In chains...

Problemy z partnerami.

In chains...

Postprzez Applee » 1 cze 2009, o 17:39

Witam.

Pomimo,ze nie udzielam sie na forum to codziennie, regualrnie od dwoch lat tu jestem! czytam WASZE wpisy codziennie.. Sama niewiele mam odwagi, by cos komus doradzic,bo obawiam sie, ze moge wiecej sprawic smutku nic dac wsparcia..
Moze to glupio zabrzmi, ale dojrzewam razem z tym forum. Czytajac Wasze wpisy, odnosze je rowniez do swojego zycia...Teraz znow u mnie jest okres, gdy potrzebuje wsparcia... Nie wiem jak zrobic tak,zeby mi bylo dobrze.
Po wielu perypetiach wiem,ze chce byc z moim mezczyzna. Chce wstapic w zwiazek malzenski... Pojawia sie jednak kwestia mojej MATKI- znow- jej braku akceptacji dla choroby mojego lubego. Az boje sie zaczac temat przyszlorocznego slubu..Przeraza mnie wizja, ze znow uslysze, ze on nie jest dla mnie, ze ona nie wyrazi zgody. Ja tylko pragne akceptacji z jej strony! A wciaz jej nie dostaje. Od mojego ojczyma wiem,ze mama wciaz przejmuje sie tym, ze moj luby jest chory.Wstydzi sie? Martwi,ze zmarnuje sobie zycie? Ale przeciez z drugiej strony to moja sprawa. Mam wziac slub w tajemnicy czy jak?Jej zdaniem zwiazek bez sakramentu malzenstwa jest dobrym wyjsciem. Tyle,ze my w kocny chcielibysmy sie zdecydowac na ten krok.
Mam dosc ciaglej krytyki i trzymania za reke! Nawet na odleglosc.
Nie wiem jak rozwiazac te sytuacje. Narzeczony nic nie wie o jej stosunku do niego. I mam nadzieje,ze nigdy sie nie dowie, gdyz to zraniloby go strasznie i pewnie nastawilo jeszcze bardziej anty moja matka.
Czuje sie jak w potrzasku. Mieszkamy juz dwa lata ze soba. Bywalo miedzy nami lepiej i gorzej, ale wciaz trwamy przy sobie pomimo tych przeciwnosci i zadne z nas nie chce rezygnowac. Wydaje mi sie, ze juz poznalismy siebie nie tylko od tej dobrej sttrony, ale i od tej zlej. Wiemy,czego mozemy sie po sobie spodziewac, czego oczekiwac.
Tylko jak to dalej ma wygladac, jezeli ja bede wciaz odmawiala ustalenia daty slubu zaslaniajac sie rozniastymi klamstwami??
W moim rodiznnym domu ostatnio tez sie popsulo pomiedzy matka a ojczymem, gdyz okazuje sie,ze zdaniem mamy, on ja okrada z pieniedzy.
jaki jest rezultat?Nie sa malzenstwem.
Matka denerwuje sie w sluchawke telefonu,wyzywa go (ojczyma..),narzeka, lecz wiem,ze w konsekwencji go nei zostawi. Wiem tez, ze przy byle okazji siega po kieliszek... Potem dzwoni albo... nie odboera telefonow ode mnie i tlumaczy sie tym, ze : "bylismy na imprezie"," wpadl znajomy" itd.
Jej zdaniem wszyscy mezczyzni sa ZLI, zalezy im tylko na pieniadzach i koniec. A moj do tego jest jeszcze chory!!!!!
To zdecydowanie za duzo jak na mnie...
Jeden jej telefon potrafi zburzyc moje samopoczucie, jak dzis np.
Jak sobie z tym radzic?
JAk do niej dotrzec? Jak sie z nia porozumiec?
Chce zyc swoim zyciem.... wreszcie.
Dla swietego spokoju obiecalam wrocic do rodzinnego maista za kilka lat i poprowadzic interes majac w glebi duszy nadzieje, ze on w zamian "odpusci" mi moj wybor zyciowy partnera.
Tak sie neistety, nie dzieje...
Nie bardzo wiem co dalej z tym fantem zrobic...
tylko prosze, nie piszcie mi,ze jestem dorosla. To wiem,ale gwarantuje, ze ktokolwiek z WAS bylby w mojej skorze, doskonale zdawalby sobie sprawe,ze nie jest to takie proste.


Pozdrawiam serdecznie z deszczowej warszawy
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez wuweiki » 1 cze 2009, o 20:44

witaj Silence...
pierwsze, co mi się nasunęło na myśl, to że przecież Twoja relacja z narzeczonym to tylko i wyłącznie wasze życie i wasz wybór.... i nikt - nawet matka - nie ma prawa się wtrącać czy decydować o tym, w jaki sposób zamierzacie żyć...
bez urazy.... ale niektórym rodzicom wydaje się, że dzieci są ich własnością... a niektórym dzieciom - że tak właśnie jest i ma być...
rodzina rodziną.... bliskie więzy, miłość rodzinna itd... wszystko ok...
ale jak dla mnie już sama miłość wyklucza kontrolowanie osoby, którą się kocha.... nawet, jeśli to jest rodzone dziecko...
rozumiem, że chcesz, aby Twoje relacje zarówno z mamą jak i z partnerem były dobre i szczęśliwe.... ale niestety - aby relacja między ludźmi była przynajmniej poprawna, to moim zdaniem obydwoje tego muszą chcieć... a przede wszystkim szanować wzajemną wolność wyboru ścieżki życiowej.... nawet jeśli się ona jednej z osób nie podoba...
moje pomysły sa takie, aby nie obawiać się konfrontacji z mamą... przedstawić jej Twój punkt widzenia i fakt, że to Twoje życie, Twój wybór i Twój narzeczony to człowiek, którego TY pokochałaś i z którym TY chcesz spędzić życie... że miłośc do niego nie przeczy ani nie przeszkadza miłości do mamy... rola rodzica kiedyś się kończy jako decydenta o wyborach dziecka i nadchodzi czas, aby pozwolić dziecku na całkowicie samodzielne życie...
nie wiem jak jest... ale może Twoja mama po prostu boi się pozostania samą... opuszczoną i przez męża i przez Ciebie?
jakkolwiek - jak zawsze jestem zwolenniczką szczerej odważnej ale i troskliwej rozmowy...[z Twoich słów nie wyczytałam, czy takie były]
pozdrawiam
wuweiki
 

Postprzez limonka » 1 cze 2009, o 20:56

tak wlasnie jestes dorosla!!!! nie pozwol sie manimpulowac przez matke..jesli wiesz ze to ten i obydwoje chcecie wstapic w zwiazek malzenski tak zrobcie..poza tym z tego co piszesz jak zyje twoja matka...hmmm coz nie jest ona chyba najlepszm wzorem do nasladowania...
ps. kwoli pocieszenia znam jedna pare pobrali sie mimo przeciwnosci losu i braku akceptacji rodzicow...coz i ci poj akims czasie przelkneli i zaakceptowali ich zwiazek...szczegolnie po urodzeniu uroczej wnuczki!!!
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez bunia » 1 cze 2009, o 22:14

Hej Silence...milo,ze jestes znowu mimo okolicznosci....z tego co piszesz to wyglada,ze kazdy facet bylby nieakceptowany wiec to raczej nie ma wiele wspolnego,ze to wlasnie "ten".....bierz zycie w swoje rece i nie ogladaj sie kto zaakceptuje a kto nie...cala reszta ma swoje zycie za ktore sama odpowiada a Ty za swoje.....mysle,ze najlepiej byloby sie odsunac i postawic granice z przyjeciem konsekwencji....rozumiem,ze nie masz odwagi powiedziec chlopakowi o calej sytacji ale jesli umiejetnie to zrobisz to nie jest powiedziane,ze az tak bardzo bedzie go to bolalo - sadze,ze bedzie mu lzej wiedzac na czym stoicie no i bedziecie mogli sie wspierac wzajemnie.

Pozdrowka :)
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez ewka » 2 cze 2009, o 07:57

A moja koleżanka przyszła do rodziców ze swoim facetem i mówi tak: mamo, tato... właśnie wzięliśmy ślub. I myślę, że gdybym miała taki kontakt z matką, jaki masz Ty (czyli w zasadzie żaden), to tak bym zrobiła. Pozostaje kwestia Twojego mężczyzny... ukrywasz niechęć matki do niego (też bym ukrywała, bo strasznie to niemiłe)... ukrywasz, ale on chyba co nieco wyczuwa, prawda? Więc załatwienie "sprawy" bez szumu chyba go nie zdziwi?

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez carita » 2 cze 2009, o 15:12

Silence, miło Cię "widzieć". Po przeczytaniu tego, co napisałaś, przyszło mi do głowy coś, z czego może skorzystasz? Któregoś niezbyt pięknego dla mnie dnia, kiedy szarpałam się z przekazem matki o moim związku (to dłuższa historia i w sumie to zapewne nie chodziło tylko o ten związek, ale w ogóle o bycie moje z kimkolwiek), olśniło mnie. Bo ja podobnie jak Ty ukrywałam przed moim partnerem całą prawdę, jaką moja matka żyje na temat naszego związku i jego samego. I zrozumiałam, że tak naprawdę jestem przez to bardziej z nią niż z nim, że to powoduje dużo moich wewnętrznych rozterek, o których on nawet pojęcia nie ma. Pomyślałam, że jeśli nie stanę po jego stronie, czyli tak naprawdę po stronie naszego związku, to zawsze będę rozdarta i w efekcie zawsze będę robiła to, do czego w jakimś tam stopniu skłania mnie matka. Postanowiłam więc i powiedziałam mu całą prawdę. Odzyskałam spokój, bo we wszystkich trudnych momentach związanych z moją matką mam jego wsparcie. Przeszłam na jedną stronę, a to, że mu powiedziałam, uważam za dowód dla samej siebie, że jestem po swojej stronie, czyli po stronie naszego związku. A że w kontaktach rodzinnych nie jest już tak cukierkowo, bo on "już wie"... Nieważne. To, co zyskałam dla siebie samej, jest tego warte. Odpowiedz sama sobie, dlaczego boisz się powiedzieć swojemu mężczyźnie, jaka jest Twoja mama i co o Was myśli? Chcesz utrzymywać pozory, ale po co? Dla siebie, dla niego czy dla niej? Być może dla niektórych to dość kontrowersyjny sposób, bo niby "nie kala się gniazda, z którego się wychodzi", ale czy nie jest to warte tego, żeby z tego gniazda wreszcie udało się wyjść?
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez Applee » 15 cze 2009, o 18:20

Dziekuje serdecznie za zainteresowanie i slowa wsparacia.
Caly czas probuje zebrac mysli, slowa,zeby jakos z nia sie dogadac. Najczesciej dochodzi miedzy nami do konfrontacji przez tel, gdzie jak gdyby nic rzuca aluzje.. Po takich slowach ja czuje sie wlasnie tak jak w tym momencie(po jednej z "tych" rozmow) czyli bezradna i wkurzona swoja bezsilnoscia.
Wspolnie z moja rodzina bylismy na mazurach przez ostatnie pare dni. Wszystko OK, ladnie..Na zewnatrz, bo dzis uslyszalam, ze " coraz bardziej jest skrzywiony...ale nie chce o tym rozmawiac bo nie chce sie denerwowac"... rece mi opadly... Zimny pot mnie oblal..Znow to samo.Znow te same slowa. Ja wiem, ze w czasie rozmowy w 4 oczy uslysze, ze powinnam byc z kims zdrowym,ze on wyladuje na wozku, ze go pokrzywi,ze jak ludzie beda na mnie patrzec i na niego..
A ja wiem, ze mnie to nie przeszkadza.Ma ograniczenia ruchomosci i pewnie beda postepowac ale ja sie na to godze..Albo przynajmiej tak mi sie wydaje na ten moment mojego zycia.
Jemu boje sie powiedziec jak to wyglada. Boje sie, bo byc moze w jakiejs klotni uslysze, ze jestem taka jak moja matka? Ze moje starania o jego zdrowie czy rehabilitacje beda przez niego odbierane jako cos, co chce MOJA matka a nie JA? Moze jego rodzina pomysli,ze mam zwichrowana matke?(heh, co wlasciwie niewiele odbiega od rzeczywistosci..)
Tak bardzo bym chciala, zeby cos mi pomoglo przekonac ja.
W poprzednim watku pisalam , ze wszystko nabralo na sile w zeszlym roku gdzie matka sie do mnie pzrez 2 miesiace NIE odzywala a potem miala pretensje,ze ja tego nie robie. Wyrazila swoje NIEZADOWOLENIE i dezaprobate w ten wlasnie sposob. A co teraz?Znow brnac w to samo? W nieodzywanie sie do siebie?Powiedziec jej,ze chce slub w przyszlym roku? I poklocic sie???
Tak cholernie sie boje!! Najzwyczajniej w swiecie sie boje, o siebie, o niego i o relacje miedzy nami trojgiem.
I nie umie sobie z tym wszystkim poradzic sama...
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez limonka » 15 cze 2009, o 19:41

silence napisał(a):A ja wiem, ze mnie to nie przeszkadza.Ma ograniczenia ruchomosci i pewnie beda postepowac ale ja sie na to godze..Albo przynajmiej tak mi sie wydaje na ten moment mojego zycia.
J


silence ,
to chyba jest najwazniejsze TY sie GODZISZ..kochasz go takiego jakim jest...to twoja matka ma problem i ona sama musi sie z tym uporac..postepowanie z nia jak z jajkiem nic tu nie da..........
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez ewka » 15 cze 2009, o 22:44

Bardzo się podporządkowałaś mamie... wg mnie dobre to nie jest.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 198 gości

cron