powiedział prosiaczek i umarł"...
w sumie to nie wiem co napisac...ostatnio było źle...bardzo....wczoraj było ajgorzej padło wiele przykrych słów...z jego strony....ja na skraju wytrzymałosci od dawna....i się skończyło....Paweł się dziś wyprowadza.....
Powiedziałam dosć, kiedy wczoraj pierwszy raz od prawie dwóch lat chciałam znów sięgnąć po żyletkę....to chyba najgorszy znak na to jak mi źle znów w życiu. w sumie to sama nie wiem co się stało...nie radze sobie od jakiegos czasu....prze ogromny stres w pracy połaczony z wielka walką w szkole.....kłopoty ze zdrowiem i zbyt duża iość obowiazków na które się rzuciłam chyba dały o sobie wreszcie znać......za wiele chciałam...a przecież zawsze byłam słaba.....praca mnie wykończyła....pierwszy raz od dawna nie miałam ochoty się budzic...i jeszcze ten cholerny licencjat...ta kupa pieniedzy, która musiałam uszperać.....w sumie to już koniec...za dwa tygodnie obrona...tylko co z tego jak nie mam czasu siły ani ochoty na chwycenie za notatki.....a musze...to ostatni dzwonek....
Paweł mi nie pomagał od jakiegos czasu nie czułam się kochana ani wspierana....wiem, ze on też ma kłopoty...wiem, ze pewnie za dużo wymagam.....ale ta wiedza nie wystarczyła. Jego rzeczy są spakowane a ja nawet nie zastanawiam sie czy dobrze zrobiłam....nie zastanawiam się czy sobie poradze sama....z beznadziejną pensją dwoma kotami i młodym Tanoshiim.....nie mam ochot ani siły....wiem,z ę przejdzie...pzrecież zawsze przechodzi...ale tak źle....nie było już dawno...kiedyś byłam głupia...teraz jestem w pełni swiadoma rzeczy, które robię i to w sumie przeraża mnie najbardziej....w zeszła sobotę skończyłam 25 lat....nie tak miało wygladac moje życie......