do Sinuhe...po drodze... cd

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

do Sinuhe...po drodze... cd

Postprzez android » 8 maja 2007, o 15:12

Hej Sinuhe
Chciałem odnie¶ć się do topica ...po drodze... ale z uwagi na przeprowadzkę wrzuciłem go tutaj. Rzadko tu zabieram głos, ale Twój post skłonił mnie do naskrobania kilku zdań. Wydaje mi się, że serendipity ma kupę racji. Najprawdopodobniej tak jak mi brakuje Ci drugiej osoby, partnera życiowego. Mam 28 lat i za sob± 4 letni classic DDA zwi±zek, który wyssał, że mnie wiele energii aż do momentu gdy powiedziałem do¶ć i nie rozbiłem się o własn± niemoc. Od roku po rozstaniu byłem na krócej lub dłużej z 3 kobietami. I wiesz co moje porażki na tym polu tylko utwierdzaj± mnie w przekonaniu, że to jest czego mi brakuje – blisko¶ci, dzielenia się życiem, ciepła. Wiesz ja też lubię przeczytać po raz 4 Krótk± historię czasu i zastanawiać się nad fenomenem kolapsu funkcji falowej. Rozwalić się na ł±ce z lornetk±, gapić się i czuć się czę¶ci± wszech¶wiata. Fajnie chodz± wtedy ciarki po plecach. Ale wydaje mi się że to jest tylko czę¶ć mnie.

Z tego co piszesz to przeczołgałe¶ swoj± psychikę na wszystkie możliwe sposoby i rozbiłe¶ j± na atomy, wiesz o sobie więcej niż niektórzy ludzie mogę dowiedz± się czego¶ o sobie przez całe życie. I to jest wiedza w miarę obiektywna. To jest cholernie wielka warto¶ć, może warto się tym z kim¶ podzielić. Może płoniesz już na tyle, że jeste¶ w stanie zapalić inn± osobę. Może jeste¶ w stanie dać wiele kobiecie i w przyszło¶ci własnemu dziecku. Z moim do¶wiadczeń wynika, że my faceci DDA mamy wiele do zaoferowania kobietom.
Dzi¶ spotykam się z dziewczyn±, któr± poznałem 2 tygodnie temu. Cholernie ciężko pozbyć mi się samokrytycyzmu tak mocno osadzonego we mnie, tych negatywnych projekcji w głowie, przeżywania wszystkiego przed spotkaniem o wiele bardziej niż w trakcie. Może i moje zachowanie determinuje teraz jaka¶ potrzeba akceptacji, itd. pewnie jest w tym dużo racji ale nie chce mi się analizować tego w taki sposób bo i tak nie zaspokoi to banalnej ludzkiej potrzeby bycia z kim¶. I cały czas wierzę, że spotkam swój prawdziwy love!

Stary, skoro odwaliłe¶ taki kawał porz±dnej roboty nad sob± to może zaryzykujesz jeszcze trochę….

Pozdrawiam
android
 
Posty: 11
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 15:03

Postprzez Sinuhe » 9 maja 2007, o 17:55

Hej!
Dzięki za ten wpis – w sumie to wyróżnienie, że poci±gn±łe¶ ten temat na nowym forum.
Wiesz – od dziecka byłem samotnikiem.
Nie mam psychiki kogo¶ stadnego, rodzinnego. To znaczy nie tak, by rzeczywi¶cie pozwalać na to, by ktokolwiek w jakikolwiek sposób we mnie ingerował.
Nawet moja pani psycholog powiedziała, że ja potrzebuję bardzo dużo samotno¶ci i mam się nie czuć za to winny. Poza tym powiedziała, że naprawdę jestem skrajnym samotnikiem, który jednakże bardzo dobrze potrafi koegzystować z innymi.
Ale co się z tym wi±że?
To, że na co dzień w pracy, towarzysko jest zupełnie ok. Po prostu s± to ludzie, którzy nie mog± we mnie ingerować. Przed druga połówk± nie ma ucieczki.

Druga osoba jest, jak wyrzut sumienia.

Napisałem topic, który mówił o tym, że nie mam pomysłu, co dalej.
Chce się wspinać w górę. Ale mozolnie i topornie mi to idzie.
Kto¶ powiedział, że rzeczywi¶cie kilka ostatnich lat miałem ciężkich. Nie pokusiłbym się aż o takie stwierdzenie, ale rzeczywi¶cie – od momentu, w którym już nie radziłem sobie i trafiłem na Psychotekst różnie bywało. Ja dałem radę, jeżeli chodzi o swoj± psyche, jeżeli chodzi o wszelkie problemy, które jak się okazało były długoletni± depresj± a przy okazji podobno i nerwica też dawała do¶ć mocno znać o sobie...
Na dzi¶ to szczerze mówi±c cieszę się, iż zapomniałem, jak to jest się czuć w tamtych stanach poza tym, że wiem, że to było koszmarne...
No i tak po poukładaniu siebie chcę i¶ć dalej – i nie bardzo wiem, czego chcę...
Znajoma nieraz ma status: na szczycie jest ¶wiatło, chłód i samotno¶ć...
Poniek±d tego chcę.
Szczytu – a czemu nie, uważam, iż chcę jakiego¶ sukcesu.
Samotno¶ć? Nic nowego – potrafię tak żyć, by było mi z tym ok.
Chłód? Jak ochłodzenie emocji – też mi pasuje...

Nieraz poznaję człowieka, który jest zaskoczony, że:
a) potrafi mi powiedzieć to, czego nie mówi innym
b) potrafię sporo wyczytać z tego
Może to i prawda...

Ale dokładnie tak wygl±da moje życie emocjonalne.
Nie wi±żę się z ludĽmi. Lubię ich, nieraz obcuję z ich emocjonalno¶ci±, jednakże intymno¶ć tego kończy się na tym, że widzę człowieka z pryzmatu sytuacji, problemu, wiwisekcji go, ale jego bycie osoba ucieka mi na drugi plan.

Do dzi¶ nie poznałem ani jednej kobiety, która po wejrzeniu w ni± po czasie dalej wydawała mi się interesuj±ca.
To nie jest mizoginistyczny atak.
Nie o to mi chodzi...
Po prostu po czasie dochodzi do sytuacji, gdy jedyne, co mógłbym odpowiadać na wszystko, co kobieta ma do przekazania, jest: wiem, wiem, wiem, wiem...
Nie przeczę – jasne zakochiwałem się, ¶wirowałem z tego powodu, bolało mnie cholernie, gdy co¶ się kończyło.
Ale było to zwi±zane z reguły z tym, że, gdy dochodziło do jakiego¶ spięcia.
Pierwszego – czyli ostatniego...
Nie potrafię niczego ratować.
Ba – nie widzę w tym sensu...
Zreszt± hm... za każdym razem dochodziło do momentu, gdy po prostu nie mogłem zdobyć się na minimum zainteresowania.
Może jestem mizoginem i tyle.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie zaakceptować tego, że kobieta może w najmniejszym nawet stopniu decydować o moim życiu.
Na wszystko, co jest szantażem, prób± rozkazania mi czego¶, wpływu na mnie reaguję zło¶ci±.
Poł±czon± z rozczarowaniem.
Z tego dla mnie nie ma odwrotu...

Nie mam nerwów na wypracowywanie kompromisów itd.

Na dłuższ± metę chyba nawet niespecjalnie mnie interesuje wnętrze innych ludzi. Tak jest do momentu, gdy co¶ w drugim człowieku mnie fascynuje, gdy widzę co¶, co jest nowe, czego jeszcze nie znam i co mnie interesuje.
Ale to trwa chwilę.
By kobieta mnie poci±gała, to muszę jej nie znać.
Potem tylko mnie drażni...

Wiesz - gdy co¶ mi się rozpadało, to przede wszystkim największ± frustrację powodowało to, że w jaki¶ sposób przegrywałem.
Nie strata osoby, co poczucie klęski.
Niedawno spotkałem dziewczynę, która była dla mnie naj, naj ile¶ lat temu. Chyba z rok ¶wirowałem ni to podchodz±c, ni to odchodz±c. My¶lę, że w swoim czasie emocjonalnie była dla mnie istotniejsza, niż te, z którymi rzeczywi¶cie byłem. A co zabawne – dopiero po kilku dniach przypomniałem sobie, że tak się w niej mocno kochałem.
Więc – po prostu moja rezygnacja ma uzasadnienie.

Nie chcę ani sobie robić krzywdy, ani komu¶.
Po co kolejny raz się orientować, że jestem z kompletnie obc± mi osob±, że nie interesuje mnie, co ma ona do powiedzenia, że po czasie fascynacji jedynie irytuje mnie dogmatyzmem i głupot±? Niekoniecznie rzeczywistymi, ale wyczuwywanymi przeze mnie.
Po co?
S± ludzie niestworzeni do zwi±zków i ja najwyraĽniej takim człowiekiem jestem.

Poza tym – kolejne odkrycie mojej pani psycholog.
Tak obawiam się odej¶cia kogo¶, że zrobię wszystko, by ono nast±piło.
Po to, by nie żyć w stresie.
Najlepsze okresy mojego życia były wtedy, gdy byłem sam i nie zaprz±tałem sobie głowy żadn± kobiet±.
I hm... tu jest ewidentnie moja wina a nie kobiet. Wszystkie byłe, czy też tylko takie, z którymi się spotykałem ot tak s± mężatkami, czy też maj± stałych partnerów.
Nie – nie żałuję, ani jednej.
Chyba, że jednej kumpeli, co co¶ do mnie miała, ale dla mnie wtedy wyższa sporo kobieta nie wchodziła w grę. Zreszt± to, czego żałuję to jej idealnie stabilny charakter. Bez cholernych fochów, mierzenia się z drugim człowiekiem, wojowania o byle pierdołę...

W głębi ducha zdaję sobie sprawę, że jedyna wersja do zaakceptowania dla mnie to kobieta do szaleństwa we mnie zakochana, wierna i czekaj±ca, której okazuje niewiele i bardzo rzadko.

Sam widzisz, że to niezdrowe.

Darujmy sobie teamt zwi±zków.
Moje "co dalej" wi±że się z czym innym...

Pozdrawiam
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez ewka » 9 maja 2007, o 20:02

Lubię Cię czytać, Sinuhe... onie¶mielasz tym analizowaniem i rozpoznawaniem ludzi, z którymi się zetkniesz... jakby¶ wzbudzał obawę, że z tych kilku słów wyczytasz co¶, czego nie wiem o sobie;)) Głupie to, wiem;)

Mam wrażenie, że "rozebrałe¶" sam siebie na cz±steczki. To dobrze? Chyba tak, bo w tym całym interesie umiesz się odnaleĽć... i dlatego chcę zapytać: czy czujesz się szczę¶liwym człowiekiem?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sinuhe » 9 maja 2007, o 21:44

Ja nie jestem taki tylko 100% analizuj±cy i oceniaj±cy.
No może zwykle to robię – ale to chyba wypracował mi się odruch, którym się broniłem przed wszystkimi nieuporz±dkowanymi emocjami sprzed lat.
Może mogę tak przy czytaniu mnie robić wrażenie zimnego, lodowatego i opanowanego człowieka a jestem impulsywny. Nie potrafię w bezruchu być – raczej robię wrażenie nerwowo¶ci...
I wcale nie za dobrze trafiam z analizami...
Tylko, że hm... rzucam stwierdzenia na zasadzie pytań i ci±gnięcia za język wiedz±c, że to co mówię, to wydawanie się...
Mogę sobie żyć w ¶wiecie analitycznym, naukowym – abstrakcyjnym, ale przecież lubię i zwyczajne gadanie o dupie Maryni, ¶wińskie dowcipy, żarciki, cał± t± grę, która jest po to, by był ok nastrój...

Zreszt± po czasie zdobywania wiedzy o sobie raczej odchodzę od analizowania.
Nie jest mi ono specjalnie potrzebne...
Tak na dzisiaj my¶lę, że to, iż poradziłem sobie z rozpieprzonymi w drobne kawałki nerwami - wyłania to DDA c.d. Albo może już nie DDA, ale to, jak jestem przyzwyczajony do bycia sob±.

Sam nie wiem.
Na razie naprawdę moimi priorytetami jest jaki¶ rozwój. Nie można tylko zajmować się swoim wnętrzem. By może żyję mocno wewn±trz siebie, ale na razie chcę robić kompletnie przyziemne rzeczy typu jaki¶ awans zawodowy.
Kurde – znajomi maj± super stanowiska, doktoraty, ¶wietnie czę¶ć zarabia. A ja przez ¶mieszn± lojalno¶ć i oczekiwanie na mgliste obietnice czasem żałuję, że jednak nie zwolniłem się.
A zreszt± cholera wie.
Nie mam ochoty się stresować „jakby” i „gdyby”.
Jestem kompletnie odduchowiony – choć tego nie żałuję.
Wyczuwam wielki brak w tej sferze, ale jednak budzi we mnie ona poczucie fałszu, my¶lenia życzeniowego itd.

Poznanie samego siebie jest ¶wietne.
Uznanie, że ¶wiat jest prosty też ma zalety.
Ale ta hucz±ca prostota ogłusza.
Gdzie tu miejsce na sens?
Choć widzę tylko sens.

Nie chce mi sie już dr±żyć i zgłębiać.
Za bardzo nie mam dalej po co.
Jako narzędzie samoleczenia spełniło to sw± rolę.
A pisarzem nie zostanę.

Czy jestem szczę¶liwy?
Dobre pytanie.
Napisałem, gdzie¶ tam, że tak.
Na pewno wiem jedno – nie jestem już chorobliwie nieszczę¶liwy, jak byłem przez minimum 15 lat.

Może czas na kolejny etap zmian w sobie...
Tamten czas miał zaletę – było mi tak Ľle, że jednoznacznie to wiedziałem.
Teraz? Codzienno¶ć zagłusza te sprawy.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez ewka » 10 maja 2007, o 07:51

Dzięki. Czuć, że nie jest się nieszczę¶liwym - ja my¶lę, że to jest bardzo dużo.

:)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sinuhe » 10 maja 2007, o 12:51

Cóż - wydaje mi się, że sygnały psychicznego dyskomfortu można wykorzystać.
Kilka lat temu pchnęło mnie to ku walce o siebie.
Czę¶ć najistotniejsza się powiodła.
Być może teraz wszystko oznacza, że mam co¶ znowu do zrobienia.
Tego się chcę trzymać :)
Z "my", które wynikało ze strachu przed odmienno¶ci±, samotno¶ci± i niewiar± w siebie poszedłem w "ja", które nasyciło się sob± i dalej chce wzrastać.
Może czas na "my", jako rzeczywist± koegzystencję mnie z innymi ludĽmi.
Inaczej, niż w najbardziej podstawowej siatce interakcji :P
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez Olsa » 10 maja 2007, o 13:06

Sinuhe napisał(a):Tego się chcę trzymać :)
Z "my", które wynikało ze strachu przed odmienno¶ci±, samotno¶ci± i niewiar± w siebie poszedłem w "ja", które nasyciło się sob± i dalej chce


jak tego dokonales ?
je¶li można zapytać. czasem z my na ja nie da sie przej¶ć.
Avatar użytkownika
Olsa
 
Posty: 64
Dołączył(a): 9 maja 2007, o 15:38
Lokalizacja: warszawa

Postprzez android » 10 maja 2007, o 13:10

Hej,
Sporo z tego co napisałe¶ o relacjach z kobietami odnajduję w sobie. Daleki jestem od twierdzenia, że dla każdego bycie z kim¶ jest warunkiem sine qua non w drodze do szczę¶cia, bycia sob±, spełnienia – zwał jak zwał.

Jeżeli jeste¶ przekonany, że jeste¶ samotnikiem to OK. W mnie zakorzenione jest przekonanie, że tak nie jest, a nieumiejętno¶ć wła¶ciwego odnalezienia się w zwi±zku jest dla mnie szczególnie bolesna. Chciałbym założyć rodzinę, mieć dzieciaki, a najlepiej syna :D .
Wiem, że nie mogę nauczyć się kochać i wła¶ciwie odbierać miło¶ć nigdzie indziej tylko w zwi±zku z kobiet±. A, że jest to usiane mas± porażek, kopniaków, wyrzutów sumienia i rozczarowań to trudno. Wielk± rekompensat± za to jest dla mnie fakt, że wiele założeń a priori jakie robiłem wobec mojej osoby okazało się fikcyjnymi i potrafię sensownie dawać i sensownie brać.

Pozdrawiam
android
 
Posty: 11
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 15:03

Postprzez ewka » 10 maja 2007, o 13:20

Może dyskomfort temu wła¶nie ma służyć? By szukać? I by znaleĽć? I by nie bać się być sob± wbrew obiegowym standardom?

To też jest niemało.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sinuhe » 10 maja 2007, o 13:54

Olsa!
My¶lę, że z jednej strony przej¶cie od "my" do "ja" zwi±zane jest z moj± potrzeb± integracji w jedno, samostanowienia i własnie dyskomfortu w byciu wyłacznie "my".

Nie chcę gin±ć w tłumie.
Może to narcyzm - a co mi tam!!!
Gdzie¶ we wszystkim brzmi nuta "protect youself", nieprawdaż?

Jako wył±cznie gin±ca w tłumie jednostka czułem się chory.
Zacz±łęm stawać się "ja", gdy dotarło do mnie, że ci, których ocen się obawiałem, których oceny mnie raniły - ba przeciez obawiałem się oceny kogokolwiek - zaczałęm zdawać sobie sprawę, że to przeciez opinie ludzi niedoskonałych.
Czasem zagubionych, czasem po prostu głupich, podłych i których zdanie nic nie znaczy.
To też nauka tego, że jestem i czę¶ci± "my" w inny sposób, niż ucieczka przed sob±. I przecież ja jako¶ bez problemu patrzę na innych ludzi i nawet, gdy oceniam i wyrażam opinie wcale to nie ma ani jakiej¶ mocy niszcz±cej, ani nie jest kategoryczne.
To wszystko to sieć, maszynka współdziałań.
Większo¶ć elementów jest:
a) niedoskonała, z zarazem:
b) całkiem ok
Więc po prostu mogę się w odpowiednim stopniu utożsamiać zarówno z nimi, jak i soba samym.
Na tyle, by czuć się w pełni integralnym sob± a z innymi koegzystować twarz± w twarz.
Nie jestem ani lepszy, ani gorszy od reszty, ale mam prawo d±żyć do tego, by było mi ok.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez goliat98 » 12 maja 2007, o 12:33

Gdy czytałam twój list zastanawiam się co jest dla ciebie najważniejsze, napisałe¶ może czas na zmiany? , zastanawiam się od czego¶ by¶ zacz±ł?
goliat98
 
Posty: 23
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 13:00
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez Sinuhe » 12 maja 2007, o 14:54

Co jest dla mnie najważniejsze?
Ciężko mi powiedzieć - ale na pewno chcę osi±gn±ć sukces.
Widzę, jak znajomi, jak brat i jego kobieta zaryzykowali i czerpi± teraz z okre¶lonego standardu życia.
Jednocze¶nie dziwi±c się mi, że maj±c jakie¶ tam predyspozycje tkwię w jednym miejscu.
No nie ma sprawy - w sumie nie robię nic na chybcika - muszę skoczyć 2 studia, podyplomówkę, podszlifować angielski to jedna sprawa.
Poza tym - jak rok temu chciałem się zwalniac, to miałem kilka rozmów z wł±dzami, po których zdecydowałem się pozostać.
Wiceprezes znęcił mnie jednym ze stanowisk zarz±dzajacych na instalacji, której budowa teraz ruszyła - poczekamy, zobaczymy. Okaże się, co wła¶ciwie będzie do zaoferowania i co uda się mi wynegocjować.

Wewnętrzna podróż potrwa dalej - ma to teraz nikłe tempo, ale na pewno się nie kończy.

Co do kwestii uczuć, zwiazków - na pewno nie ucieknę przed czym¶, co uznam za sensowne. Choć znaj±c siebie obawiam się, że mogę kolejny raz się wpakować.
Być może brzydki nawyk oceniania i warto¶ciowania, jaki w sobie wyrobiłem jest całkiem ok. Ale faktem jest, iż jest to dla mnie najtrudniejsza czę¶ć życia.
Przerażaj±ca wręcz...
Ale cóż - na pewno będę unikał osób, które w jaki¶ sposób będę mnie ci±gn±ć w dół. To jest co¶, co nie ma sensu... Żadna ze stron nie powinna rezygnować z siebie. Widzę, jak brat znalazł sobie partnerkę. Teoretycznie mógł nawet nie próbować - ona wyższe wykształcenie, brat teraz 4 raz zaczyna studia. Ona z rodziny zamożnej, gdzie rodzice maj± ok stanowiska - my, no cóż, kiedy¶ ubodzy krewni swoich, rodzina samobójcy - alkoholika. Ona naprawdę wyj±tkowo atrakcyjna, wykształcona, perfekcyjnie języki obce, raczej profesjonalistka niż intelektualistka - ale inteligentna zdecydowanie powyżej ¶redniej, bardzo miła, spokojna i stabilna. Oboje teraz znaleĽli super prace, krotno¶ci ¶rednich krajowych - młody się zmobilizował: zacz±ł studia, po czesku mówi coraz lepiej, widzi, że z poprzedni± tylko się męczył. Niestety ona nie potrafiła zostawić swej pracy w szkole, tylko młodego też traktowała, jak ucznia do zagniania w k±t. Kompletne niedobranie. Ale pomimo 7,5 roku zwi±zku to było dobre rozwi±zanie. szkoda mi poprzedniej, ale po prostu tak się dzieje. I ja i moje rodzeństwo wyznajemy zasadę, że druga strona ma nas rozwijać. Wtedy z siebie dajemy.

Wiesz - za cholerę nie chcę tkwić w jakich¶ mglistych bajeczkach o rozwoju wewnętrznym, czym¶ lepszym od tego, co dostepne dla pospólstwa itd.

Nie mam podej¶cia filozoficznego, nie mam podej¶cia wył±cznie ekonomicznego itd. - w sumie chyba najbardziej holistyczne jest takie cybernetyczne. Po prostu - ile się da! I nie zachłystywać się rozwojem wnętrza, gdy codzienno¶ć kuleje. Aby cały zegarek prawidłowo tykał trzeba we wszystkich dziedzinach się wznosić.

Jaki jest mój cel?
Nie być frustratem.
Proste?

Identyfikacja frustracji to pkt nr 1
Nr 2, to praca nad ich usunięciem.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez goliat98 » 12 maja 2007, o 20:34

to miło, że odpowiedziałe¶ na moje zastanowienia. Przeczytałam to co napisałe¶ z uwag±.Czuję,że dużo sobie bierzesz na głowę - ale rozumiem to, bo sama też pędzę i tez wiele spraw mnie przygniata. Choć ostatnio zauważyłam coraz lepiej mi ze sob±, gdy zaczynam sobie odpuszczać różne sprawy zawodowo- ambicjonalne.
Nie obraĽ się, ale gdy czytam o twoich przekonaniach na temat zwi±zków to jest mi daleko do ciebie. Mam wrażenie, że zakochujesz się we własnych wyobrażeniach, a gdy co¶ zaczyna nie pasować do twojej układanki to odpuszczasz....
goliat98
 
Posty: 23
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 13:00
Lokalizacja: Szczecin

Postprzez Sinuhe » 13 maja 2007, o 13:18

Nie mam o co się obrażać, bo najprawdopodobniej to prawda.
Może poznam osobę, co nie będzie warto odpu¶cić, gdy okaże się inna, niż moje wyobrażenia. A może nie...
Choć zmiana wyobrażeń - no cóż, wszystko da się zaakceptować oprócz głupoty, nielojalno¶ci, atakowania, zepsucia, czy niekonsekwencji...
Sam się nie łudzę, że mógłbym co¶ zdrowego stworzyć.
W±tpie, żebym potrafił dać równe prawo komu¶, kto byłby niżej ode mnie - tu nie chodzi o wyniosło¶ć, zadufanie w sobie itd. Nie jestem w stanie zaakceptować wymagań w stosunku do mnie od osoby, która w jakim¶ stopniu jest słaba. Miękki terror słabych poprzez szantaż, budzenie lito¶ci, poczucia winy, grę na lojalno¶ci to co¶, co budzi we mnie wstręt i już. I w dodatku w głębi siebie nie potrawię uznać prawa do decydowaniu o mnie przez osobę, o której uważam, że ma jakie¶ braki.
Niestety, ale doskonale wiem, iż mnie satysfakcjonuje tylko najwyższa półka. I sam chcę tam wej¶ć. Przecież patrzę wstecz i widzę, jak bardzo musiałem siebie łamać i okłamywać, by zakochiwać się w okre¶lonych osobach. I naprawdę masz rację.
Oczywi¶cie, że mogę to zrobić kolejny raz i wcale to nie będzie ta najwyższa półka - nie zdziwiłbym się, gdybym zaakceptował wył±cznie ¶więty spokój.
To też ogromna zaleta.
Nie oszukuję sam siebie, że ja stanowię kogo¶ naj, naj - daleko mi do tego i po nosie też dostałem przez kosze he he...
Tak, iż nie obrażam się, bo nie mam o co.
Zupełnie prawdopodobne jest, iż nie jestem zdolny do prawdziwej, zdrowej miło¶ci.
A ja naprawdę nie chcę nikogo skrzywdzić.
Avatar użytkownika
Sinuhe
 
Posty: 468
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:02

Postprzez goliat98 » 13 maja 2007, o 19:10

hej nie wierzę, że nie jeste¶ zdolny do prawdziwej miło¶ci. Jak piszesz o miło¶ci wyczuwam w tym jak±¶ rywalizację, walkę o kontrolę i niekontrolę, dla mnie nie na tym polega miło¶ć. Pewnie znasz takie powiedzenie - kocham cię nie za to, za tamto, ale pomimo to, tego. Przecież każdy z nas jest niedoskonały (podobno tylko Bóg jest doskonało¶ci±) i nawet głupieec ma swoj± opowie¶ć.
Zaintrygowała mnie ta twoja wyższa półka, co to dla ciebie znaczy w praktyce?
Pozdrawiam.
goliat98
 
Posty: 23
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 13:00
Lokalizacja: Szczecin

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 57 gości