Witam wszystkich. Piszę, gdyż chciałabym podzielić się z wami z mym problemem. Problemem, który chyba dotyczy mnie samej, a ja nie wiem jak się z tym uporać.
Mam wspanialego, troskliwego chłopaka. Tworzymy szcześliwy zwiazek. Po wielu wzlotach i upadkach w końcu udało nas się zamknać przykry rozdział naszego zycia.
Niedługo wybieramy sie na studia. Rozpaczliwie poszukujemy dogodnego, niedrogiego mieszkania, a z tym drugim coraz trudniej w dzisiejszych czasach. I na tym etapie pojawia sie problem i moje obawy. Co jeśli dane nam będzie dojezdać do szkoły - spotkania, wspólne spędzane chwile z mojego punktu widzenia będą należeć do rzadkości. Teraz i tam nie mieszkamy w tym samym mieście, więc czuje niepokój. Martwie sie, że to źle wpłynie na nas, na nasze relacje. Czy nie oddalimy się od siebie, czy nie zatracimy w tym wszystkim. Coraz cześciej czuje strach i martwie sie już na zapas.
Coraz trudniej radzę sobie także z naszymi sprzeczami, tym, że coraz czesciej słyszę, że denerwuje go moje zachowanie. To wszystko kumuluje sie we mnie, to jego narzekanie na moją osobe + zmartwienia z mieszkaniem.
Ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że brakuje mi czułych rozmow, kiedy nic innego prócz nas nie ma znaczenia.
I wydaje mi sie, ze problem ten największy tkwi wlaśnie we mnie, ze nie potarfię podejść do niektórych sprawch właściwie, z wiekszym dystansem, tak jak on. Nie wiem, czy cierpie na jakąś depresje, czy to mój głupi wymysł, ale czuje sie w tym wszystkim osamotniona, nie taki pewna siebie i swoich racji, ulegla, momentami bezradna.
Za wszystkie wypowiedzi, rady z góry dziękuje i pozdrawiam.