Kłamstwa jednak mają krótkie nogi.
Nie wiem czy to ja przesadzam, czy on, czy to w ogóle ma sens.
Dziś co rusz natykałam się na jego kłamstwa.
Najpierw wyszła na jaw jego ekscytacja koleżanką, którą musiał bardzo przyjemnie zapisać w swoich kontaktach - brzmi banalnie, ale znam go bardzo dobrze i mnie nigdy nie zapisał tak. To koleżanką, przed którą ukrywał znajomość z nią przede mną. Ale o to nie miałam pretensji.
Najbardziej się wkurzyłam, gdy natknęłam się w jego komputerze na zdjęcie koleżanki z którą "nie miał kontaktu" - o tym ostatnio pisałam. I znów KŁAMSTWO!
Nie wspomnę o tym, że szperał w Internecie w poszukiwaniu swojej byłej.
I kolejne kłamstwo - "szukał jej, gdy nie byliśmy razem" - gorszego kłamstwa nie mógł wymyśleć. Historia ostatnio przeglądanych stron nie sięgała by około 5 miesięcy!
Wiem, że to wszystko brzmi dziecinnie i banalnie.
Ale akurat stawałam na nogi psychicznie i zaczęłam mu ufać. I zaufanie trafił szlag, za przeproszeniem. Boli mnie to, że kłamie. I to, że co chwilę prawda wychodzi na jaw. I to, że nie mogę mu ufać. Teraz we wszystkim będę podejrzewała kolejne kłamstwa.
I wiecie co jest najgorsze?
To, że ode mnie wymaga szczerości i wierności, że zazdrosny był o każdego chłopaka. A dlaczego nie wymaga tego od siebie?
Te wszystkie kłamstwa już sprawiły, że coś mnie od niego odpycha, że nie potrafię tego wybaczać już
Przepraszam, że tu wylewam swoje wszystkie żale. Ale nie mam komu. A tak łatwiej.