Witam wszystkich. Piszę tego posta, bo chcę opowiedzieć komuś o moim problemie. Niestety nie mam komu o tym powiedzieć w realu.
Mam 22 lata i uczę się dziennie (3 rok). Przez kilka lat zanim zacząłem studia brałem narkotyki. Przestałem brać kiedy to w lipcu 2007 r. trafiłem do poradni uzależnień. Zostałem skierowany na grupę gdzie poznałem bardzo fajnych ludzi i udało mi się utrzymać abstynencję. Dzięki wsparciu grupy i mojej mamy oraz studiom byłem czysty przez rok. Niestety po roku grupa się rozpadła ze względu na brak funduszy oraz uczestników. Ze względu na różne sprawy i brak czasu urwał mi się kontakt z ludźmi z terapii i zaczęła doskwierać mi samotność.
Minęły wakacje i wróciłem na uczelnie z silnym postanowieniem nawiązania bliższych kontaktów z innymi studiującymi. Nie udało mi się to za bardzo na pierwszym roku, bo nie umiem tak swobodnie nawiązywać kontaktów. To był dla mnie zupełnie inny świat a poza tym raczej stroniłem od imprez. Mimo wszystko przez pierwszy rok trzeźwości nabrałem pewności siebie i umiejętności interpersonalnych. Na 2 roku udało mi się w sumie bardziej otworzyć i wiem, że raczej jestem lubiany. Poszedłem nawet na kilka imprez jednak to już nie to samo. Po prostu nie potrafię już się tak beztrosko bawić. Alkohol mnie już nie kręci a niestety to jest główny element wszystkich imprez.
Pomimo tego, że nie mogłem narzekać na brak towarzystwa czułem się cały czas samotny. To i nawał obowiązków doprowadziło mnie do stanów depresyjnych pod koniec tego roku. Mimo wszystko udało mi się zaliczyć semestr z całkiem niezłą średnią. Wakacje zaczęły się dla mnie wcześnie i w końcu miałem dużo wolnego czasu dla siebie. Niestety nie umiałem albo nie chciałem tego dobrze wykorzystać.
Sam nie wiem kiedy to się stało. Myślę że pod koniec semestru zwątpiłem w siebie. Zacząłem coraz częściej popijać alk (wcześniej nie piłem ani kropli przez ok 7 m-cy). Potem samotność zaczęła doskwierać mi tak, że postanowiłem odświeżyć znajomość z kumplem z terapii. To był dla mnie nie lada wyczyn, bo pojechałem sam na imprezkę gdzie nikogo nie znałem (po za tym kolegą). Niestety znowu się zawiodłem, bo nie dość, że zostałem przez jego towarzystwo przyjęty bardzo chłodno (a nawet z agresywnie) to jeszcze on sam namawiał mnie żebym zapalił trawkę.
Ponownie zwątpiłem czy kiedykolwiek poznam kogoś wartościowego... No i zaczęły się wakacje. Wybrałem niestety najgorszą opcję i poszedłem starymi schematami. Zacząłem spotykać się ze starymi koleżkami i po jakimś czasie znowu się naćpałem.
Byłem czysty przez 23 miesiące i wszystko spieprzyłem.
Mam teraz strasznego doła i czuję, że zdradziłem sam siebie. Byłem pewny, że już mnie to nie dotyczy. Teraz już nie wiem jak mam żyć.
Dzięki za przeczytanie i fajnie by było jakby ktoś napisał coś dla otuchy...