dziękuję za wszystkie dobre słowa.
Trochę poukładałam sobie w głowie, trochę przemyślałam, udało mi się ustalić swoją rolę w tym wszystkim. Trochę grzebię w necie...
Młody na razie jest w szpitalu- na odtruciu. Pewnie jeszcze przez jakiś czas zostanie.
Pomyślałam, ze jedyne co moge zrobić - to podtrzymac tatę ( razem z lubym). Młodemu nie pomogę, bo nie jestem ani lekarzem, ani psychologiem.
Przerażające jest to, jak tata zaplątał się wpobożne zyczenia ;( i myślenie magiczne. Znalazł syna nieprzytomnego, z pożegnalnym listem i pustym opakowaniem po morfinie i innych prochach i mówi mi : "ale on nie ma problemu z narkotykami"
Przejmująca jest gotowość taty do przeżycia wszelich niepowodzeń, za swoje dzieci... Na razie rozmawiamy na ten temat. Tata chciał jechac- mówi, musze pomóc lekarzom uratować syna, bo oni go nie znają, a on im wszystko wyjaśni
jakoś mam poczucie, ze wszystko się ułozy i że będzie dobrze, i że na dobre się obróci... może w końcu...
Przejrzałam wczoraj archiwum forum, paietam taki temat, w którym matka pisała jak sobie radzić z trudnym synem, były tam jakies wskazówki postępowania dla osób współuzalezinionych. Niestey- nie pamiętam nicka. Chciałam to pokazać tacie.
A w ogóle sorry, zę pisze w tym temacie, pewnie powinnam załozyć jaiś nowy, ale nie jestem pewna, czy moge pisac o osobach, któe nie wyraziły wprost zgody na to... więc póki co- na razie nie zakładam tematu, co do którego nie mam pewności, ze będę go chciała kontynuować...
Dziękuję za wszystki ciepłe słowa- ja juz czuję się lepiej, jakoś zawsze pomaga mi jak uspokoję chaos w głowie. To mi się na razie udało. Ułozyłam sobie w głowie taki szkicowy mini plan działania i czuję się pewniej.
Sikorka- trzymam kciuki
Flinka- uda się!!!