Witam Was
Kiedyś pisałam tutaj o chorobliwej zazdrości mojego chłopaka. Jest o wiele lepiej - nie podejrzewa mnie, nie ogranicza.
Problem leży w tym, że to ja się teraz zrobiłam zazdrośnicą
A konkretniej - jestem strasznie zazdrosna o jego przyjaciółkę.
Znają się od urodzenia, czyli już 20 lat. Nie mają ze sobą jakiegoś super kontaktu, ale jednak. Kiedy ja się rozstałam z nim, akurat to był okres studniówkowy, jako osobę towarzyszącą wybrał ją. Fakt, że mogłoby między nimi być coś wtedy - oboje nie mieli nikogo.
Krótki czas potem wróciliśmy do siebie. Jesteśmy już ze sobą rok i 7 miesięcy - nie licząc czteromiesięcznej rozłąki.
Czuję się strasznie zazdrosna:
- są oboje w tym samym wieku - ja jestem 3 lata młodsza
- jest naprawdę bardzo ładna
- jest od niego niższa - on jest bardzo niski, więc ona bardziej do niego pasuje; facet z kompleksami niskiego wzrostu woli niższe - a ja jestem równego wzrostu z nim, czyli pogłębiam jego kompleksy
- pochodzi z zamożnej rodziny - tak jak on
- ma ciekawą osobowość i zainteresowania
- jest bardzo pewna siebie
Może te powody wydają Wam się błahe, ale mnie to dręczy
Wczoraj podwieczór napisała do niego sms-a: "weź swoją żonę i wpadnijcie do mnie na jakieś winko". Takie spotkanie pożegnalne, bo wyjeżdża na kilka lat za granicę. Stwierdziłam, że muszę z nim jechać, bo nie zniosłabym myśli, że są sami.
Było nawet miło. Tylko denerwowała mnie myśl, że jest mu bardzo bliska. Jak wypytywał ze smutkiem w głosie kiedy wróci albo jak się ściskali na pożegnanie, to aż się we mnie coś gotowało. A że kobiety mają zdolności do przesadyzmu i wmawiania sobie pewnych rzeczy - ja sobie pewnie wbiłam, że pewnie mu się podoba.
Była dla mnie miła, rozmawialiśmy we trójkę, na koniec powiedziała, że bardzo miło było jej mnie poznać.
Ja nigdy nie zaznałam czystej przyjaźni damsko - męskiej, dlatego tak trudno jest mi uwierzyć, że może istnieć.
Od wczorajszego spotkania nie mogę nad sobą zapanować, to jest silniejsze Zaczęłam mu mówić, że chyba powinniśmy się rozstać, że tego nie zniosę...
Dziś się spotkaliśmy i... Kompletna klapa. Nie było radości ze spotkania, cieszenia się sobą... Zrobił się dla mnie jakiś dziwny. Zapewnia, że mnie kocha, że ona jest tylko przyjaciółką.
Nawet jak się staram to zrozumieć, to za chwilę przychodzi fala złości, której nie potrafię powstrzymać
Boję się, że coś się między mną a nim popsuję. Już nie jest tak jak było kiedyś...
W piątek wyjeżdżamy na tydzień w góry... Mam nadzieję, że to nas do siebie znów zbliży... Może przez jego pracę też nasze kontakty się pogorszyły - wykonuje pracę fizyczną, więc jak wieczorem się spotykamy, to nie jest w najlepszej formie ani nastroju...
Poradźcie coś. Musicie mnie doprowadzić chyba lekko do ładu i wytłumaczyć jakoś tę sytuację. Niestety mam naturę panikary i zamartwiania się, dlatego to wszystko tak mnie męczy.
Nie chcę żeby to wszystko się jeszcze bardziej pogorszyło .
Pozdrawiam i liczę na cierpliwość do mnie