Tą małą rzeczą są dwie paki benzodiazepinek,które wykombinowałem w aptece bez recepty.Lecz już po chwili uczucie euforii z udanej transakcji zostało zastapione mysla o tym jak załosnym jestem zużywaczem tlenu skoro takie coś dało mi namiastke zadowolenia z siebie.
Nie! Nie jestem typem naszego forumowego kolegi Macho,który swoimi problemami usprawiedliwia fakt braku chęci znalezienia pracy,juz nie mówiac o braku chęci codziennej kapieli i zmiany bielizny,która to z luboscią obwąchuje po tygodniowym uzytkowaniu.Ja sie staram znaleźć robote,chodze,wycieram klamki ale nie odnosze sukcesu.Ale to nie główny problem ,ja ogólnie uwazam sie za zero.Żyje z poczuciem winy,winy z kazdego powodu.Byłem winny w oczach osóg które mnie spłodziły,bo pragnąłem miłosci,bezpieczenstwa,serdecznego ojcowskiego przytulenia,a dostawałem tylko wyzwiska,bicie,całonocne libacje i ponizanie.
Czy jestem winien również tego,ze pragnę tej odrobiny zobojetnienia,wzglednego relaksu i zachamowania procesu stresujecego procesu bycia sam na sam ze swoim stresem,okupionego uczuciem jakby ktoś wlał mi do głowy wiadro roztopionej smoły i 'zwatowacenie' nóg,po zazyciu kilku,moze kilkanastu 'rolek'???
Pewnie i Wy macie rację ze tak...