związek.

skąd we mnie ten strach? kurde. za bardzo staram się racjonalizować i za duzo przychodzi mi na mysl.
jedno jest pewne- jakims dziwnym sposobem odczuwam nieodpartą potrzebę zniszczenia tego związku, by sprawic sobie ból. by sie ukarać? bo łatwiej bedzie mi samej? bez zobowiązań? bo będe czuła się wolna i swobodna? bo nie będe musiała spełniać niczyich oczekiwań?bo czuje że nie sprostam tym oczekiwaniom?
tak. boje sie. przeraża mnie coś. jakiś niezrozumiały dla mnie lęk.
choc przecież z racjonalnego punktu widzenia w związku moge być sobą i nic sie nie stanie. ale w praktyce czuje, ze nie moge, ze on mnie ogranicza.
z drugiej strony wiem, ze będąc sama trace te wszystkie piękne chwile, sytuacje spędzone z partnerem. bycie z kimś przeciez bardzo urozmaica życie.
czytałam ostatnio mądrą książkę Karen Horney "Neurotyczna osobowość naszych czasów". W niej odnalazłam wiele z siebie. O tyle jestem w lepszej sytuacji, iż wiem że to JA MAM PROBLEM.
czy bez terapii sie nie da?
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez biscuit » 19 lip 2009, o 20:45

może boisz się odrzucenia i chcesz uprzedzić sama ten moment, uprawiając właśnie taką dywersję?
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Postprzez julkaa » 19 lip 2009, o 21:09

---------- 20:58 19.07.2009 ----------

to byłoby by dziwne, zebym sie bała odrzucenia, bo przezyłam niejedno i wiem ze umiem sobie z nim poradzić. poza tym nie mam teraz powodó by sie bać. z drugiej strony umiałabym to zaakceptować, racjonalnie sobie wytłumaczyć.
myśle ze nie tyle chodzi o obawe przezd odrzuceniem. bo to juz przerobiłam.
czuje jakiś ciężar na sobie
czuje potrzebe zeby zniszczyc, stworzyc problem
moze chce przez to coś sprawdzić, wymusic, udowodnic sobie ... no idea..

---------- 21:09 ----------

impresja napisał(a):Ludzie dzisiaj ,a szczególnie ludzie młodzi pozbawieni są możliwości siegnięcia do tego co jest w nas naturalne .Mianowicie do autorytetu,którym powinien być ktos starszy z rodziny ,dla kobiety szczególnie ważna jest matka ,babka.
Kiedyś ,gdy nie bylismy tacy "samodzielni ,samowystarczalni" to szło sie po radę do strszych ,albo jak ktoś wierzący to po wsparcie i modlitwę ,która przynosiła ukojenie .Dzisiaj ukojenie ma nam przyniesć psychoterapia, czyli ktoś obcy ,kto nas nie zna ,ktos ,kto [pzyjmując 10 pacjentów dziennie mówi im to samo jak z taśmy ,a przecież kazdy człowiek jest inny i kto nas lepiej zna niż nasz matka. Brak kontaktów i wiezi miedzyludzkich sprowadza sie do powstawania lęków ,samotności,nie ma w nikim oparacia .Rodzice zabiegani ,liczy sie komercja ,młodzi też chcą lepiej żyć ,a jednak człowieczenstwo w nas krzyczy,woła :pomóż, podpowiedz ,jak zyć? dokąd isć?
A matka przytuliłaby ,wysluchała i powiedziała: kochane dziecko, te wszystkie emopcje ,które posiadasz są normalne .Jesteś młoda, pełno w Tobie energii życia,chęci działania ,bodowania ,sparwdzania ,doświadczania. To tylko młodośc w Tobie hula .te huśtawki nastrojów ,są normalne w tym wieku.Nie martw się ,nic zlego nie zrobisz ,nie zniszczysz tego ,tylko zrozum ,że wszelkie emcjoe jakie czlowiek posiada są ludzkie ,Przyjmij je ,przyjrzyj sie im i oddal od siebie .Skoro doceniasz meżczyznę i wiesz jak wiele dobrego uzyskujesz od Niego to nie masz powodu sie niepokoić ,a wszelkie zle myśli odejdą wraz z uswiadomieniem sobie ,ze są one naturalne i chcilowe .nie zaprzątaj sobie nimi głowy kochanie,idź do niego ,zrób coś milego na wieczór ,kolacja ,spacer i powiedz jak bardzo go kochasz i cieszysz sie ,że jest.
Tego nam mile panie brakuje w dzisiejszym świecie .Uspokojenia i przekonania sie ,ze nic zlego sie z nami nie dzieje,że wszystk
ie mysli i emopcje są ludzkie i naturalne..........pozdrawiam


:o Impresjo, dziękuje za tak mądrego posta. troche mnie uspokoił, bo kurcze mas zracje z tą oceną dzisiejszego światka. w pełni sie z Tobą zgadzam. niemniej czasem sama swiadomość nie wystarcza. no coż. nie my wybraliśmy rzeczywistość, w której przyszło nam życ. nasza rola to radzic sobie z nią jak najlepiej. dzięki jeszcze raz za wsparcie
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez caterpillar » 19 lip 2009, o 22:09

Jasne,bo kiedys to byli sami idealni rodzice :? jesli ktos ma madrych i kochajacych rodzicow wieksze prawdopodobienstwo,ze jego problemy emocjonalne nie sa az tak powazne a i sam z siebie chetnie sie im zwierza niz leci do psychologa.

A jesli ktos ma pseudo rodzicow i nikogo bliskiego to dziekuje Bogu,ze jest ktos taki jak psycholog.

Kiedy moja babcia spakowala tobolek i wrocila do swoich rodzicow uciekajac od meza pijaka uslyszala "tu nie ma miejsca,to jest twoj maz i musisz z nim byc" i z taka przekazana "madroscia" tkwi od kilkudziesieciu lat, ona jej siostry i wiele kobiet z jej pokolenia i ani modlitwy ani prosby i grozby nic nie zmieniaja.
A gdyby na drodze stanol ktos madry i wyslal ja do psychologa... moje dziecinstwo byc moze wygladalo by inaczej.

Moja babcia byla bardzo osamotniona ze swoimi problemami ani wsparcia ze strony rodziny(bo ta daleko a i tez chciala sie juz pozbyc kolejnej geby do wyrzywienia) tym bardziej od obcych osob,byla sama w wielkim jak dla niej miescie i zyla jak potrafila najlepiej ,
wlasciwie sama wychowujac dzieci,sama stojac w kilometrowych kolejkach,wszystko sama ,sama ,sama bo maz to swietosc trzeba przy nim byc.
Niestety dzieci wcale dobrze sie nie wychowaly..mimo staran poszly w slady ojca..a babcia przeciez ostrzegala...





Julka
mialam kiedys kolezanke ,ktora miala idealny (jak dla niej) zwiazek i zaskoczyla mnie kiedys mowiac ,ze ona musi odejsc bo jest zbyt idealnie.
Kompletnie tego nie rozumiem do dzis.

Byc moze jest to pewnego rodzaju "emocjonalne ciecie" albo jestes typem osoby u ktorej musi sie cos dziac,bo inaczej jest nudno,nienormalnie..tak maja czesto ludzie z domow mocno dysfunkcyjnych gdzie czesto dochodzilo do awantur.

pozdrawiam.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez julkaa » 19 lip 2009, o 22:47

ale ja już nie mam siły, zeby się 'coś dzieło". chce stabilizacji, spokoju, zdrowego związku.
ale to uczucie nisczycielskie mnie prześladuje. niczym jakiś demon :(
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez zizi » 19 lip 2009, o 22:53

jest też taki mechanizm,że jak ktoś został kilka razy porzucony ,to potem jak jest w kolejnym związku....podświadomie prowokuje takie sytuacje,żeby tym razem on porzucił........

to jest podswiadomy lęk przed porzuceniem.....

ale trzeba wierzyć,że tym razem będzie inaczej,że będzie dobrze....nie dopuszczać do siebie czarnych myśli......

powodzenia Julka :pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez Sanna » 19 lip 2009, o 23:01

Julko, ja przerabiałam bardzo zbliżone rzeczy tj. doprowadzanie w miarę regularne do konfrontacji. Jedno Ci mogę powiedzieć - zazdroszcze Ci, że już teraz masz świadomość problemu. Do mnie dotarła dopiero w pięknym wieku 33 lat.... Powiem Ci, że zastanawiałam się sama nad sobą co mnie dawało robienie podobnych rzeczy: potwierdzenie że komuś na mnie zależy i poczucie bliskości ( to na krótko, potem znowu budowałam dystans). Ciągle się z tym borykam, ale teraz już coraz lepiej idzie mi prowadzenie dyskursu wewnętrznego i tłumaczenie sobie samej fałszywości przesłanek które skłaniały mnie do destrukcyjnych dla związku zachowań. Ale jeszcze w ubieglym roku zaręczyny ( czyli chyba ,,zagrożenie" związkiem? ) przeżyłam tak że przez pół roku średnio co tydzień-dwa miała miejsce akcja zwrotu pierścionka zaręczynowego. Czemu tak się działo i czemu jeszcze mam takie myśli? Przekonanie bardzo głęboko ukryte, że mnie nie można kochać? Nieumiejętność osiągnięcia bliskości inaczej niż przez sytuacje ekstremalne?? Ciągle od 3 lat krok po kroku zbliżam się do odpowiedzi. Niestety nie mogę, jak niektórzy radzą, poradzić się mądrej matki, która wie coś o związkach, bo to z domu wyszłam z zamrożonymi emocjami, a moja mamusia wyszła z nimi ze swojego domu. Różnica między nami polega na tym, że we mnie nie udało się zabić emocji do końca- stąd depresja, a u mojej mamusi tak. Ona zresztą do dziś nie wyobraża sobie dopuszczenia do głowy myśli że do swojego rozwodu mogła się w jakikolwiek sposób przyczynić sama.Tak że to raczej psychoterapeuta ma większą wiedzę od mojej mamusi na temat tego jak wygląda zdrowy związek. Walcz o siebie, szukaj odpowiedzi czemu nie pozwalasz sobie na szczęśliwą miłość wszędzie gdzie się da. Pozdrawiam.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez ewka » 19 lip 2009, o 23:01

julkaa napisał(a):ale ja już nie mam siły, zeby się 'coś dzieło". chce stabilizacji, spokoju, zdrowego związku.
ale to uczucie nisczycielskie mnie prześladuje. niczym jakiś demon :(

Julka - jeśli już wiesz (a wiedzieć to duży plus!), że jakiś demon (niszczycielski) drepcze za Tobą... MUSISZ wrzucać na wstrzymanie. Stań, zatrzymaj się, pomyśl.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez julkaa » 19 lip 2009, o 23:05

Ewka, tak właśnie robię. i dzięki temu jeszcze nie zerwałam, co jest duzym sukcemsem po 3 miesiącach bo w poprzednich związkach nisczyłam juz po paryu rygodniach. Zawsze zatrzymuje sie i pomyśle i to niejako działa, ale boję się ze to sie kumuluje i kiedys uderzy z taką siła ze nie wytrzymam i zapomne się i zniszcze
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez ewka » 19 lip 2009, o 23:08

MUSISZ to sobie racjonalnie tłumaczyć... jeśli wytłumaczysz - nie wybuchnie.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez julkaa » 19 lip 2009, o 23:35

---------- 23:19 19.07.2009 ----------

Sanna napisał(a): potwierdzenie że komuś na mnie zależy i poczucie bliskości ( to na krótko, potem znowu budowałam dystans). Nieumiejętność osiągnięcia bliskości inaczej niż przez sytuacje ekstremalne??


własnie. tak robiłam bo rzeczywiscie dzieki temu to dostawałam.
ale tera tez moge miec zdrową bliskość tylko jakos jestem niedostosowana, zeby na normalnych zasadach ją od siebie dać

---------- 23:35 ----------

Dzięki, Ewka
zatem bede sie starac
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Sanna » 19 lip 2009, o 23:39

A może powinnać dawanie bliskości na normalnych zasadach cwiczyć? Teoretycznie wiesz jak te zdrowe zasady wyglądają? Ćwiczyć tak długo aż staną się zachowaniami naturalnymi? Ćwiczyć najpierw nawet wbrew sobie, wiedząc że koniec końców efekt będzie dla Ciebie dobry ? ( Pamiętasz może takiego bardzo fajnego posta Carity o pozbywaniu się garba? )Kurczę, pisałam i pisałam, jak fajnie i logicznie mi to wytłumaczył terapeuta, ale wszystko mi się skasowało. Nie mam siły już dziś pisać od nowa, więc zrobię to jutro. Dobranoc!
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: erioduquijm i 177 gości

cron