1) o benzodiazepinach - niekiedy mogą być wręcz zbawienne, ale najlepiej na krótką metę i przede wszystkim w bardzo niewielkich, nieregularnie przyjmowanych dawkach - wówczas można sobie zapewnić chociaż ze 2-3 dni w tygodniu ulgi od silnych lęków na przykład; taką pożyteczną benzodiazepiną może być Clonazepam, który ma długi okres półtrwania - mimo, że przez narkomanów kupowany w Wawie podobno po 2 złote za tabletkę, to jednak przyjmowany 1-2 razy w tygodniu, w niedużej dawce, nieregularnie, z przerwami, na przykład w okresie wakacyjnym czy świątecznym NIE UZALEŻNI, jest pomocny i nie dostaje się od tego narkotycznego kociokwiku...
oczywiście jak ktoś pożera garściami i popija alkoholem, no to to jest w ogóle inne zagadnienie...
w każdym razie benzodiazepiny nie są destrukcją same w sobie, jako takie...
2) wydaje mi się, że jeżeli złe samopoczucie utrzymuje się latami i jest nie do zniesienia a psychoterapia nie pomaga... (nawiasem mówiąc... zazwyczaj, moim zdaniem, nie pomaga tak naprawdę a jedynie coś tam trochę łagodzi niekiedy, ale i wręcz zaszkodzić też może - zapewniam, że wiem co mówię... ) no więc w takiej sytuacji z pewnością warto spróbować leczenia farmakologicznego, ale lekami nowoczesnymi i nieuzależniającymi
3) tak czy inaczej wszystko zaczyna się od UZALEŻNIEŃ - jeśli ktoś jest alkoholikiem, narkomanem czy lekomanem, to wyjście z nałogu powinno być zawsze pierwszym etapem leczenia a dopiero potem dobieranie na dłużej leków i tak zwana "psychoterapia" mająca wpłynąć na samopoczucie psychiczne i życie emocjonalne...
Jeśli ktoś ćpa, chla, itp. to właściwie w ogóle nie powinien brać wtedy żadnych leków, bo może sobie zaszkodzić nawet mocniej niż mu się wydaje - to jest po prostu niebezpieczne... NIE DA SIĘ PODJĄĆ SKUTECZNEGO LECZENIA FARMAKOLOGICZNEGO BEZ WCZEŚNIEJSZEGO WYJŚCIA Z UZALEŻNIENIA CHEMICZNEGO - nie ma się co łudzić, według mnie, dlatego taka a nie inna musi być kolejność a potem nie można oszukiwać i jechać na prochach i alko albo narko, bo to jest głupiego robota i droga donikąd... I potem można tak sobie biadolić do końca życia, albo i nawet się pochlastać... Nie ma innego wyjścia niż wziąć się za buzię w kwestii uzależnień a potem wspomagać się dobrze dobranymi lekami, żeby do nałogu nie wrócić i utrzymać się w trzeźwości. A jak kto chce to sobie może jeszcze do tego dodać "psychoterapię"... chociaż osobiście uważam, że bardziej skuteczne są programy 12 kroków i rozmaite grupy wsparcia a także budowanie sobie różnych pozytywnych, przyjemnych spraw (w tym kontaktów z ludźmi trzeźwymi) własnymi rękami, w swoim codziennym życiu...
oczywiście dobrze jest pójść sobie po prostu wygadać się do "psychoterapeuty", jeżeli uda się nam znaleźć sensownego czyli takiego, który sam jest wystarczająco zrównoważony, przyjazny i nie wypada zbyt łatwo z roli...
no przynajmniej ja tak rozumiem te sprawy, na ile się w nich orientuję...