Nie zostawiajcie mnie teraz;-(

Problemy związane z depresją.

Postprzez Carrie » 11 lip 2009, o 23:20

Cieszę się, że jest chociaż trochę lepiej.
Jednak takie wygadanie się, wyrzucenie coś daje.

To wszystko przejdzie, na pewno będzie bolało, bo od tego nie da się ot tak przejść do codzienności. Utrata bliskiej osoby jest straszna, ale musimy się z tym pogodzić i iść dalej, bo my też mamy swoje życie.

Dobrej nocy :papa:
Avatar użytkownika
Carrie
 
Posty: 43
Dołączył(a): 11 lip 2009, o 17:37

Postprzez lili » 13 lip 2009, o 09:42

kasiorku

przytulam i pozdrawiam :pocieszacz:
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez flinka » 15 lip 2009, o 00:57

Kasiorku jak się czujesz? :pocieszacz:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Księżycowa » 15 lip 2009, o 17:11

Witaj flinko.

Emocje opadły. Zaczynam jakoś żyć, z tym, że nadal boję się przebywać sama w domu. Czasem nie dowierzam, że już jej nie zobaczę... Uświadomiłam sobie też, że nie byłam z nią aż tak bardzo związana. Zaczynam sobie to jskoś układać... Mam też czasem wrażenie, że jeszcze do mnie to nie dociera. Wczoraj nadal czekałam, miałam wrażenie, że ją przywiozą ze szpitala.... Mieszane te emocje, ale jakoś ostatnio odchodzą...

Flinko napisałaś mi, o ile dobrze odczytałam, że nie jesteś wierząca tak? Bo mnie zastanawia coś. Moja wiara od dłuższego czasu jest w kiepskim stanie, choć jestem katoliczką. Przestałam wierzyć, najbardziej martwi mnie to, że nie wierze, że po śmierci coś jest. Dlatego panicznie boję się jej, boję się, ze zginę, że nie wierzę i Bóg mnie nie ochroni... A Ty co myślisz o tym. Jakie masz wyobrażenie na ten temat?[/quote]
Księżycowa
 

Postprzez kasjopea » 15 lip 2009, o 21:39

Kasiorku wszyscy chyba boją sie śmierci.Najgorsza jest ta niepewność czy po tamtej stronie coś jest.Wierzę w to że jednak jest.Jest jakaś Sila,jestem nawet tego pewna.Kiedyś mialam watpliwości lecz dopiero gdy zmarl moj ojciec powiedzialam że życie pozagrobowe istnieje.Moje przekonania są nieodlącznym elementem wiary katolickiej,ale to już nie o to chodzi.Nie jestem jakąś tam dewotka ,nawet rzadko chodze do kościola.Jednak trzeba w coś wierzyć.Czlowiek nie może tak poprostu przestać isnieć,rozplynać sie jak mgla.
Avatar użytkownika
kasjopea
 
Posty: 673
Dołączył(a): 17 maja 2009, o 11:39

Postprzez Księżycowa » 15 lip 2009, o 22:02

Też nad tym myślałam... Że co teraz jestem i każdy człowiek jest przeciez istotą wyjątkową i złożoną i nagle ginie? Wydaje się nie możliwy koniec a jednak są wątpliwości. Zastanawiam się czy to nie jest strach przed nieznanym w dużej mierze. Przecież zostajemy wtedy sami prawda? Jakoś nie mogę się z tym pogodzić... Rozmawiam o tym z p. Psycholog.
Księżycowa
 

Postprzez Carrie » 16 lip 2009, o 22:50

Kasiorku, a nie lepiej zostawić to na później ? Te wszystkie rozważania ?
Ja sobie tłumaczę wszystko tak - że bez względu na to, co jest po śmierci, to PO COŚ tutaj, na tym świecie jestem.
Nic nie dzieje się bez przyczyny, nawet Wielki Wybuch w kosmosie sam z siebie się nie wziął i to wszystko co nas otacza też.
Avatar użytkownika
Carrie
 
Posty: 43
Dołączył(a): 11 lip 2009, o 17:37

Postprzez Księżycowa » 16 lip 2009, o 23:10

Tak zgadzam się z Tobą tutaj... Wiesz, tylko czuję taki przeraźliwy strach i iepokój przed tym...

Staram się zająć swoimi sprawami po prostu, ale odpowiedź na te pytania, chyba będę musiała znaleźć, bynajmniej po to by nie było takiego strachu. Z drugiej strony, moja mama uważa, że podejście do tego jest też kwestią wieku... Tak, ale umierają i starzy i młodzi a nikt nie wie kiedy to się stanie...

Zadręczanie się tym jest bez sensu, bo można się wykończyć. Ale ja chciałabym też mieć w sobie pewien spokuj...
Księżycowa
 

Postprzez kasjopea » 16 lip 2009, o 23:55

Wiesz Kasiorku rozmyślania na ten temat sa chyba nieodłacznym elementem jeśli Ktoś umiera szczegolnie Ktoś bliski, i to jest normalne.Sama też czasami o tym myślę ale wierzę że istnieje życie po smierci.Dosyć często chodzę na cmentarz i rozmawim z moim ojcem(nie nie odbilo mi )opowiadam mu o moich problemach czasami prosze o rade jak za dawnch czasow i żeby mi pomogl , to dziwne ale mam wrazenie że mi pomaga.Czlowiek nie moze ot tak poprostu przestac istnieć to niemozliwe ma przeciez duszę.Podobno kiedyś naukowcy zrobili eksperyment.ZWażyli cialo czlowieka przed smiercią i po śmierci;stwierdzili że po śmierci cialo wazylo o 5dkg mniej ,czyli tyle mialaby ważyć ludzka dusza. :) Ciekawe prawda?Skup sie Kasiorku na życiu ,nie myśl ciagle o śmierci ,nie bój sie też swojej babci bo byla Ci bliska i przecież by Cię nie skrzywdzila!Wiem potrzeba czasu bo to jet najlepszy lekarz na takie doświadczenia ,ale możesz pomoc tez sobie sama.Pozdrawiam Kasiorku :cmok:
Avatar użytkownika
kasjopea
 
Posty: 673
Dołączył(a): 17 maja 2009, o 11:39

Postprzez Carrie » 18 lip 2009, o 01:37

Strach przed czym ?
Jeśli nic nie ma po śmierci, to zwyczajny koniec życia i już.
Jeśli jest coś - to pewnie coś lepszego, bo niby dlaczego miałoby być to piekło ?
Nie neguję tutaj tego, że jest niebo / piekło .
Avatar użytkownika
Carrie
 
Posty: 43
Dołączył(a): 11 lip 2009, o 17:37

Postprzez Księżycowa » 22 lip 2009, o 21:57

Przed czym strach? Przed tym, że tam będzie źle, że będzie bolało nie wiem...

Mam chwilami takie napady, kiedy myślę o babci i tymi chwilami zdaję sobie sprawę, że już jej nie zobaczę. Ogólnie w to nie wierzę. Czekam aż przyjedzie ze szpitala. To nie możliwe... Zawsze siedziała u siebie w pokoju. Jak przyszłam z pracy albo jak szłam do pracy. Cokolwiek nie było ona była a teraz? Zastanawiam się jak to wszystko możliwe, jak to możliwe, że już jej nie zobaczę?
Ja tego jeszcze nie przeżyłam, nie przerobiła, to dociera do mnie powoli. Nie mogę zrozumieć... Dlaczego tak to przezywam?
Księżycowa
 

Postprzez kasjopea » 22 lip 2009, o 22:45

Poprostu jest Ci jej brak Kasiorku byla domownikiem nieodlącznym jego elementem tak jak wszyscy mieszkańcy.Takie przeżycia potrafi zatrzec tylko czas uwierz mi.Staraj sie nie myśleć ciągle o przemijaniu ,śmierci.Takie myslenie dziala destrukcyjnie na czlowieka.Jak zaczynasz myślec to staraj sie czymś zając ,wyjść z domu rob cokolwiek.To minie zobaczysz :pocieszacz:
Avatar użytkownika
kasjopea
 
Posty: 673
Dołączył(a): 17 maja 2009, o 11:39

Postprzez flinka » 23 lip 2009, o 21:45

Dlaczego tak to przeżywasz? Bo zwykle początkowo wypiera się ten fakt. To jest mechanizm obronny, gdby to przyjąć od razu, szok byłby zbyt wielki. Wiesz ja zauważyłam, że po czyjejś śmierci czekam i wydaje mi się, że widzę tę osobę gdzieś na ulicy, dopiero po jakimś czasie to mija.
Kochanie potrzebujesz czasu... Ze śmiercią bliskiej osoby nie da się uporać tak szybko... Ale czytając Cię jestem spokojna, że poradzisz sobie z przejściem tej drogi godzenia się ze śmiercią babci.

Ja postrzegam śmierć prosto - jako brak wszelkich możliwości. Śmierć jest dla mnie nicością, nie wierzę w życie pozagrobowe. Dwie rzeczy są dla mnie ważne - to czy człowiek, który odchodzi (czy ja) czuję się spełniona w życiu. Uważam, że jeśli ma się takie poczucie to o wiele łatwiej jest się pogodzić z tym, że się umiera. Druga kwestia to, to że ten człowiek już nie cierpi.

"Strach przed śmiercią to strach przed życiem" - dlatego ja wolę koncentrować się na życiu. Parę miesięcy temu popełniła samobójstwo moja znajoma (właściwie znałyśmy się bardzo krótko, ale moment w jakim się spotkałyśmy sprawił, że czułam, że jest mi bliska). Miałam się z nią spotkać i ciągle było jakieś "ale" - a to brak czasu, a to myśl, że nie wiem czy ona ma na to ochotę. No i nie zdążyłam. Nie mam w tym momencie jakiś wyrzutów sumienia, że mogłam coś zrobić... Inni blizsi jej ludzie nie dali rady jej powstrzymać... Jakimś pocieszeniem była dla mnie świadomość, że już nie cierpi, nie musi zmagać się z chorobą. Ale to nie rozważania o śmierci były dla mnie takie ważne, ale myśl, że to właśnie na życiu trzeba się skupić, na nieodwlekaniu decyzji, na życiu tu i teraz, a nie może za parę miesięcy. Wciąż nieraz o tym zapominam... A przypomnienia bywają i mogą być bolesne.

Dobrej nocy!
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez lili » 23 lip 2009, o 22:08

---------- 22:01 23.07.2009 ----------

Kasiorku, cierpisz, bo Babcia była zawsze. I abstrakcją jest dla Ciebie stan, że Babci już nie ma. Znam to aż za dobrze. Zawsze tak chyba jest kiedy pierwszy raz przeżywa się śmierć kogoś bliskiego. Dla mnie pierwsza ważna śmierć w moim życiu (też Babci) była totalną masakrą, bo myślałam, że wszyscy sobie żartują, że tak mówią. Że na pewno to się da jakoś odkręcić, Że pewnie mi się to śni. A najbardziej bolesny był właśnie powrót do rzeczywistości- świat się niestety nie zatrzymał, choć ja się tego spodziewałam. Mój świat totalnie zwolnił, zatrzymał się, a na zewnątrz wszystko się bezlitośnie dalej kręciło- ludzie chodzili do pracy, tramwaje przyjeżdżały jak zawsze, zero zmian, zero reakcji. Bezlitosne.
Dzisiaj śmierć już nie jest dla mnie abstrakcją. Nawet nie boję się martwego ciała czy pogrzebów. To przecież ludzie- istoty które znałam. I jak się głębiej nad tym zastanowić, to przecież niczego w życiu nie możemy być tak pewni jak śmierci- swojej i bliskich. W zasadzie jest to jasne od urodzenia, tylko nasza kultura powoduje, że ten temat jest tabu, nie jest oswojony. Dlatego jest taki "obcy".
Poradzisz sobie na pewno. Staraj się myśleć, że tam gdzie Babcia teraz jest, jest jej dobrze, ciepło i bezpiecznie. Ja po śmierci Babci przestałam bać się swojej śmierci- czekam na nią może nie z niecierpliwością ale spokojem: TAM spotkam Babcię, wreszcie po tylu latach niewidzenia :)


---------- 22:08 ----------

aaa jeszcze jedno mi się przypomniało w tym temacie, tak może mniej osobiście do Ciebie a bardziej ogólnorozwojowo...

jak umierał Papież, czy teraz Michael Jackson, to domorośli socjologowie byli proszeni o komentowanie a dlaczego tak, a skąd taka reakcja, i wymyślali różne mniej lub bardziej sensowne wyjaśnienia. A tak naprawdę zadziałał podobny mechanizm jak pisałam wyżej: dla większości młodych ludzi Papież był jedynym papieżem jakiego znali a Michael Jackson gdzieś tam przewijał się od dzieciństwa, w telewizji, w radiu, w gazetach. Jak nagle mówi się, że "taki ktoś" nie żyje, to ludzie się gubią, bo znika coś-ktoś, kto wydawał się "wieczny" przez to że był "zawsze".
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez Księżycowa » 24 lip 2009, o 08:39

Nie wiem dlaczego, ale jak Jackson zmarł, to się rozryczałam jak idiotka a przecież nawet go nie znałam... Przeżywałam to i odczuwałam dość długo, za nim się z tym pogodziłam. Do teraz z resztą mi trudno chwilami w to uwierzyć. Lubiłam go, wydawał mi się dobrym człowiekiem, na którym ludzie z zazdrości wieszali psy. A rodzinka moim zdaniem miała go totalnie gdzieś i ich wstrząs był dla mnie całkowitym występem pod publikę... Z resztą od początku życia miał przerąbane. Żal mi go było pod tym względem.

Nie rozumiem dlaczego śmierć babci przeżyłam inaczej... Mniej emocjonalnie, nie rozumiem, to znaczy, że co? Że babcia dla mnie mniej znaczyła?

Flinko a mnie przeraża nicość. To, że nie wiem co się ze mną stanie, że po prostu zniknę... Poza tym nie wiem czemu, ale nie odbieram śmierci tak, ze ktoś już nie cierpi, właśnie odwrotnie, bo przecież umarł...
Księżycowa
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 293 gości

cron