Zanim odpowiem, to może napiszę, że ta rozmowa z przyjaciółką również była pod wpływem, choć nie wiem, na ile ma to jakieś znaczenie.
lili napisał(a):to z jednej strony bardzo niefajnie że grzebiesz w jej prywatnych korespondencjach
a z drugiej strony masz dostęp do jej wypowiedzi pewnie szczerych i niczym nieskrępowanych, ludzie na gg często się otwierają i piszą...szczerze co im leży na wątrobie.
Niefajnie. Mam tego świadomość. Zrobiłem to raz - ściągnąłem całe archiwum, które wydawało jej się, że skasowała. Chciała przede mną ukryć rozmowy z kolegą (pisałem o tym kiedyś).
Ale dzięki temu dowiedziałem się o zdradzie. Inaczej pewnie nigdy bym się nie dowiedział, a zdecydowanie chcę wiedzieć o takich rzeczach. O ile byłaby to zdrada nieistotna, jakiś głupi incydent, to może zrozumiałbym chęć zatajenia (choć wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego, zawsze pozostaje jakiś ślad na uczuciach). Ale z tego co się przez to dowiedziałem, a potem ona potwierdziła, że był to "gwóźdź do trumny" jej uczuć do mnie, to zdecydowanie powinienem się był wtedy dowiedzieć.
ewka napisał(a):Pietrek, nie napadam na Twoją żonę, ale widzę w tym tak cienkie tłumaczenie się, że aż. Dziewczyna zaszalała, zdradziła, był alkohol... no tak po prostu. Dorabianie do tego całej ideologii wydaje mi się bez sensu, a obarczanie Ciebie winą nawet wydaje mi się bezczelne... dlatego (wydaje mi się) ona ucieka od tego tematu, bo właściwie tam nie ma nic. Za tą zdradą nic się nie kryje... może niełatwo przyznać się do tego, że to kompletna pustka, jednorazowy głupi wyskok. Jeśli niełatwo... trzeba podkoloryzować, żeby całkiem głupio nie wypaść.
No i w tym kontekście tym bardziej niepokoi mnie to, co pisała do przyjaciółki: o potrzebie korzystania z życie, a ewentualnych zdradach. Choć wydaje mi się, że jednak bardzo źle się czuje z tym co zrobiła. Z drugiej strony, ponoć największe wyrzuty sumienia są po pierwszym razie.
ewka napisał(a):Inna rzecz jakieś ogólne znudzenie... to dotyka każdego (tak sądzę) - kwestia, jak kto sobie z tym radzi. Poczytałam Twoje wcześniejsze posty z lutego choćby. Tamte sprawy się jakoś ułożyły pomyślnie? Uspokoiły?
Rozmowy z kolegą skończyły się. "Poprosiłem" ją o zerwanie kontaktów. No chyba, że kontaktuje się z kolegą tylko będąc w pracy. Ale powiedzmy, że w tym jej ufam.
Ponadto ja się w tym wszystkim znacznie lepiej czuję. Nie mam poczucia, że mnie tłamsi.
Filemon napisał(a):no niestety, ale jeśli o mnie chodzi, to nie miałbym do tej kobiety zaufania... - stawiam raczej na to, że z przyjaciółką była względnie szczera - chciała się wygadać i czuła się bezkarna, nie bała się żadnych konsekwencji... Tobie natomiast powiedziała między innymi, że nie da sobie bez Ciebie rady...
(względy praktyczne - wygoda, lęk, itp.)
miałbym ją na oku... (bez paranoi!) a przede wszystkim życzyłbym sobie poważnych wyjaśnień tego co było a następnie dążyłbym do wspólnego przerobienia tego, co jest do naprawienia w obszarze gdzie coś między Wami się zepsuło (o ile w ogóle zdecydowałbym się z tą kobietą zostać i o ile naprawa jest możliwa...)
Dlatego cały czas próbuję drążyć z nią ten temat. Ona z kolei uważa, że nie ma już o czym gadać.
Być może gdyby nie dzieci, to powiedziałbym jej zdecydowanie o rozstaniu. Może ona zrobiłaby to wcześniej. W takiej jednak sytuacji chcę to ratować. Może to być obawa przed drastyczną zmianą w życiu, ale akurat dzieci są dla nas obojga priorytetem.
Sam jestem z rozbitej rodziny, rodzice się rozwiedli jak miałem 6-7 lat (od tego czasu praktycznie nie miałem z ojcem kontaktu) i widzę jakie to ma znaczenie dla człowieka. Choć, tak czy inaczej, wydaje mi się, że będę znacznie lepszym ojcem, niż mój był dla mnie.
Filemon napisał(a):jeśli dobrze zrozumiałem, to Twoja żona odmówiła poinformowania Cię uczciwie, gdyby zdarzyła Jej się kolejna zdrada, czy tak?
Tak. Odmówiła.
To jeszcze napiszę, żeby nie było, że ona taka zła (wiadomo, ja przedstawiam sytuację z mojego punktu widzenia) - żonka ogólnie jest naprawdę bardzo dobrym człowiekiem. Wrażliwym na nieszczęścia innych; choćby czasem informacje podawane przez media, dotyczące np. krzywdzenia dzieci, powoduję u niej smutek, a nawet łzy. Ale z drugiej strony, czasem mam wrażenie (co jej ostatnio powiedziałem), że najważniejsze w jej życiu są: najpierw nasze dzieci (co akurat nie dziwi), potem dzieci jej rodzeństwa, problemy emocjonalno-finansowe jej siostry, a dopiero potem ja.
Ponadto uważam, że jest bardzo inteligentna. Podczas rozmowy potrafi mnie zagiąć jakimś argumentem, na który nie potrafię od razu odpowiedzieć. Potrzebuję czasu na przemyślenie i "ripostę".
Dziękuję Wam za odpowiedzi. Wiem przez to, w którą stronę pójść w rozmowie.