Wiec tak, do domu wróciłam wczoraj, po kłótni z ojcem, jest juz raczej błękitnie niebo, choć nie chciałam by tak było.
Zaczeło się od tej pieprzonej matury..skonczyło na Londynie, na tym ze juz dzis mogę wyjechac....
Ni stad ni z owad dzis pyta czy moze chcę pieniadze na korepetycje...powiedziałam ze poradze sobie bez nich.... a on "zeby pozniej nie było na mnie, ze Ci nie pomogłem" zasmiałam sie i kazałam mu wyjsc....
nie wiem skad w nas tyle nienawisci.
Nie chcę tu już mieszkać.
Nie wiem jak im o tym powiedzieć.
Z matką zalezy jak lezy raz lepiej raz gorzej, mama ma firme i chciała mnie zatrudnic u siebie, tylko ja nie chce u niej pracowac.... Ojciec tez ma swoja firmę ale jego pieniedzy tym bardziej nie chcę.
Mam przyjaciela który chce mi pomoc.
tylko ze dla mnie wszystko jest ryzykowne.
pytanie moje czy mam zaczac przestac sie bac i nie patrzec na konsekwencje tylko isc do przodu, z drugiej strony co jesli sie nie uda..
nie wroce to jak syn marnotrawny....