Odeszłam od mężczyzny który był wszystkim, swiatem całym... odeszłam po całym pełnym roku bycia razem....Odeszłam bo nie wytrzymałam tego mimo iż kochałam tego mężczyznę bardzo mocno lecz martwi mnie to ze nie czuję nic....
od miesiaca oddzielenie a ja nawet nie zapłakałam, moze po kilku głębszych gdy wracałam do domu i kładłam sie spac płakałam do poduszki ale to zdarzyło sie z dwa razy.
Wiec pytam dlaczego nie płakałam, dlaczego patrzac na nasze fotografie bo wszedzie ich pełno nie czuję nic.....bylam tak cholernie uzalezniona od tego człowieka a teraz jest taka pustka, czy ja nie mam serca czy duszy, podobno zraniłam Go, podobno On zranił mnie lecz ja juz tego nawet nie pamietam...jak mogłam jak to się stało ze nie pamietam nic...nic z roku bycia razem.... Czy podswiadomie wypieram te mysli? czy może go nie kochałam? choć to drugie raczej nie chodzi w grę. Robiłam dla niego wszystko i teraz pytanie czy od serca czy z "przymusu"?
Dziwnie sie z tym czuję....
Nie wiem tez czy powinnam to analizować, zastawiać sie co to było? bo jestem pewna ze juz to nie wróci, nawet nie boję sie tego uczucia gdy go spotkam, choć czasem nie dopuszam myśli ze on nie jest juz mój....
dziwnie....dziwnie dziwnie mi...