laissez_faire napisał(a):... jak pozbyłem się tego gówna?
nie wiem... naprawde nie wiem, co moglbym napisac... ot trwalem, a w pewnym momencie niektore kwestie utracily sile wyrazu... przestalem kleczec upokorzony slaboscia i dlawiony wyrzutem wobec wszystkich i wszystkiego...
pokochalem drugiego czlowieka... niestety na poczatku trwalem w przekonaniu, ze milosc totalna, ta romantyczna, ale jednoczesnie bezkompromisowa jest tym czego pragne i potrzebuje... tak Filemonie w imie tego uczucia zadawalem kolejne pchniecie w jatrzace juz rany... swoje takze rozdrapalem... pozolilem ropie, zastyglej przez te lata wokol jazni, powoli cieknac z moich ust i gestow...
oczyscilem sie... nauczylem kochac rozsadnie... zaczalem budowac niesamowita ralacje... zaczalem zyc... w tym zyciu nie ma miejsca na to co jeszcze niedawno pochlanialo mnie w pelni... na depresje...
do pelni brakuje mi jeszcze charyzmy i wytrwalosci... pewnie i to w koncu uda mi sie osiagnac... jednak raczej juz nigdy nie pozbede sie poczucia, ze z tym cynicznym blyskiem w oku, ktory sie bezpowrotnie wypalil, bylo mi niegdys do twarzy...
depresja to stan swiadomosci... choroba nazywamy ja z grzecznosci... depresja to my i nasze podejscie... zapominym co to slowo dla nas oznaczalo, jak tylko przestaniemy sie nim sycic... brzmi to nieralnie... tak samo jak teraz dla mnie nierealnymi zdaja sie te miesiace, te dni, minuty podczas ktorych swiadomosc przepelnial ten straszny zal i smutek...
trzymajcie sie! cieplo was wszystkich pozdrawiam! mam nadzieje, ze bede mogl cos tu czasem jeszcze napisac i podzielic sie z wami fajnymi anegdotkami z mojego zycia...
laissez, widzę że jednak... nie bez powodu stawiałem na Ciebie - mimo wszelkich batów, które nie raz dostałem... (chyba teraz rozumiem trochę lepiej dlaczego na mnie spadały... )
BARDZO SIĘ CIESZĘ, że jest z Tobą i Tobie o tyle lepiej...!
Co do tego "cynicznego błysku w oku (...) z którym było Ci niegdyś do twarzy"... to owszem - było Ci do twarzy i był on nawet dosyć uwodzicielski, ale ten urok był taki trochę na zasadzie Mefista komponującego się dobrze na tle ruin, zgliszcz oraz piekielnych stosów...
O wiele sympatyczniej brzmisz dzisiaj i bardzo Ci do twarzy z wizerunkiem normalniejszego, bardziej otwartego na życie, ludzi i siebie samego, człowieka...
Zgadzam się z Tobą, że "depresja to stan świadomości" a nazywanie jej jednostką chorobową (z klinicznego punktu widzenia może i użyteczne) jest tylko rodzajem przylepiania etykietki, która tak na co dzień i nam samym, prywatnie, niewiele wnosi...
Baaaardzo Ci zazdroszczę... MIŁOŚCI (i spełnienia się w tym obszarze), której mnie w życiu brak - może dlatego, że w jakimś sensie brak jej też we mnie...?
Szukam w sobie w tym obszarze, próbuję coś zmieniać, lecz ciągle bez powodzenia...
pozdrawiam Cię przyjaźnie - mam nadzieję, że nie przedwcześnie...
generalnie, to co piszesz sprawiło mi... wielką radość! - ot taki ze mnie Filemon...
p.s. z tej okazji już się nawet tu Goszce nie odgryzę, chociaż aż mnie korci, jak zwykle...
P.S.2 Wiesz co...? coś istotnego wynika dla mnie z tego co napisałeś o swoim dążeniu do miłości i jego charakterze w początkowym a następnie późniejszym okresie...