ja albo nie mam szczescia albo jestem jakas toksyczna i nie umiem tworzyc zdrowych relacji tylko jakies chore związki.
ciężko mi zaczyna się robić w tej nowej znajomosci. chyba za duzo niespelnionych oczekiwan z jednoczenym uczuciem pogubienia się i niepewności co bedzie.
no i kolejna chora sytuacja.
wczoraj rozmawiac przez telefon, powiedzial ze jego ex wraca na dwa dni, bo musi zalatwic cos na uczelni. bedzie mieszkac u niego, ale w pokoju wspolklokatorki, a nie jego. niby wszystko rozumiem (mimo niepewnosci- bo w koncu byli 6 lat!
). ale z drugiej strony nie moglam opszec sie destrukcyjnym popędom z mojej strony - wlasnie-coraz czesciej nachodzą mnie mysli, ochota zeby to zniszczyc, co sie buduje :/ jak za starch zlych czaso..robilam wtedy wszystko niby wbrew sobie, zeby rozwalic związek-potem najczesciej zalowalam, bo rzeczywiscie zaczynalo sie psuc...
juz wiem, ze malo sie jednak zmienilo w moim podejsciu/zachowaniu mimo tych ksiązek doswiadczeni chyba musze sie leczyc
jak ja zareagowalam na ten telefon
na początku bylam w szoku ale zachowalam spokoj. podziekowalam ze wogole mi o tym powiedzial i ostrzeglam ze nie wiem jak zareaguje
po paru godzinach wpadlam na "genialny' pomysl
a mianowicie:
poniewaz musze wrocic na weekend do miasta, gdzie studiowalam, zeby zakonczyc projekt ze studiów, a nie mam gdzie przenocowac, skontaktowalam sie z moim ex z pytaniem czy moge u niego. zgodzil sie.
zadzwonilam potem do mojego obecnego "prawiefaceta" i powiedzialam mu, ze jade w piątek dokonczyc projekt i bede nocowac u ex.
stwioerdzil ze to troche niefair, bo wczesniej mu mowiłam, ze "ja wiem jak to jest nocowac u byłego ]:->" co bylo dla niego jednoznaczne. dla mnie nie.
powiedział, ze pozostaje kwestia zaufania...
jakos nie widze tej nowej relationship oO
za duzo zaszłości/dystansu/niepewnosci/gry
nie wiem. znowu sie zaczynam meczyc. jak w kazdym poprzednim związku
jak sobie radzic z takimi destrukcyjnymi uczuciami?