Witam!
Jestem nową osobą na tym forum. Znalazłam się tutaj, bo szukam pomocy i odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Być może nawet powieliłam temat, ale czuję, że dłużej nie dam sobie rady sama.
Od roku tworzę szczęśliwy związek z cudownym mężczyzną. Takim o jakim zawsze marzyłam: czułym, troskliwym, opiekuńczym, potrafiącym otwarcie mówić o swoich uczuciach. Wszystko byłoby dobrze gdybym nie cierpiała z powodu chorobliwej wręcz zazdrości. Zadręczam nas tym i czuję, że być może, mimo tego, że oboje się bardzo kochamy, wkrótce się rozstaniemy, bo nie dajemy już sobie rady sami. Mój mężczyzna wszystko mi tłumaczy, czasem po kilka razy jeden i ten sam problem, ale jego argumenty do mnie nie docierają. Sama nie wiem skąd to się u mnie wzięło i dlaczego tak okropnie się zachowuję. Sama ze sobą a raczej z tym problemem czuję się źle. Nie możemy juz razem oglądać wspólnie filmów, normalnych filmów, bo ja jestem zazdrosna o aktorki, które w nich występują. Wg mnie zawsze są ode mnie ładniejsze, mądrzejsze, bardziej wysportowane, eleganckie, seksowniejsze itd. Jestem zazdrosna o ładne kobiety w serwisach informacyjnych, o to, że mój ukochany na nie patrzy. Jestem zazdrosna o modelki na bilbordach, w gazetach, ekspedientki w sklepach. Ostatnio byłam nawet zazdrosna o jego nastoletnią bratanicę, od której dostał jej zdjęcie z wakacji w stroju kąpielowym. Chcę być dla niego i wg niego tą jedną jedyną i 'naj' pod każdym względem. Nie chcę żeby ktoś inny, jakaś inna kobieta imponowała mu w jakikolwiek sposób. Mój mężczyzna stale mi powtarza, że dla niego jestem i zawsze będę najlepszą kobietą pod słońcem, ale jego argumenty do mnie nie docierają. Zamiast skupiać się na pozytywnych słowach i zdarzeniach ja ciągle myślę o tym, że znowu jakaś inna kobieta będzie dla niego bardziej interesująca ode mnie. Jest to silniejsze ode mnie i niezwykle męczące. Nie wiem skąd to się we mnie wzięło, nie byłam taka wcześniej. Męczy nas to może od dwóch miesięcy. Dodam jeszcze, że w moim poprzednim związku zachowywałam się podobnie i teraz z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że mój ówczesny partner z tego właśnie powodu zaczął nadużywać alkoholu, co potem stało się przyczną rozpadu związku. Nie chcę żeby historia się powtórzyła. Bardzo kocham swojego mężczyznę on mnie również i nie chcemy żeby nasza miłość zakończyła się z takiego powodu. Widzę, że jego cierpliwość się kończy. Mnie ta sytuacja męczy i przeraża, bo nie panuję nad sobą w takich chwilach. Dlaczego tak się dzieje i co zrobić, by skończyć z tym chorym myśleniem? Proszę o rady.
Pozdrawiam